poniedziałek, 18 listopada 2013

Ciąg dalszy...

Zaczęło padać, a Lili nadal siedziała z ciałem Lou w rękach i nie miała zamiaru wstać.
-Lili, chodź do środka.-zachęcał ją Harry.
-Nie, nie chcę iść-odpowiedziała smutno i cicho.
-Możesz się przeziębić, nie powinnaś...
-ZOSTAWCIE MNIE!-krzyknęła mocniej tuląc jego ciało.
-Len,-powiedział Yoh łapiąc go za ramię-wracajmy do środka. Jeśli tak bardzo chce zostać to niech zostanie. Len zgodził się z nim i wrócili do domu. Siedzieli przy stole i rozmyślali co dalej?
-Trey co teraz robi Lili?
-Wciąż siedzi.
-Jak to możliwe. Przecież w nim było dobro.
-No właśnie Yoh, było, a co się z ni stało? To nie wiemy-powiedział głęboko Harry.
-Przecież on z Lou się najbardziej zaprzyjaźnił. Czemu ? czemu to zrobił?-zapytała Dziun ze łzami w oczach.
-Świat się zmienia, a fakt że on był od Zika, dużo zmienia. Miał zadanie i je wykonał. -stwierdził Len bo sam wie jak to jest.
-Tyle że jego celem był Lou a nie Lili. Prawda?-zapytał Morty.
-Fakt.-zgodził się Faust-ale musiał wiedzieć że odda jej życie więc nie robiło mu to za dużej różnicy.
-Hej, hej.-zawołał nagle Trey-coś się dzieje z Lili.
-Co masz na myśli?-zapytał Yoh. Wszyscy podbiegli do okien. Lili odłożyła ciało Lou na ziemię, pocałowała w czoło, otarła łzy. Oczy jej się zaświeciły i zerwał się silny wiatr, i....zniknęła.
-O nie...o nie, jest nie dobrze, bardzo nie dobrze.-zaczął powtarzać Harry.
-Zgadzam się z nim-powiedział Len niewzruszony sytuacją.
-O co wam obojgu chodzi?-zapytała Anna.
-Lili, ona ....poszła się zemścić na Ziku, a raczej na Kise.-wyjaśnił Len.
-Musimy iść ją powstrzymać.-powiedział Joko otwierając drzwi, ale gdy tylko wystawił stopę za drzwi....koło niego cisnął piorun.
-Co do...
-Yoko nic ci nie jest? -zapytał Yoh.
-Nie, Lili musiała przewidzieć że będziemy chcieli ją powstrzymać, ale kiedy? I w tedy Harry przypomniał sobie jak zaświeciły jej się oczy, w tedy musiała w jakiś sposób umieścić chmurę burzową nad domem i by ciskała piorunami gdy ktoś będzie chciał wyjść.
-To pewnie sprawka Lili-powiedział Len opierając się o ścianę. -Trzeba by sprawdzić czy mogą zabić.
-Tak ale jak?-zapytała Dziun.
-To proste, Harry pójdzie.
-CO?!?! A czemu akurat ja?
-Bo ty jesteś nie śmiertelny, a taki piorun raczej nie powinien cię zabić.
-No...ale..., ok idę.-powiedział niechęcią. Otworzył drzwi i popatrzył za siebie. Len pokazał mu pomachał rękami by poszedł szybciej. Harry wystawił kły, popatrzył na deszcze. Jednym ruchem znalazł się na miejscu gdzie siedziała Lili i wtedy poraził go piorun. Chwilę leżał na ziemi, ale zaraz się podniósł i był w domu.
-Was, ...was mogły by zabić...-powiedział z trudem łapiąc oddech.
-Więc jesteśmy tu uwięzieni, do puki nie wróci Lili.-stwierdził Len i usiadł na krześle.
-Martwi mnie czy Lili da sobie radę z nimi wszystkimi całkiem sama-powiedziała Anna patrząc w okno.

                                                                       ***

Lili biegła, ale nie za szybko po drodze zastanawiała się jak by tu się na nim zemścić. Może włamie się tam tak szybko ze nikt jej nie zauważy, nie wyczuje. Po drodze zabierając nóż i wbijając go w jego zimne serce i wychodząc przez okno?A może uda że mu dziękuje że zabił tą kulę u nogi, rozkocha go w sobie, uda ze przeszła na złą stronę i w odpowiednim momencie zaatakuje?  Chciała by cierpiał tak jak ona cierpiała. Ale miała lepszy pomysł. Po drodze zatrzymała się na wzgórzu by złapać oddech, z tego wzgórza doskonale było widać duży dom Zika, Lili po raz pierwszy widziała go nie będąc w nim. Dom był duży miał 3 piętra i miał  ok 700-800 metrów długości i szerokości. Był barwy brudnej bieli i ciemnego brązu. Miał kilka balkonów i duże frontowe drzwi. Lili postanowiła najszybciej jak potrafi wrócić do domu i zostawić list na stole w kuchni. Tak też zrobiła.

                                                                       ***

Wszyscy siedzieli w domu w kuchni, nale otworzyły się drzwi i był podmuch powietrza a drzwi się zamknęły. Nikt nic nie widział tylko małą białą kartkę na stole. Na której było napisane:


,,Kochani moi.

Bardzo was przepraszam za moją ucieczkę i moją agresję i odtrącenie śmierć mojego brata jest dla mnie nie lada przeżyciem. Mam plan ale nie wiem czy wrócę do domu. Po pierwsze ten plan wymaga czasu, a po drugie nie wiem czy mi się uda. Jeśli nie wrócę wyprawcie Lou odpowiedni pogrzeb taki na jaki zasługiwał. Powinnam wrócić jutro. Jeśli mieli byście wątpliwości czy żyję to moje pioruny wam o tym przypomną. Będą nad wami puki ich nie odmówię albo...jeśli zginę. Jak moje pioruny przestaną działać a ja nie wrócę to w miejscu gdzie kiedyś było moje zamarznięte ciało jest drzew w którym jest dziura. Proszę byście do niego poszli i przeczytali listy, każdy ma adresata. Przepraszam was jeszcze raz.

                                                                                                                             Lili."
-Czyli...-zaciągnął Morty-ona może nie wrócić.
-Miejmy nadzieję że wróci.
-Len, no co ty? Nie wierzysz w Lili?-zapytał Trey.
-Nie w tym rzecz, boję się co może być w tych listach.

                                                                            ***

Lili wróciła na wzgórze, szybko pobiegła do wszystkich okien by zobaczyć w którym jest Kise. Jej plan był prosty. Najpierw go będzie straszyć, a potem.... Jego okno było ostatnie za trzecim piętrze ,zaraz koło łazienki. Poczekała aż się ściemni. Gdy poszedł pod prysznic jako ostatni z domu, ona już była w środku. Brał prysznic w gorące wodzie więc lustro zaparowało. Napisała coś na lustrze i wyszła trzaskając drzwiami. Pech chciał że akurat przechodził tam tędy Subaru. Od razu ją zaatakował, i przygwoździł do ściany.
-Czego tu chcesz?! - Subaru trzyma ją za szyję. Nie opierała się tylko z powagą parzyła na niego robiąc czerwone oczy i wysuwając kły....


CIĄG DALSZY NASTĄPI...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz