Wszyscy stali czując bul jaki zadaje jej Zero Kaname. Lili ledwie utrzymywała przytomność i kontakt ze światem. Ale kiedy zobaczyła wystraszone miny wszystkich w tym Lou z trudem próbowała się poruszyć ale każdy ruch sprawiał jej bul. W pewnym momencie zrozumiałą o co chodzi, napłynęła ją energia i odepchnęła go od swojej szyi. Z powrotem mogli się ruszać i bul minął. Lili siedziała na ziemi trzymając ręką zakrwawioną szyję. Patrzyła na Zero Kaname i jego żądne krwi oczy.
-Co się stało Lili? Nie podobało ci się? Bo mnie bardzo-powiedział podchodząc do niej.
-Odejdź-zagroziła mu pokazując swoje kły i unosząc kamienie na około siebie.
-Zero Kaname- zarzucił Zika- zostaw ją.
-Naprawdę? Musimy?
-Nie sprzeczaj się tylko chodź. Zero Kaname z nie chęcią wycofał się i podszedł do Zika.
-To jeszcze nie koniec Yoh-powiedział z uśmiechem i zniknęli w płomieniach. Wszyscy natychmiast podbiegli do Lili która ledwo mogła oddychać leżała na ziemi i trzymała się za szyję .
-Lili, Lili wszystko gra?...-zapytał Harry
-Idioto widzisz przecież że krwawi
-Len mógłbyś się uspokoić.
-To ty nie zauważyłeś jej rany na szyi?
-Zauważyłem ale ty...
-ja?...o nie to ty i te ....
-Co że.... nie ty mały...
-Uspokójcie się!!!-z trudem wykrzyknęła Lili plując przy okazji krwią.
-Idioci z was, dopiero Lili musiała was uspokoić narażając się na pogorszenie swojej sytuacji-wtrącił Faust gdy wybiegł na zewnątrz-teraz mamy dwóch poszkodowanych. Faust i Yoh przenieśli Lili do domu. Wszyscy poszli do środka oprócz Lena i Harrego. Stali na ze werzną z opuszczonymi głowami, a wiatr powiewał ich włosy.
-Może... jej się pogorszyć...-zająkiwał się z trudem Harry.
-Znowu może z nią być źle prze zemnie.
-Len, co my właściwie robimy? Bijemy się o Lili jak małe dzieci, a to ona powinna wybrać.
-Jak raz się z tobą zgadzam. On powinna wybrać, a nie my.
-Ale powiedź jeśli by wybrała mnie- odwrócił się w stronę Lena- potrafił byś mnie zabić? Len zastanowił się chwilę.
-Kusząca propozycja-zaśmiał się- ale nie, nie umiał bym jej tego zrobić. Harry kiwnął głową na znak że on też by tego nie zrobił.
-Przestańmy się kłócić i zachowujmy się jak mężczyźni.
-Dobra.-zgodził się Len i uścisnęli sobie ręce. Wrócili do domu by sprawdzić co z rannymi.
-Jak Lili?-zapytali na wzajem i zaczęli się z tego śmiać.
-Cieszę się ze się dogadujecie-powiedziała z uśmiechem siedząc na łóżku i z bandażem dookoła szyi.-W końcu się razem śmiejecie.
-A jak ten drugi...Kise.
-No nie jest z nim za dobrze, jest słaby i bardzo poraniony-odpowiedział siedzący koło niego Faust.
-Zastanawia mnie tylko czego chciał od niego Zik-zastanowił się Yoh.
KONIEC.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz