Następnego dnia Lili obudziła się. Patrzyła na duże lustro które stało przed nią.
- A więc to prawda- powiedziała sama do siebie jej cząstka dobra- Jestem wampirem, i jestem zła. Hahahaha....-zaczęła się diabolicznie śmiać- to bardzo dobrze. W końcu mogę robić co ze chcę.
- Ale czy to dobrze?- zapytał Harry siedząc na krześle. Nie wiadomo kiedy tam się pojawił.
- O czym ty mówisz? Teraz nie mam ograniczeń- powiedziała z radością. Harry przysunął krzesło do jej łóżka i chwycił jej rękę.
- Skoro tak mówisz- powiedział spokojnie.
- A właściwie to po co tu przybyłeś?- zapytała zabierając rękę.
- Jestem wcieleniem dobra, w sumie można powiedzieć że aniołem.
- Ale jesteś też wampirem.
- Tak ale jestem chyba jedynym dobrym wampirem i dlatego jak już umarłem, to dostałem nowe ciało i zadanie by pomagać złym wampirom w byciu dobrymi. A jak mi się uda przenieść choć jednego na dobrą stronę, to dostanę drugie życie, w moim starym ciele. Lili patrzyła na niego z zachwytem, ale po chwili przypomniała sobie coś.
- Zaraz jesteś jedynym dobrym wampirem?
- Tak.
- I poszedłeś do góry a nie na dół?
- Właśnie tak.
- A czy wampiry nie były potępione i skazane na piekło?
- Może ale nie w moim wypadku.
- Czemu?- Harry wzruszył ramionami.
- Dobrze muszę znikać.
- Zaczekaj- powiedziała chwytając go za rękę. On ze zdziwieniem wzdrygnął się i popatrzył na nią.Czuł że w niej jest coś innego niż we wszystkich.
- Odwiedzisz mnie jeszcze? Harry uśmiechnął się.
- Pewnie że tak- Lili puściła jego rękę a on wyskoczył przez okno. W tym czasie nasi ,, leśni przyjaciele" dostali wiadomość że turniej jest zawieszony z powodu powrotu Zika.
- Co ale jak to?!- zaczął krzyczeć Trey do Silvy.
- Tak zdecydowała Gold wa- Powiedział nie wzruszony krzykiem Treya.
- Ale my możemy go pokonać jak ostatnio.- zauważył Yoh.
- Nie zezwalam, ostatnio ledwo uszedłeś z życiem i to się nie powtórzy. Wszyscy mogliście w tedy zginąć a teraz rada się tym zajmie.
- A nie możemy MY go jednak pokonamy- wtrącił Len.
- Nie słyszałeś co mówiłem?
- Dobrze słyszałem ale nie zgadzam się z tym, ostatnio go pokonaliśmy teraz też damy radę.
- Nie i koniec- powiedział wychodząc z domu.
- Ale kicha- powiedział Joko- czyli całe treningi na nic.
- A tak chciałem znowu móc pokonać innych w walce- powiedział ze smutkiem Faust,a Elaiza próbowała go pocieszyć.
- No co wy?- zapytał Len- chyba go nie posłuchacie?
- A co innego mamy zrobić?- zapytał Faust.

- Ładny cios Charuczi.
- Dzięki Derman. Oczywiści wszyscy wybiegli na zewnątrz. Ale ich uwagi nie przykuł sam Zik czy wilki duch ognia, tylko Lili.Ubrana byłą w spódniczkę i białą bluzkę z bufkami na ramionach, kołnierzykiem i czarną wstążką. Miała tak że czarne rękawiczki. A jej białe włosy były w dwóch kucykach z czarnymi kokardkami. Jej oczy były teraz krwisto czerwone. Wszystkich to zamurowało, nikt by nie pomyślał że zobaczą kiedykolwiek Lili tak ubraną.
- Chyba chcieliście mnie widzieć- powiedział Zika- ale najpierw musicie porozmawiać z nimi.
- Ty chyba sobie żartujesz?- zapytał kpiąco Len- ich jest czterech, a nas ośmioro. Nie macie z nami szans.
- Hmm...-zastanowił się Zik- więc zróbmy tak- powiedział z uśmiechem- od was po dwie osoby na jednego z moich. Pasuje wam?
- To może być podstęp- ostrzegła Irina Yoh.
- Może ale zaryzykujemy- powiedział Len i żółcił się z atakiem na Zero Kaname.
- Idę z tobą- krzyknął Trey. Zero Kaname stał spokojnie, bo po chwili Lili odepchnęła ich.
- Lili co ty wyprawiasz?- zapytał Trey.
- Ochraniam ukochanego. Len staną ze zdziwieniem, ale szybko się opamiętał i zaczęli atakować Lili.
Faust i Joko zaatakowali Charuczi. Irina i Dziun zaatakowały Zero Kaname, a Yoh z Anną zaatakowali Derman. A Zik patrzył i czekał na wynik. Lili jako wampir mimo że miała małą maczetę była bardzo silne i wygrywała z Lenem i Treyem.
- Chyba nie damy jej rady- zauważył poobijany Trey.
-Nie możemy się poddać, a tak w ogóle zauważyłem że prawie jej nie atakujesz.
- No bo wiesz to w końcu Lili.
- Nie, mylisz się - powiedział poważnym tonem Len- to już nie jest Lili. Lili ze złością zaatakowała swoją maczetą.
- Walczycie czy gadacie?
- Masz rację to już nie jest Lili. W między czasie toczyła się walka między rodzeństwem. Dziun atakowała Li Pai longiem, a Irina czarną różdżką i koralami jednocześnie.
- No co ty siostrzyczko?- zapytał kpiąco- nie mów że tylko na tyle cię stać.
- Nie gadaj tyle bo ci w końcu wbiję różdżkę w serce jak kołek.- groziła mu ze złością.
- Zabawna jesteś. Lili nigdy by na to nie pozwoliła, wież czemu bo ona teraz mnie kocha. Len usłyszał to i nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Był tak tym przejęty że nie usłyszał wołania Treya i uderzenia Lili. Len na chwilę stracił przytomność. A Lili nie zwracała na to uwagi i skupiła się na wyeliminowaniu Treya...
CIĄG DALSZY NASTĄPI....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz