Kise wszedł do ciemnego pokoju, Lili cały czas siedziała na łóżku i czekała, a jej oczy nadal były szarawe.
-Czy ktoś tu był Lili?
-Nie, nikogo tu nie było.
To dobrze martwił bym się że mogą zrobić ci krzywdę.-powiedział podchodząc do niej.
-,, Aha jasne a może bał byś się że przywrócą mi pamieć co?"-pomyślała ze złością. Kise podszedł do okna, dotknął ściany,a potem pękniętych odłamków szyby.
-Ty to zrobiłaś?
-Tak...-odpowiedziała cicho Lili.- Przepraszam, to było nie chcący. Kise uśmiechnął się i w mgnieniu oka znalazł się koło niej i przytulił ją.
-Czemu to zrobiłaś?
-Bo przypomniałam sobie jak ci dwaj mnie bezczelnie oszukali i odprowadzili od ciebie. Przepraszam.
-Nie martw się nic się nie stało, ale najważniejsze czy tobie nic się nie stało?
-Nie, nic mi nie jest-powiedziała wtulając się do niego. Miał wyglądać wiarygodnie i wyglądało.- A powiedz czemu cię tak długo nie było?
-Byłem załatwić parę spraw. A raczej odwiedzić kumpla.
-,, Lili, hej Lili...słyszysz mnie?"-usłyszała w głowie głos którego już dawno nie słyszała.
-,, Flippy? Czy to ty?"
-,, Całę szczęście, już się bałem że mnie nie słyszysz. Posłuchaj musimy z tond uciekać"
-,, Co ale czemu?"
-,, No bo..."
-Lili, czemu nic nie mówisz?-zapytał zdziwiony Kise.
-Po prostu chciałam chwilę ciszy, a powiedz kogo odwiedzałeś?,, później porozmawiamy"
- A tak, byłem odwiedzić przyjaciela z ,, podtężnych szamanów" znasz może Shina?
-Eeee....
-Oczywiście że nie przecież nic nie....eee...to znaczy przecież my byliśmy tu mało znani.- Prawie a by wydał ze ją zahipnotyzował.
-A czy on do nas przyjdzie?
-Już tu jestem-powiedział chłopak stojący za wybitymi szybami okna.
Był niezwykły, po pierwsze był niezmiernie przystojny, miał czarno bordowe włosy. Czarno czerwony struj który był poszarpany, musi chyba znać Subaru( bo on też ma poszarpany lekko struj). Oczy miał dwukolorowe fioletowo żółte i jak podejrzewam nie był wampirem.
-Shin!-powiedział uradowany Kise- myślałem że wpadniesz jutro.
-Taki był zamiar ale-powiedział biorąc zamach nogą i wybijając całą szybę by mógł wejść- nie miałem co robić.
Lili schowała się za Kise. Ale ukradkiem patrzyła na Shina, bardzo ją interesował.
-Kim jest dziewczyna za tobą?
-To jest Lili moja narzeczona-powiedział odsłaniając ją-Lili to jest Shin.
-Mówisz do niej jak by była niedorozwinięta przecież słyszała jak się do mnie odzywasz po imieniu. I od kiedy ty masz niby narzeczoną?
-Ale nie musisz od razu być taki suchy, a z Lili jestem od dawna.-powiedział wypychając Lili do przodu by podeszłą do niego bliżej. Shin od razu zauważył jej oczy, Lili tylko się bała by nie zobaczył jej soczewek.
-Nie bój się mnie Lili-powiedział przyjaznym głosem i wyciągnął do niej rękę- nie zrobię ci krzywdy.
Lili nie wie ile mógł mieć dokładnie lat ale na pewno był straszy od Kise, mógł mieć 17 albo 18 lat.
Lili uśmiechnęła się i podała mu rękę.
-Nie jesteś wampirem prawda?
-Nie nie jestem, jestem zwykłym człowiekiem, tylko bardzo utalentowanym.-popatrzyła na Kise który uśmiechał się złowieszczo.-Kise czy mogę z tobą porozmawiać na cztery oczy.
-Dobra skoro tak chcesz, Lili proszę zostań tuta.
Lili skinęła głową. Jak tylko drzwi się zamknęły podeszła do drzwi i nastawiła uszu.
-Co ty odstawiasz Kise?
-Ale o co ci teraz chodzi? Bo ja naprawdę nie rozumiem.
-Nie zgrywaj głupiego zahipnotyzowałeś ją!!!
-Niby jesteś najstarszy a jednak najgłupszy, nie tak głośno bo cię usłyszy. A tak swoją drogą to chyba jednak Yuki był najstarszy nie prawda?
-Nie zmieniaj tematu, a od Yukiego byłem starszy o 5 dni.
-Łał jak dużo.
-,, Ciekawe czy poznam ich wszystkich?" -zastanowiła się Lili.
-Po co ci kolejna marionetka?
-Nie marionetka i nie kolejna. No dobra może i kolejna ale ta jest inna. Stary ona mnie słucha na każdym kroku a po za tym jest bardzo potężna ale nie umie kontrolować mocy jak widzisz.
-Czyli to okno i ściana to...
-To jej dzieło. Pomyśl tylko o tym gdybym mógł cały czas używać jej mocy...
-Wiesz że nie toleruje takich rzeczy.
-Shin, no co ty. Chyba mi nie powiesz że zamierzasz ją od hipnotyzować? Shin nie odezwał się.
-Wiesz to jedna z moich mocy. Jak musieliśmy komuś tak zrobić jak ty Lili to ja mu pamięć mieszałem, albo mu ją przywracałem. A to co jej robisz jest nieodpowiednie.
-,,Czyli Shin jest dobry, ale czemu jest tu z Kise?"
-Powiedz że tego nie zrobisz.
-Zastanowię się, ale pamiętaj nie ty decydujesz mną.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
poniedziałek, 2 grudnia 2013
środa, 27 listopada 2013
Ciąg dalszy.
...i odstawmy nasz sprzeczki na bok, jak na razie.
-Dobra, ale po co tu przyszedłeś?-zapytał powtórnie Yoh.
-By wam przekazać wiadomość od Lili.
-Czyli jednak jest u ciebie.- wtrącił Len.
-Tak, i ma się świetnie bo zrobiła to z własnego wyboru. Ale do rzeczy chciał sama wam to powiedzieć ale... nie było kiedy. Odeszła od was i przeszła na złą stronę.
-Znowu-powiedział znudzony Joko.- ciągle tak przechodzi, i wraca. Niech ta dziewczyna w końcu się zdecyduje. Harry i Len jednocześnie uderzyli Joko w twarz.
-To nie możliwe, nie odeszła by tak po prostu.-zaprzeczał Trey.
-Hej, to ona kazała mi wam to powiedzieć, więc...powiedziałem i wracam do siebie. Żegnajcie-powiedział wybiegając z domu i zamykając drzwi.
-Trey ma rację to nie w stylu Lili by nas tak po prostu zostawiać.
-Możliwe ale jeśli nawet to jaki miał by być powód jej odejścia?
-Nie wiem ale coś mi tu nie pasuje...-powiedział Harry zastanawiając się.
***
Lili siedziała na łóżku ze zdziwieniem patrząc na Irinę i Zero Kaname. Irina stała przed Zero Kaname.
-A więc ci się nie udało-powiedziała Irina patrząc w jej szare i puste oczy.- A ja naprawdę myślałam ze ci się uda.
-Ale co?
-Chyba nie powinnam ci mówić.
-Lepiej jej powiedzmy może w tedy się obudzi, przedtem na chwilę nie była już pod jego hipnozą.
-Ale o co wam chodzi? Bo przecież ja nie śpię. Irina i Zero Kaname popatrzyli na nią z gniewem i w taki straszny sposób, jeszcze ze Irina stała do niej prawie plecami. Lili była ewidentnie przestraszona.
-Musiał użyć silnej hipnozy, bo zachowujesz się jak małe dziecko. On cię nie kocha, nigdy cię nie kochał.
-Co? Kłamiesz! nie chcę tego słuchać.
-Irino tylko mieszasz jej w głowie, zacznij od porządku a nie od końca.
-To ty jej to powiedź bo mi raczej nie uwierzy.
-Dobrze spróbuję -powiedział podchodząc do Lili i siadając koło niej na łóżku-ufasz mi?
Lili zawahała się ale skinęła głową.
-Ty nie jesteś z nami, my jesteśmy ci źli, a Kise jest jednym z najgorszych. Gdy chciałaś się na nim zemścić za to że zabił twojego brata, ale przechytrzył nas i zahipnotyzował cię tak byś niczego nie pamiętała.
-A ...a tamci drudzy ten Len i Harry, i brat Zika?
-Len i Harry kochają cię, ty z Lenem jesteś zaręczona ale kochasz Harrego, a Yoh jest dobrym i miłym gościem który w każdym widzi dobro.
Lili zastanowiła się chwilę.
-Czyli ja miałam brata. A on go zabił.-powiedziała spokojnie ale nerwowo. Zacisnęła ręce i zaświeciła oczami. Dom zaczął się trząść, ściana w pokoju zaczęła pękać a z okna wyleciały szyby.( Bo tam są doże okna podzielone na kilkanaście małych kratek). Przestały jej się świecić oczy, a dawny kolor oczu powrócił.
-Witaj z powrotem Lili-powiedziała złowieszczo Irina- znowu się spotykamy.
-Tyle że teraz wszystko pamiętam. Teraz to muszę go zabić.
-Nie tak prędko,- uspokajała ją Irina- ja mam co do niego plany więc przykro mi ale nic nie możesz robić.
-Dobra ale co ma teraz robić?
-Po prostu udawaj że nic się nie stało, jak byś nadal byłą pod kontrolą jego hipnozy.-zaproponował Zero Kaname.
-Zgoda. Ale teraz już idźcie bo zaraz tu wróci.
-Czekaj Lili-powiedział Zero Kaname będąc już w drzwiach. Wyjął coś z kieszeni- trzymaj soczewki, przydadzą ci się.
-Dzięki-powiedziała uśmiechając się i zamykając drzwi- przedstawienie czas zacząć.
KONIEC.
-Dobra, ale po co tu przyszedłeś?-zapytał powtórnie Yoh.
-By wam przekazać wiadomość od Lili.
-Czyli jednak jest u ciebie.- wtrącił Len.
-Tak, i ma się świetnie bo zrobiła to z własnego wyboru. Ale do rzeczy chciał sama wam to powiedzieć ale... nie było kiedy. Odeszła od was i przeszła na złą stronę.
-Znowu-powiedział znudzony Joko.- ciągle tak przechodzi, i wraca. Niech ta dziewczyna w końcu się zdecyduje. Harry i Len jednocześnie uderzyli Joko w twarz.
-To nie możliwe, nie odeszła by tak po prostu.-zaprzeczał Trey.
-Hej, to ona kazała mi wam to powiedzieć, więc...powiedziałem i wracam do siebie. Żegnajcie-powiedział wybiegając z domu i zamykając drzwi.
-Trey ma rację to nie w stylu Lili by nas tak po prostu zostawiać.
-Możliwe ale jeśli nawet to jaki miał by być powód jej odejścia?
-Nie wiem ale coś mi tu nie pasuje...-powiedział Harry zastanawiając się.
***
Lili siedziała na łóżku ze zdziwieniem patrząc na Irinę i Zero Kaname. Irina stała przed Zero Kaname.
-A więc ci się nie udało-powiedziała Irina patrząc w jej szare i puste oczy.- A ja naprawdę myślałam ze ci się uda.
-Ale co?
-Chyba nie powinnam ci mówić.
-Lepiej jej powiedzmy może w tedy się obudzi, przedtem na chwilę nie była już pod jego hipnozą.
-Ale o co wam chodzi? Bo przecież ja nie śpię. Irina i Zero Kaname popatrzyli na nią z gniewem i w taki straszny sposób, jeszcze ze Irina stała do niej prawie plecami. Lili była ewidentnie przestraszona.
-Musiał użyć silnej hipnozy, bo zachowujesz się jak małe dziecko. On cię nie kocha, nigdy cię nie kochał.
-Co? Kłamiesz! nie chcę tego słuchać.
-Irino tylko mieszasz jej w głowie, zacznij od porządku a nie od końca.
-To ty jej to powiedź bo mi raczej nie uwierzy.
-Dobrze spróbuję -powiedział podchodząc do Lili i siadając koło niej na łóżku-ufasz mi?
Lili zawahała się ale skinęła głową.
-Ty nie jesteś z nami, my jesteśmy ci źli, a Kise jest jednym z najgorszych. Gdy chciałaś się na nim zemścić za to że zabił twojego brata, ale przechytrzył nas i zahipnotyzował cię tak byś niczego nie pamiętała.
-A ...a tamci drudzy ten Len i Harry, i brat Zika?
-Len i Harry kochają cię, ty z Lenem jesteś zaręczona ale kochasz Harrego, a Yoh jest dobrym i miłym gościem który w każdym widzi dobro.
Lili zastanowiła się chwilę.
-Czyli ja miałam brata. A on go zabił.-powiedziała spokojnie ale nerwowo. Zacisnęła ręce i zaświeciła oczami. Dom zaczął się trząść, ściana w pokoju zaczęła pękać a z okna wyleciały szyby.( Bo tam są doże okna podzielone na kilkanaście małych kratek). Przestały jej się świecić oczy, a dawny kolor oczu powrócił.
-Witaj z powrotem Lili-powiedziała złowieszczo Irina- znowu się spotykamy.
-Tyle że teraz wszystko pamiętam. Teraz to muszę go zabić.
-Nie tak prędko,- uspokajała ją Irina- ja mam co do niego plany więc przykro mi ale nic nie możesz robić.
-Dobra ale co ma teraz robić?
-Po prostu udawaj że nic się nie stało, jak byś nadal byłą pod kontrolą jego hipnozy.-zaproponował Zero Kaname.
-Zgoda. Ale teraz już idźcie bo zaraz tu wróci.
-Czekaj Lili-powiedział Zero Kaname będąc już w drzwiach. Wyjął coś z kieszeni- trzymaj soczewki, przydadzą ci się.
-Dzięki-powiedziała uśmiechając się i zamykając drzwi- przedstawienie czas zacząć.
KONIEC.
poniedziałek, 25 listopada 2013
Ciąg dalszy...
Zero Kaname ze złością zapukał do Kise.
-Czego chcesz?-zapytał znużonym głosem.
-Otwieraj Kise, albo sam wywarze drzwi. Kise go zignorował, a Zero Kaname wszedł do środka.
-Zobaczył Kise i Lili siedzących na łóżku, od razu zauważył zmianę w jej oczach.
-Ty...ty..., co ty jej zrobiłeś?!
-Ja nic-powiedział Kise wzruszając ramionami. Lili odsłaniała się by lepiej zobaczyć Zero Kaname, ale po chwili schowała się za Kise.
-Kim on jest?-zapytała.
-To jest Zero Kaname. Jest bratem twojej najlepszej przyjaciółki. I twoim byłym.
-Co!?-krzyknęli zdziwieni oby dwoje, Zero Kaname nie mógł uwierzyć że to powiedział i z kont to wiedział, a Lili nie mogła uwierzyć że była z kimś kto wygląda ....tak jak Zero Kaname. Z nie pewnością wstała, obeszła łóżko i powoli podeszła do Zero Kaname. Mimo że miała wymazaną pamięć to i tak coś pamiętała.
-Zero...Kaname....-powiedziała stojąc przed nim z pustymi i szarymi oczami.- Czemu ty płaczesz?
-He? co? Zero Kaname płacze?!-zapytał zdumiony i zadowolony Kise. Zero Kaname nie wytrzymał i...przytulił do siebie Lili, ona się nie opierała tylko też go przytuliła.
-Spokojnie-powiedziała głaszcząc go po głowie.
-Ty, ...ty potworze-powiedział patrząc na Kise przez ramię i zaświecił oczami. Lili odsunął na bok wciąż trzymając ją w ramionach, i zrobił płomienny krąg wokół Kise, którego mało to ruszało. Spokojnie stał i patrzył na nich z uśmiechem. Oczywiści Lili widziała że jest przerażony. Wyrwała się z uścisku Zero Kaname i pobiegła do Kise wchodząc jednocześnie w ogień i przytuliła go. Zero Kaname ugasił ogień. Lili ze łzami w oczach popatrzyła na Zero Kaname. Rzadko kiedy mógł widzieć ją w takim stanie, ale przez chwilę jej kolor oczu przywrócił barwę, wtedy Lili powiedziała:
-Idź z tond, i nie wracaj-powiedziała to przez łzy a słowo nie powiedziała tak cicho że ledwo dało się je usłyszeć. Zero Kaname zauważył to ale zaraz znowu powrócił jej smętny kolor.
-Słyszałeś ją Zero Kaname? Idź...i nie wracaj.-powiedział z uśmieszkiem Kise stojąc za Lili. On tylko zacisnął pięść i wyszedł z pokoju.
-Hmmm....to chyba był zły pomysł żebyś go widziała.
-Dlaczego tak sądzisz?
-Bo powróciły ci wspomnienia.-powiedział już nie tak potulnie. Lili zmniejszyły się źrenice, i cofnęła się od Kise, zaczęła biec w stronę drzwi.
-Zero Ka....-krzyknęła ale złapał ją Kise i zakrył usta.
-Może i tego nie rozumiesz, ale ja robię to by cię chronić-powiedział potulnie i przytulił ją- możesz mnie teraz znienawidzić ale ja chcę dla ciebie tylko jak najlepiej. Lili pomyślała chwile nad tym co jej powiedział Kise.
-Przed czym chcesz mnie chronić?
-Przed tym by nikt więcej cię nie skrzywdził. A teraz cię przepraszam ale muszę na chwilę wyjść.
-Ja też mogę iść?
-Nie!-powiedział stanowczo zakładając płaszcz.-ty siedź tu i nie wychodź z tond, dobrze?
-Dobrze-powiedziała nieco smutno.
-Hej, ale wiesz że ja to robię dla twojego dobra tak? - Lili pokiwała głową. - To dobrze, za raz wrócę więc nie martw się. -powiedział z uśmiechem i wyszedł z pokoju. Lili została sama w pokoju i usiadła na łóżku. Nagle do pokoju weszła Irina i Zero Kaname.
***
Kise poszedł do naszych " leśnych przyjaciół,, by obwieścić im o Lili. Wszyscy domownicy siedzieli w kuchni i swobodnie rozmawiali i śmiali się. Nagle drzwi się otworzyły.
-No proszę czyli jednak nikt tu nie tęskni za Lili, tak jak jej mówiłem.
-Czego tu szukasz Kise?-zapytał zezłoszczony Yoh.
-Ale po co zaraz tyle agresji? Yoh porozmawiajmy jak kulturalni ludzie i ...
CIĄG DALSZY NASTĄPI....
-Czego chcesz?-zapytał znużonym głosem.
-Otwieraj Kise, albo sam wywarze drzwi. Kise go zignorował, a Zero Kaname wszedł do środka.
-Zobaczył Kise i Lili siedzących na łóżku, od razu zauważył zmianę w jej oczach.
-Ty...ty..., co ty jej zrobiłeś?!
-Ja nic-powiedział Kise wzruszając ramionami. Lili odsłaniała się by lepiej zobaczyć Zero Kaname, ale po chwili schowała się za Kise.
-Kim on jest?-zapytała.
-To jest Zero Kaname. Jest bratem twojej najlepszej przyjaciółki. I twoim byłym.
-Co!?-krzyknęli zdziwieni oby dwoje, Zero Kaname nie mógł uwierzyć że to powiedział i z kont to wiedział, a Lili nie mogła uwierzyć że była z kimś kto wygląda ....tak jak Zero Kaname. Z nie pewnością wstała, obeszła łóżko i powoli podeszła do Zero Kaname. Mimo że miała wymazaną pamięć to i tak coś pamiętała.
-Zero...Kaname....-powiedziała stojąc przed nim z pustymi i szarymi oczami.- Czemu ty płaczesz?
-He? co? Zero Kaname płacze?!-zapytał zdumiony i zadowolony Kise. Zero Kaname nie wytrzymał i...przytulił do siebie Lili, ona się nie opierała tylko też go przytuliła.
-Spokojnie-powiedziała głaszcząc go po głowie.
-Ty, ...ty potworze-powiedział patrząc na Kise przez ramię i zaświecił oczami. Lili odsunął na bok wciąż trzymając ją w ramionach, i zrobił płomienny krąg wokół Kise, którego mało to ruszało. Spokojnie stał i patrzył na nich z uśmiechem. Oczywiści Lili widziała że jest przerażony. Wyrwała się z uścisku Zero Kaname i pobiegła do Kise wchodząc jednocześnie w ogień i przytuliła go. Zero Kaname ugasił ogień. Lili ze łzami w oczach popatrzyła na Zero Kaname. Rzadko kiedy mógł widzieć ją w takim stanie, ale przez chwilę jej kolor oczu przywrócił barwę, wtedy Lili powiedziała:
-Idź z tond, i nie wracaj-powiedziała to przez łzy a słowo nie powiedziała tak cicho że ledwo dało się je usłyszeć. Zero Kaname zauważył to ale zaraz znowu powrócił jej smętny kolor.
-Słyszałeś ją Zero Kaname? Idź...i nie wracaj.-powiedział z uśmieszkiem Kise stojąc za Lili. On tylko zacisnął pięść i wyszedł z pokoju.
-Hmmm....to chyba był zły pomysł żebyś go widziała.
-Dlaczego tak sądzisz?
-Bo powróciły ci wspomnienia.-powiedział już nie tak potulnie. Lili zmniejszyły się źrenice, i cofnęła się od Kise, zaczęła biec w stronę drzwi.
-Zero Ka....-krzyknęła ale złapał ją Kise i zakrył usta.
-Może i tego nie rozumiesz, ale ja robię to by cię chronić-powiedział potulnie i przytulił ją- możesz mnie teraz znienawidzić ale ja chcę dla ciebie tylko jak najlepiej. Lili pomyślała chwile nad tym co jej powiedział Kise.
-Przed czym chcesz mnie chronić?
-Przed tym by nikt więcej cię nie skrzywdził. A teraz cię przepraszam ale muszę na chwilę wyjść.
-Ja też mogę iść?
-Nie!-powiedział stanowczo zakładając płaszcz.-ty siedź tu i nie wychodź z tond, dobrze?
-Dobrze-powiedziała nieco smutno.
-Hej, ale wiesz że ja to robię dla twojego dobra tak? - Lili pokiwała głową. - To dobrze, za raz wrócę więc nie martw się. -powiedział z uśmiechem i wyszedł z pokoju. Lili została sama w pokoju i usiadła na łóżku. Nagle do pokoju weszła Irina i Zero Kaname.
***
Kise poszedł do naszych " leśnych przyjaciół,, by obwieścić im o Lili. Wszyscy domownicy siedzieli w kuchni i swobodnie rozmawiali i śmiali się. Nagle drzwi się otworzyły.
-No proszę czyli jednak nikt tu nie tęskni za Lili, tak jak jej mówiłem.
-Czego tu szukasz Kise?-zapytał zezłoszczony Yoh.
-Ale po co zaraz tyle agresji? Yoh porozmawiajmy jak kulturalni ludzie i ...
CIĄG DALSZY NASTĄPI....
niedziela, 24 listopada 2013
Ciąg dalszy ( przepraszam)
Przepraszam, przepraszam przepraszam!!! Przepraszam was za wczoraj po prost wyjechałam i myślałam że wrócę wcześniej, ale okazało się ze później niż przypuszczałam.
***
Tak jak teraz na siebie patrzyli, rak nigdy nie patrzyła tak z Subaru. W tej chwili jej dawne uczucie do niego zaczęło wzrastać na nowo. Kise czuł to samo co ona, myślał ze jemu już na niej nie zależy ale okazało się inaczej. Jej serce biło tak szybko, że Kise aż czuł je stojąc przed nią. Podszedł bliżej i oparł ją o ścianę, trzymając za ręce. Patrzyli na siebie spokojnie, jak by nikt i nic nie liczyli się teraz. Ale Irina otrząsała się z tego.
-I co zamierzasz zrobić?-zapytała zimnym tonem. Kise także się otrząsnął i popatrzył na nią z chytrym uśmieszkiem.
-Oj księżniczko, tak mało brakowało a rozkochał bym cię na nowo w sobie.
Irina popatrzyła na niego nerwowo i ze strachem. Jednym ruchem wyrwała swoje ręce i wyszła z pokoju. Kise nie opuszczał uśmiech, miał dobry nastrój. Lili właśnie się budziła. Jej oczy były już nie tak intensywnie czerwone jak wcześniej, były raczej szaro czerwone, a wzrok taki pusty. Usiadła na łóżku. Rozejrzała się po pokoju, jak by nie wiedziała gdzie jest. Popatrzyła na Kise i wystraszyła się. Kise uśmiechnął się przyjaźnie i podszedł do niej. Prawie by zapomniał i zapalił światło, napisów na ścianie już nie było.
-Kim, kim ty jesteś?-zapytała Lili, teraz była jak małe dziecko bezbronne nie znające świata, któremu trzeba wszystko wyjaśnić i pokazać
-Jestem Kise, i jestem twoim narzeczony.-skłamał- a ty jesteś Lili.
-Jesteśmy...zaręczeni?
-Tak, najwidoczniej nic nie pamiętasz prawda? Lili pokręciła głową.
-Więc muszę ci wszystko opowiedzieć. Najważniejsze że jesteśmy wampirami, ja i ty tak jak parę innych osób.- Lili lekko dotknęła swoich kłów-Walczymy dla naszego pana Zika, parę dni temu walczyliśmy z jego bratem Yoh i jego bandą. Matko jak ja się o ciebie martwiłem kiedy te chytre łajdaki otumaniły cię na swoją stronę. Dwaj z nich Len i Harry rozkochali cię w sobie a potem porzucili. Musieli ci skasować pamięć bo Harry jest wampirem i może mieć taką moc.
-Więc mamy moce?
-Tak, właśnie- Kise był nie do poznania. Był miły, słodki i spokojny zupełnie jak Harry.
-A jakie ja mam moce?
-Spróbuj a sama się przekonasz. Lili wyciągnęła ręce i strzeliła piorunem w ścianę. Patrzyła na to ze zdziwieniem. Potem popatrzyła na uśmiechniętą twarz Kise.
-Czy ja naprawdę cię zdradziłam? Kise pokiwał głową.
-Tak mi przykro-powiedziała tuląc się do niego. Kise objął ją, Lili byłą dla niego zabawką, nic nie wartą zabawką która jak się znudzi zostaje wyrzucona albo zastąpiona nową.
-Tak mi wstyd, ze dałam się rozkochać w kimś innym-powiedziała a jej włosy i niektóre rzeczy w pokoju zaczęły się unosić.
-Lili...
-Jak ja mogłam, jak , jak?!-krzyknęła i żarówka wybuchła a niektóre rzeczy zaczęły ich atakować, Kise schował ich pod łóżko i jeszcze bardziej przytulił Lili.
-Musisz bardziej panować nad emocjami. Lili kiwnęła głową i wyszeptała :
-Nienawidzę ich....
***
Irina wróciła do swojego pokoju, zamknęła drzwi i usiadła pod nimi.
-" Co ja sobie w ogóle myślałam?,,-pomyślała-" Przecież ja jestem z Subaru i tylko jego kocham. Ale teraz z Kise...nie! Pamiętaj Irino dlaczego z nim zerwałaś, byłaś dal niego tylko zabawką. On niczego nie traktuje poważnie, ale teraz... rzadko kiedy patrzył tak na mnie, tak z uczuciem....,,
-Aaa!!! CO JA GADAM?!?!?!-Krzyknęła.
-Irino czy...-pytał Zero Kaname próbując otworzyć drzwi- mogę wejść?
-e...tak, pewnie wchodź.-powiedziała wstając do drzwi.
-Co się stało?
-Co miało by się stać?
-No nie wiem po prostu krzyknęłaś więc chciałem sprawdzić co się stało-powiedział wchodząc i siadając na oparcie jej łóżka. Irina odchyliła głowę i powiedziała pod nosem:
-Wiesz że Lili leży u Kise?
-Co?!
-O czyli nie wiesz-powiedziała uśmiechnięta.
-Jak to leży u Kise?-zapytał ze złością i podpalił firanki.
-Zero, Firanki mi palisz.-powiedziała Irina bez najmniejszych emocji.
-O...-Zero Kaname zauważył to i zgasił płomienie.
-Czemu powiedziałaś Zero, a nie Zero Kaname?
-Bo to za długo, a czemu ty nie mówisz do mnie Irina Ruka?
-Bo mi zabroniłaś.
-Eee....możliwe ale teraz nie o tym. Lili leży u niego na łóżku, nie wiem po co mu ona, ale pewnie to kolejna jego zabawka. To co powiedziała Irina było prawdą, Zero Kaname dalej darzył Lili pewnym uczuciem, ale tak małym jak jedno ziarno piasku na pustyni. Zacisnął pięści i wyszedł z pokoju.
-Zaraz, gdzie ty idziesz?
-Do Kise. Irina uśmiechnęła się i zamknęła drzwi.
-Jestem ciekawa co wymyślisz braciszku....
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
***
Tak jak teraz na siebie patrzyli, rak nigdy nie patrzyła tak z Subaru. W tej chwili jej dawne uczucie do niego zaczęło wzrastać na nowo. Kise czuł to samo co ona, myślał ze jemu już na niej nie zależy ale okazało się inaczej. Jej serce biło tak szybko, że Kise aż czuł je stojąc przed nią. Podszedł bliżej i oparł ją o ścianę, trzymając za ręce. Patrzyli na siebie spokojnie, jak by nikt i nic nie liczyli się teraz. Ale Irina otrząsała się z tego.
-I co zamierzasz zrobić?-zapytała zimnym tonem. Kise także się otrząsnął i popatrzył na nią z chytrym uśmieszkiem.
-Oj księżniczko, tak mało brakowało a rozkochał bym cię na nowo w sobie.
Irina popatrzyła na niego nerwowo i ze strachem. Jednym ruchem wyrwała swoje ręce i wyszła z pokoju. Kise nie opuszczał uśmiech, miał dobry nastrój. Lili właśnie się budziła. Jej oczy były już nie tak intensywnie czerwone jak wcześniej, były raczej szaro czerwone, a wzrok taki pusty. Usiadła na łóżku. Rozejrzała się po pokoju, jak by nie wiedziała gdzie jest. Popatrzyła na Kise i wystraszyła się. Kise uśmiechnął się przyjaźnie i podszedł do niej. Prawie by zapomniał i zapalił światło, napisów na ścianie już nie było.
-Kim, kim ty jesteś?-zapytała Lili, teraz była jak małe dziecko bezbronne nie znające świata, któremu trzeba wszystko wyjaśnić i pokazać
-Jestem Kise, i jestem twoim narzeczony.-skłamał- a ty jesteś Lili.
-Jesteśmy...zaręczeni?
-Tak, najwidoczniej nic nie pamiętasz prawda? Lili pokręciła głową.
-Więc muszę ci wszystko opowiedzieć. Najważniejsze że jesteśmy wampirami, ja i ty tak jak parę innych osób.- Lili lekko dotknęła swoich kłów-Walczymy dla naszego pana Zika, parę dni temu walczyliśmy z jego bratem Yoh i jego bandą. Matko jak ja się o ciebie martwiłem kiedy te chytre łajdaki otumaniły cię na swoją stronę. Dwaj z nich Len i Harry rozkochali cię w sobie a potem porzucili. Musieli ci skasować pamięć bo Harry jest wampirem i może mieć taką moc.
-Więc mamy moce?
-Tak, właśnie- Kise był nie do poznania. Był miły, słodki i spokojny zupełnie jak Harry.
-A jakie ja mam moce?
-Spróbuj a sama się przekonasz. Lili wyciągnęła ręce i strzeliła piorunem w ścianę. Patrzyła na to ze zdziwieniem. Potem popatrzyła na uśmiechniętą twarz Kise.
-Czy ja naprawdę cię zdradziłam? Kise pokiwał głową.
-Tak mi przykro-powiedziała tuląc się do niego. Kise objął ją, Lili byłą dla niego zabawką, nic nie wartą zabawką która jak się znudzi zostaje wyrzucona albo zastąpiona nową.
-Tak mi wstyd, ze dałam się rozkochać w kimś innym-powiedziała a jej włosy i niektóre rzeczy w pokoju zaczęły się unosić.
-Lili...
-Jak ja mogłam, jak , jak?!-krzyknęła i żarówka wybuchła a niektóre rzeczy zaczęły ich atakować, Kise schował ich pod łóżko i jeszcze bardziej przytulił Lili.
-Musisz bardziej panować nad emocjami. Lili kiwnęła głową i wyszeptała :
-Nienawidzę ich....
***
Irina wróciła do swojego pokoju, zamknęła drzwi i usiadła pod nimi.
-" Co ja sobie w ogóle myślałam?,,-pomyślała-" Przecież ja jestem z Subaru i tylko jego kocham. Ale teraz z Kise...nie! Pamiętaj Irino dlaczego z nim zerwałaś, byłaś dal niego tylko zabawką. On niczego nie traktuje poważnie, ale teraz... rzadko kiedy patrzył tak na mnie, tak z uczuciem....,,
-Aaa!!! CO JA GADAM?!?!?!-Krzyknęła.
-Irino czy...-pytał Zero Kaname próbując otworzyć drzwi- mogę wejść?
-e...tak, pewnie wchodź.-powiedziała wstając do drzwi.
-Co się stało?
-Co miało by się stać?
-No nie wiem po prostu krzyknęłaś więc chciałem sprawdzić co się stało-powiedział wchodząc i siadając na oparcie jej łóżka. Irina odchyliła głowę i powiedziała pod nosem:
-Wiesz że Lili leży u Kise?
-Co?!
-O czyli nie wiesz-powiedziała uśmiechnięta.
-Jak to leży u Kise?-zapytał ze złością i podpalił firanki.
-Zero, Firanki mi palisz.-powiedziała Irina bez najmniejszych emocji.
-O...-Zero Kaname zauważył to i zgasił płomienie.
-Czemu powiedziałaś Zero, a nie Zero Kaname?
-Bo to za długo, a czemu ty nie mówisz do mnie Irina Ruka?
-Bo mi zabroniłaś.
-Eee....możliwe ale teraz nie o tym. Lili leży u niego na łóżku, nie wiem po co mu ona, ale pewnie to kolejna jego zabawka. To co powiedziała Irina było prawdą, Zero Kaname dalej darzył Lili pewnym uczuciem, ale tak małym jak jedno ziarno piasku na pustyni. Zacisnął pięści i wyszedł z pokoju.
-Zaraz, gdzie ty idziesz?
-Do Kise. Irina uśmiechnęła się i zamknęła drzwi.
-Jestem ciekawa co wymyślisz braciszku....
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
sobota, 23 listopada 2013
Rozdział 25
Wszyscy wrócili do domu. Oo dziwo ciało Lou zniknęło. Ale tym nikt prawie się nie przejął, teraz martwili się o Lili. Nie wróciła do domu, listy zostały spalone... To wszystko nie trzymało się razem. Usiedli w kuchni przy stole, nastała cisza nie było słychać niczego prócz śpiewających ptaków ponieważ już był ranek.
-Czyli podsumujmy-powiedział Joko- Lili nie wróciła a listy zostały spalone piorunem który zapewne pochodzi od Lili.... czym tu się przejmować?
-Że nie wiemy czy nic jej nie jest.-wtrącił Harry- Powinniśmy tam iść.
-Po co? By nas też złapali?
-Try nie mamy pewności czy ją złapali.
-To co sugerujesz? Że jej nie złapali tylko siedzi sobie pod ich domem bo nie chcę jej się tu wracać?
-Wiesz ty to powiedziałeś.
-Osz ty...
-Len, Harry uspokójcie się, wasze kłótnie w niczym nam nie pomogą.
-Anna ma rację, przy Lili tak się nie kłóciliście. Nastała chwila ciszy. Dziun miała rację, ale nie wiedzieli co teraz mają zrobić. Byli w kropce nie tylko Len i Harry ale też i reszta.
***
Lili leżała nie przytomna na łóżku Kise, on spokojnie patrzył na nią i bawił się jej lekko blond włosami.
-Czego chciałeś Kise?-zapytała Irina otwierając drzwi z hukiem.-nie mam za bardzo czasu.
-Witaj księżniczko, myślałem ze nie przyjdziesz. Irina stanęła jak wryta, gdy zobaczyła Lili leżącą na łóżku.
-Co jej zrobiłeś?-zapytała udając obojętną.
-Nic tak w sumie,-powiedział spuszczając z niej wzrok i wrócił do bawienia się włosami.-zahipnotyzowałem ją.
-Po co?
-Tak dla zabawy. Księżniczko chyba nadal nie umiesz się bawić.
-A co jest w tym zabawnego?
-Otóż to że będziemy udawać ze Lili sama z własnego wyboru woli mnie od Lena i Harrego.
-Więc zauważyłeś ich rywalizację?
-Trudno tego nie zauważyć. Ale starali się tego nie okazywać. Irina odwróciła się i kierowała się do wyjścia.
-Czyż byś była zazdrosna księżniczko? Irina stanęła, fakt że jeszcze coś do niego czułą nie dawał jej spokoju.
-Skąd ci to przyszło do głowy? -zapytała odwracając się, a Kise stał tuż przy niej.
-Bo to widać tak jak to że Len i Harry rywalizują. Irina stała zamurowana, już dawno nie patrzyła w jego oczy. Choć były żółte i prawie bez barwne to i tak było w nich to czego nie miał Subaru.
-" Co ja myślę?!?!,, -zastanowiła się.
-Muszę cię rozczarować ale ja kocham Subaru, a z tobą już nic mnie nie łączy.
-Jesteś tego pewna? Irina nic nie odpowiedziała. Stałą patrząc na niego...
CIĄG DALSZY WIECZOREM....
-Czyli podsumujmy-powiedział Joko- Lili nie wróciła a listy zostały spalone piorunem który zapewne pochodzi od Lili.... czym tu się przejmować?
-Że nie wiemy czy nic jej nie jest.-wtrącił Harry- Powinniśmy tam iść.
-Po co? By nas też złapali?
-Try nie mamy pewności czy ją złapali.
-To co sugerujesz? Że jej nie złapali tylko siedzi sobie pod ich domem bo nie chcę jej się tu wracać?
-Wiesz ty to powiedziałeś.
-Osz ty...
-Len, Harry uspokójcie się, wasze kłótnie w niczym nam nie pomogą.
-Anna ma rację, przy Lili tak się nie kłóciliście. Nastała chwila ciszy. Dziun miała rację, ale nie wiedzieli co teraz mają zrobić. Byli w kropce nie tylko Len i Harry ale też i reszta.
***
Lili leżała nie przytomna na łóżku Kise, on spokojnie patrzył na nią i bawił się jej lekko blond włosami.
-Czego chciałeś Kise?-zapytała Irina otwierając drzwi z hukiem.-nie mam za bardzo czasu.
-Witaj księżniczko, myślałem ze nie przyjdziesz. Irina stanęła jak wryta, gdy zobaczyła Lili leżącą na łóżku.
-Co jej zrobiłeś?-zapytała udając obojętną.
-Nic tak w sumie,-powiedział spuszczając z niej wzrok i wrócił do bawienia się włosami.-zahipnotyzowałem ją.
-Po co?
-Tak dla zabawy. Księżniczko chyba nadal nie umiesz się bawić.
-A co jest w tym zabawnego?
-Otóż to że będziemy udawać ze Lili sama z własnego wyboru woli mnie od Lena i Harrego.
-Więc zauważyłeś ich rywalizację?
-Trudno tego nie zauważyć. Ale starali się tego nie okazywać. Irina odwróciła się i kierowała się do wyjścia.
-Czyż byś była zazdrosna księżniczko? Irina stanęła, fakt że jeszcze coś do niego czułą nie dawał jej spokoju.
-Skąd ci to przyszło do głowy? -zapytała odwracając się, a Kise stał tuż przy niej.
-Bo to widać tak jak to że Len i Harry rywalizują. Irina stała zamurowana, już dawno nie patrzyła w jego oczy. Choć były żółte i prawie bez barwne to i tak było w nich to czego nie miał Subaru.
-" Co ja myślę?!?!,, -zastanowiła się.
-Muszę cię rozczarować ale ja kocham Subaru, a z tobą już nic mnie nie łączy.
-Jesteś tego pewna? Irina nic nie odpowiedziała. Stałą patrząc na niego...
CIĄG DALSZY WIECZOREM....
czwartek, 21 listopada 2013
Ciąg dalszy....
Lili patrzyła na Subaru, któremu jak widać nie podobało się to że tu jest. Mocniej zacisnął rękę na jej szyi, Lili próbowała wsiąść oddech ale nie miała jak.
-Czego tu szukasz?
-P...powiem ci...jak...jak.mnie....eh-i wtedy Subaru rzucił nią o ścianę która była za nimi. Lili dość mocno w nią uderzyła. Zaczęła lekko kaszleć, popatrzyła na niego i zauważyła że leci jej krew z ust.
-Heh, dalej mnie nie lubisz co?
-Mów czego tu chcesz!
-Chcę zabić Kise.
-I tak po prostu mi to mówisz?
-Tak. Bo ty chyba też za nim nie przepadasz, prawda?
-Jak raz się z tobą zgadzam-powiedziała Irina wychodząc zza ściany-nie buj się, nie wydam cię. I Subaru też.
-Co były chłopak daje ci w kość.
-Powiedzmy, więc chcesz go zabić, tak?
-Taki jest plan-powiedziała Lili nie wstając z ziemi.
-A co zamierzasz zrobić?
-Najpierw go nastraszyć.
-Jak niby?
-Przed chwila wyszła z łazienki.
-Byłaś u niego w łazience?
-By napisać coś na lustrze.
-Dobra a co napisałaś?
-Twoje życie usłane różami, właśnie się kończy...
-...-nastała chwila ciszy-naprawdę to napisałaś?
-Tak, a co?
-Nie no nic...., tylko, to nie za bardzo...
-Jakie?
-No nie wiem.A jaki masz dalej plan?
-Zobaczycie. A teraz idźcie mam jeszcze parę spraw do załatwienie. Obydwoje kiwnęli głowami i poszli korytarzem. Lili weszła do pokoju Kise. Było ciemno ale ona i tak wszystko widziała. Popatrzyła na dużą ciemną ścianę i myślała co by na niej zmalować.
***
Kise właśnie wyszedł z prysznica i zauważył napis na lustrze.
- Twoje życie usłane różami, właśnie się kończy...-zastanowił się chwilę.
-Ha -powiedział po chwili namysłu- Naprawdę Lili jesteś przewidywalna. "Ale muszę przyznać ze nie spodziewałem się ze włamie się do mnie jak będę pod prysznicem. Jej zemsta byłą nieunikniona,,- pomyślał wycierając głosy ręcznikiem i zmazując napis z lustra.-,, ciekawe co jeszcze wymyślisz..."
***
Wszedł do ciemnego pokoju, próbował zapalić światło ale nie chciało się zapalić. Pomyślał że to zwarcie jakieś, ale przypomniał sobie o Lili. Uśmiechnął się i zaczął udawać że nie wie o co chodzi.
-Co jest z tym światłem?-zapytał na głos podejrzewając że Lili nadal tu jest. Nagle światło się zapaliło. Zamknął drzwi i obrócił się.
-No całe szczęścieeee....-przeciągnął gdy zobaczył napisane na ścianie krwią ,, Twoje życie usłane różami, właśnie się kończy..."
-Aaaa...ale jak to? Nic nie rozumie.
-,,On jest jeszcze głupszy niż myślałam"-pomyślała Lili ponownie gasząc światło. I zamykając drzwi na klucz. Oczywiści drzwi zamknęła Irina za prośbą Lili.
-Co co jest?- zdziwił się szarpiąc za klamkę. Światło zaczęło mrugać po części rozświetlając pokój. W niektórych fragmentach pokoju widział Lili. Udawał że się boi, ale tak na prawdę był przygotowany. Lili za każdym odsłonięciem światła byłą w innym miejscu pokoju i coraz bliżej Kise. W pewnym momencie byłą bardzo blisko, podniosła rękę w której miała nóż by go nim dźgnąć ale...złapał jej rękę. Lili byłą w szoku, nie wiedziała jak on to zrobił. Przecież o niczym nie wiedział.
-Postarałaś się Lili, nawet bym się nabrał ale...jesteś taka przewidywalna.-powiedział patrząc na nią, a światło przestało mrugać, było teraz całkiem ciemno ale oni widzieli tak jak by było całkiem jasno.
-Ale...,ale jak?
-Miło mi że chciałaś mnie zabić za to co zrobiłem twojemu baru. Lili zaczęła się wyrywać by go zaatakować i zabić własnymi rękoma ale on był szybszy i silniejszy nie bez powodu był w ,, podtężnych szamanach", więc przygwoździł ją do ściany.
-Co wy tak ciągle mnie do tej ściany?-zapytała wkurzona z czerwonymi oczami i kłami na wierzchu.
-Nie szpanuj kłami bo nic mi nimi nie zrobisz. A tak poza tym, do twarzy ci w złości.-powiedział odgarniając włosy z jej szyi. I zauważył liczne ślady po ugryzieniach.
-Ile razy pito już twoją krew-zapytał całkiem poważnie z powrotem trzymając ja obiema rękami. Lili zdziwiło to pytanie.
-Eee...nie wiem może 3-4 razy.
-Przez kogo?
-Eee... Zero Kaname i Harrego ( Harry co prawda raz wypił jej krwi ale tego nie opisywałam).
-Heh, jeśli Zero Kaname pił twoją krew to znaczy że musi być pyszna-powiedział schylając się nad nią i powąchał jej szyję.
-Miałem rację, pachnie pysznie.-powiedział a jego oczy zalały się czerwienią.
-" Świetnie, moja krew jest pyszna nawet jak jestem wampirem,,-pomyślała.
-Pozwolisz że i ja z niej skorzystam...-powiedział nie odrywając głowy od jej szyi.
-Co?!...n..nie, co ty,...nie...-opierała się i zaczęła się szarpać. Kise ścisnął ją w nadgarstku, tak że bul ją sparaliżował.
-" Jak to możliwe że ja w ogóle coś czuję?,,
Kise polizał kawałek jej szyi i wbił w nią swoje kły. Lili poczuła większy bul niż zadał jej za początku. Nie mogła nic powiedzieć, nie mogła nawet oddychać ale i tak rzadko kiedy oddychała.
-Teraz będziesz się mnie słuchać-powiedział jej do ucha przestając pić jej krew-będziesz mi bezgranicznie posłuszna.
-L...listy-powiedziała resztkami przytomności.
-Co?
-Moje listy, muszę je zniszczyć.
-Później, teraz słuchaj mnie-powtarzał te słowa w kółko aż całkowicie nie zahipnotyzował Lili.
***
Wszyscy siedzieli w domu i się nudzili, tylko Trey patrzył przez okno.
-Hej słuchajcie, -powiedział nagle-burza, znaczy pioruny, nie widać ich. Wszyscy podbiegli do okien, faktycznie noc była bez chmurna a księżyc oświetlał ziemię.
-Czyli...-ciągnął Morty- to może znaczyć że....
-Że Lili ale bo zaraz tu wejdzie albo zgięła. Jest wiele opcji.-Oznajmił Len. Czekali jakiś czas ale Lili nie było. Wyszli więc na zewnątrz. Nigdzie nie by śladu ani po piorunach, ani po Lili.
-Chodźmy po te listy-zaproponował Harry. Szli ale w milczeniu, nikt nie chciał nic powiedzieć szykując się na najgorsze. Gdy już dotarli zobaczyli listy wystające z dziupli. Podeszli ale nagle... W drzewo uderzył potężny piorun. Drzewo stanęło w płomieniach a wraz z nim listy.
-Co? Ale jak to?-zapytał z niedowierzaniem Yoh.
-To może oznaczać tylko jedno - zaczęła Anna- że Lili nadal żyje.
KONIEC.
-Czego tu szukasz?
-P...powiem ci...jak...jak.mnie....eh-i wtedy Subaru rzucił nią o ścianę która była za nimi. Lili dość mocno w nią uderzyła. Zaczęła lekko kaszleć, popatrzyła na niego i zauważyła że leci jej krew z ust.
-Heh, dalej mnie nie lubisz co?
-Mów czego tu chcesz!
-Chcę zabić Kise.
-I tak po prostu mi to mówisz?
-Tak. Bo ty chyba też za nim nie przepadasz, prawda?
-Jak raz się z tobą zgadzam-powiedziała Irina wychodząc zza ściany-nie buj się, nie wydam cię. I Subaru też.
-Co były chłopak daje ci w kość.
-Powiedzmy, więc chcesz go zabić, tak?
-Taki jest plan-powiedziała Lili nie wstając z ziemi.
-A co zamierzasz zrobić?
-Najpierw go nastraszyć.
-Jak niby?
-Przed chwila wyszła z łazienki.
-Byłaś u niego w łazience?
-By napisać coś na lustrze.
-Dobra a co napisałaś?
-Twoje życie usłane różami, właśnie się kończy...
-...-nastała chwila ciszy-naprawdę to napisałaś?
-Tak, a co?
-Nie no nic...., tylko, to nie za bardzo...
-Jakie?
-No nie wiem.A jaki masz dalej plan?
-Zobaczycie. A teraz idźcie mam jeszcze parę spraw do załatwienie. Obydwoje kiwnęli głowami i poszli korytarzem. Lili weszła do pokoju Kise. Było ciemno ale ona i tak wszystko widziała. Popatrzyła na dużą ciemną ścianę i myślała co by na niej zmalować.
***
Kise właśnie wyszedł z prysznica i zauważył napis na lustrze.
- Twoje życie usłane różami, właśnie się kończy...-zastanowił się chwilę.
-Ha -powiedział po chwili namysłu- Naprawdę Lili jesteś przewidywalna. "Ale muszę przyznać ze nie spodziewałem się ze włamie się do mnie jak będę pod prysznicem. Jej zemsta byłą nieunikniona,,- pomyślał wycierając głosy ręcznikiem i zmazując napis z lustra.-,, ciekawe co jeszcze wymyślisz..."
***
Wszedł do ciemnego pokoju, próbował zapalić światło ale nie chciało się zapalić. Pomyślał że to zwarcie jakieś, ale przypomniał sobie o Lili. Uśmiechnął się i zaczął udawać że nie wie o co chodzi.
-Co jest z tym światłem?-zapytał na głos podejrzewając że Lili nadal tu jest. Nagle światło się zapaliło. Zamknął drzwi i obrócił się.
-No całe szczęścieeee....-przeciągnął gdy zobaczył napisane na ścianie krwią ,, Twoje życie usłane różami, właśnie się kończy..."
-Aaaa...ale jak to? Nic nie rozumie.
-,,On jest jeszcze głupszy niż myślałam"-pomyślała Lili ponownie gasząc światło. I zamykając drzwi na klucz. Oczywiści drzwi zamknęła Irina za prośbą Lili.
-Co co jest?- zdziwił się szarpiąc za klamkę. Światło zaczęło mrugać po części rozświetlając pokój. W niektórych fragmentach pokoju widział Lili. Udawał że się boi, ale tak na prawdę był przygotowany. Lili za każdym odsłonięciem światła byłą w innym miejscu pokoju i coraz bliżej Kise. W pewnym momencie byłą bardzo blisko, podniosła rękę w której miała nóż by go nim dźgnąć ale...złapał jej rękę. Lili byłą w szoku, nie wiedziała jak on to zrobił. Przecież o niczym nie wiedział.
-Postarałaś się Lili, nawet bym się nabrał ale...jesteś taka przewidywalna.-powiedział patrząc na nią, a światło przestało mrugać, było teraz całkiem ciemno ale oni widzieli tak jak by było całkiem jasno.
-Ale...,ale jak?
-Miło mi że chciałaś mnie zabić za to co zrobiłem twojemu baru. Lili zaczęła się wyrywać by go zaatakować i zabić własnymi rękoma ale on był szybszy i silniejszy nie bez powodu był w ,, podtężnych szamanach", więc przygwoździł ją do ściany.
-Co wy tak ciągle mnie do tej ściany?-zapytała wkurzona z czerwonymi oczami i kłami na wierzchu.
-Nie szpanuj kłami bo nic mi nimi nie zrobisz. A tak poza tym, do twarzy ci w złości.-powiedział odgarniając włosy z jej szyi. I zauważył liczne ślady po ugryzieniach.
-Ile razy pito już twoją krew-zapytał całkiem poważnie z powrotem trzymając ja obiema rękami. Lili zdziwiło to pytanie.
-Eee...nie wiem może 3-4 razy.
-Przez kogo?
-Eee... Zero Kaname i Harrego ( Harry co prawda raz wypił jej krwi ale tego nie opisywałam).
-Heh, jeśli Zero Kaname pił twoją krew to znaczy że musi być pyszna-powiedział schylając się nad nią i powąchał jej szyję.
-Miałem rację, pachnie pysznie.-powiedział a jego oczy zalały się czerwienią.
-" Świetnie, moja krew jest pyszna nawet jak jestem wampirem,,-pomyślała.
-Pozwolisz że i ja z niej skorzystam...-powiedział nie odrywając głowy od jej szyi.
-Co?!...n..nie, co ty,...nie...-opierała się i zaczęła się szarpać. Kise ścisnął ją w nadgarstku, tak że bul ją sparaliżował.
-" Jak to możliwe że ja w ogóle coś czuję?,,
Kise polizał kawałek jej szyi i wbił w nią swoje kły. Lili poczuła większy bul niż zadał jej za początku. Nie mogła nic powiedzieć, nie mogła nawet oddychać ale i tak rzadko kiedy oddychała.
-Teraz będziesz się mnie słuchać-powiedział jej do ucha przestając pić jej krew-będziesz mi bezgranicznie posłuszna.
-L...listy-powiedziała resztkami przytomności.
-Co?
-Moje listy, muszę je zniszczyć.
-Później, teraz słuchaj mnie-powtarzał te słowa w kółko aż całkowicie nie zahipnotyzował Lili.
***
Wszyscy siedzieli w domu i się nudzili, tylko Trey patrzył przez okno.
-Hej słuchajcie, -powiedział nagle-burza, znaczy pioruny, nie widać ich. Wszyscy podbiegli do okien, faktycznie noc była bez chmurna a księżyc oświetlał ziemię.
-Czyli...-ciągnął Morty- to może znaczyć że....
-Że Lili ale bo zaraz tu wejdzie albo zgięła. Jest wiele opcji.-Oznajmił Len. Czekali jakiś czas ale Lili nie było. Wyszli więc na zewnątrz. Nigdzie nie by śladu ani po piorunach, ani po Lili.
-Chodźmy po te listy-zaproponował Harry. Szli ale w milczeniu, nikt nie chciał nic powiedzieć szykując się na najgorsze. Gdy już dotarli zobaczyli listy wystające z dziupli. Podeszli ale nagle... W drzewo uderzył potężny piorun. Drzewo stanęło w płomieniach a wraz z nim listy.
-Co? Ale jak to?-zapytał z niedowierzaniem Yoh.
-To może oznaczać tylko jedno - zaczęła Anna- że Lili nadal żyje.
KONIEC.
poniedziałek, 18 listopada 2013
Ciąg dalszy...
Zaczęło padać, a Lili nadal siedziała z ciałem Lou w rękach i nie miała zamiaru wstać.
-Lili, chodź do środka.-zachęcał ją Harry.
-Nie, nie chcę iść-odpowiedziała smutno i cicho.
-Możesz się przeziębić, nie powinnaś...
-ZOSTAWCIE MNIE!-krzyknęła mocniej tuląc jego ciało.
-Len,-powiedział Yoh łapiąc go za ramię-wracajmy do środka. Jeśli tak bardzo chce zostać to niech zostanie. Len zgodził się z nim i wrócili do domu. Siedzieli przy stole i rozmyślali co dalej?
-Trey co teraz robi Lili?
-Wciąż siedzi.
-Jak to możliwe. Przecież w nim było dobro.
-No właśnie Yoh, było, a co się z ni stało? To nie wiemy-powiedział głęboko Harry.
-Przecież on z Lou się najbardziej zaprzyjaźnił. Czemu ? czemu to zrobił?-zapytała Dziun ze łzami w oczach.
-Świat się zmienia, a fakt że on był od Zika, dużo zmienia. Miał zadanie i je wykonał. -stwierdził Len bo sam wie jak to jest.
-Tyle że jego celem był Lou a nie Lili. Prawda?-zapytał Morty.
-Fakt.-zgodził się Faust-ale musiał wiedzieć że odda jej życie więc nie robiło mu to za dużej różnicy.
-Hej, hej.-zawołał nagle Trey-coś się dzieje z Lili.
-Co masz na myśli?-zapytał Yoh. Wszyscy podbiegli do okien. Lili odłożyła ciało Lou na ziemię, pocałowała w czoło, otarła łzy. Oczy jej się zaświeciły i zerwał się silny wiatr, i....zniknęła.
-O nie...o nie, jest nie dobrze, bardzo nie dobrze.-zaczął powtarzać Harry.
-Zgadzam się z nim-powiedział Len niewzruszony sytuacją.
-O co wam obojgu chodzi?-zapytała Anna.
-Lili, ona ....poszła się zemścić na Ziku, a raczej na Kise.-wyjaśnił Len.
-Musimy iść ją powstrzymać.-powiedział Joko otwierając drzwi, ale gdy tylko wystawił stopę za drzwi....koło niego cisnął piorun.
-Co do...
-Yoko nic ci nie jest? -zapytał Yoh.
-Nie, Lili musiała przewidzieć że będziemy chcieli ją powstrzymać, ale kiedy? I w tedy Harry przypomniał sobie jak zaświeciły jej się oczy, w tedy musiała w jakiś sposób umieścić chmurę burzową nad domem i by ciskała piorunami gdy ktoś będzie chciał wyjść.
-To pewnie sprawka Lili-powiedział Len opierając się o ścianę. -Trzeba by sprawdzić czy mogą zabić.
-Tak ale jak?-zapytała Dziun.
-To proste, Harry pójdzie.
-CO?!?! A czemu akurat ja?
-Bo ty jesteś nie śmiertelny, a taki piorun raczej nie powinien cię zabić.
-No...ale..., ok idę.-powiedział niechęcią. Otworzył drzwi i popatrzył za siebie. Len pokazał mu pomachał rękami by poszedł szybciej. Harry wystawił kły, popatrzył na deszcze. Jednym ruchem znalazł się na miejscu gdzie siedziała Lili i wtedy poraził go piorun. Chwilę leżał na ziemi, ale zaraz się podniósł i był w domu.
-Was, ...was mogły by zabić...-powiedział z trudem łapiąc oddech.
-Więc jesteśmy tu uwięzieni, do puki nie wróci Lili.-stwierdził Len i usiadł na krześle.
-Martwi mnie czy Lili da sobie radę z nimi wszystkimi całkiem sama-powiedziała Anna patrząc w okno.
***
Lili biegła, ale nie za szybko po drodze zastanawiała się jak by tu się na nim zemścić. Może włamie się tam tak szybko ze nikt jej nie zauważy, nie wyczuje. Po drodze zabierając nóż i wbijając go w jego zimne serce i wychodząc przez okno?A może uda że mu dziękuje że zabił tą kulę u nogi, rozkocha go w sobie, uda ze przeszła na złą stronę i w odpowiednim momencie zaatakuje? Chciała by cierpiał tak jak ona cierpiała. Ale miała lepszy pomysł. Po drodze zatrzymała się na wzgórzu by złapać oddech, z tego wzgórza doskonale było widać duży dom Zika, Lili po raz pierwszy widziała go nie będąc w nim. Dom był duży miał 3 piętra i miał ok 700-800 metrów długości i szerokości. Był barwy brudnej bieli i ciemnego brązu. Miał kilka balkonów i duże frontowe drzwi. Lili postanowiła najszybciej jak potrafi wrócić do domu i zostawić list na stole w kuchni. Tak też zrobiła.
***
Wszyscy siedzieli w domu w kuchni, nale otworzyły się drzwi i był podmuch powietrza a drzwi się zamknęły. Nikt nic nie widział tylko małą białą kartkę na stole. Na której było napisane:
,,Kochani moi.
Bardzo was przepraszam za moją ucieczkę i moją agresję i odtrącenie śmierć mojego brata jest dla mnie nie lada przeżyciem. Mam plan ale nie wiem czy wrócę do domu. Po pierwsze ten plan wymaga czasu, a po drugie nie wiem czy mi się uda. Jeśli nie wrócę wyprawcie Lou odpowiedni pogrzeb taki na jaki zasługiwał. Powinnam wrócić jutro. Jeśli mieli byście wątpliwości czy żyję to moje pioruny wam o tym przypomną. Będą nad wami puki ich nie odmówię albo...jeśli zginę. Jak moje pioruny przestaną działać a ja nie wrócę to w miejscu gdzie kiedyś było moje zamarznięte ciało jest drzew w którym jest dziura. Proszę byście do niego poszli i przeczytali listy, każdy ma adresata. Przepraszam was jeszcze raz.
Lili."
-Czyli...-zaciągnął Morty-ona może nie wrócić.
-Miejmy nadzieję że wróci.
-Len, no co ty? Nie wierzysz w Lili?-zapytał Trey.
-Nie w tym rzecz, boję się co może być w tych listach.
***
Lili wróciła na wzgórze, szybko pobiegła do wszystkich okien by zobaczyć w którym jest Kise. Jej plan był prosty. Najpierw go będzie straszyć, a potem.... Jego okno było ostatnie za trzecim piętrze ,zaraz koło łazienki. Poczekała aż się ściemni. Gdy poszedł pod prysznic jako ostatni z domu, ona już była w środku. Brał prysznic w gorące wodzie więc lustro zaparowało. Napisała coś na lustrze i wyszła trzaskając drzwiami. Pech chciał że akurat przechodził tam tędy Subaru. Od razu ją zaatakował, i przygwoździł do ściany.
-Czego tu chcesz?! - Subaru trzyma ją za szyję. Nie opierała się tylko z powagą parzyła na niego robiąc czerwone oczy i wysuwając kły....
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
-Lili, chodź do środka.-zachęcał ją Harry.
-Nie, nie chcę iść-odpowiedziała smutno i cicho.
-Możesz się przeziębić, nie powinnaś...
-ZOSTAWCIE MNIE!-krzyknęła mocniej tuląc jego ciało.
-Len,-powiedział Yoh łapiąc go za ramię-wracajmy do środka. Jeśli tak bardzo chce zostać to niech zostanie. Len zgodził się z nim i wrócili do domu. Siedzieli przy stole i rozmyślali co dalej?
-Trey co teraz robi Lili?
-Wciąż siedzi.
-Jak to możliwe. Przecież w nim było dobro.
-No właśnie Yoh, było, a co się z ni stało? To nie wiemy-powiedział głęboko Harry.
-Przecież on z Lou się najbardziej zaprzyjaźnił. Czemu ? czemu to zrobił?-zapytała Dziun ze łzami w oczach.
-Świat się zmienia, a fakt że on był od Zika, dużo zmienia. Miał zadanie i je wykonał. -stwierdził Len bo sam wie jak to jest.
-Tyle że jego celem był Lou a nie Lili. Prawda?-zapytał Morty.
-Fakt.-zgodził się Faust-ale musiał wiedzieć że odda jej życie więc nie robiło mu to za dużej różnicy.
-Hej, hej.-zawołał nagle Trey-coś się dzieje z Lili.
-Co masz na myśli?-zapytał Yoh. Wszyscy podbiegli do okien. Lili odłożyła ciało Lou na ziemię, pocałowała w czoło, otarła łzy. Oczy jej się zaświeciły i zerwał się silny wiatr, i....zniknęła.
-O nie...o nie, jest nie dobrze, bardzo nie dobrze.-zaczął powtarzać Harry.
-Zgadzam się z nim-powiedział Len niewzruszony sytuacją.
-O co wam obojgu chodzi?-zapytała Anna.
-Lili, ona ....poszła się zemścić na Ziku, a raczej na Kise.-wyjaśnił Len.
-Musimy iść ją powstrzymać.-powiedział Joko otwierając drzwi, ale gdy tylko wystawił stopę za drzwi....koło niego cisnął piorun.
-Co do...
-Yoko nic ci nie jest? -zapytał Yoh.
-Nie, Lili musiała przewidzieć że będziemy chcieli ją powstrzymać, ale kiedy? I w tedy Harry przypomniał sobie jak zaświeciły jej się oczy, w tedy musiała w jakiś sposób umieścić chmurę burzową nad domem i by ciskała piorunami gdy ktoś będzie chciał wyjść.
-To pewnie sprawka Lili-powiedział Len opierając się o ścianę. -Trzeba by sprawdzić czy mogą zabić.
-Tak ale jak?-zapytała Dziun.
-To proste, Harry pójdzie.
-CO?!?! A czemu akurat ja?
-Bo ty jesteś nie śmiertelny, a taki piorun raczej nie powinien cię zabić.
-No...ale..., ok idę.-powiedział niechęcią. Otworzył drzwi i popatrzył za siebie. Len pokazał mu pomachał rękami by poszedł szybciej. Harry wystawił kły, popatrzył na deszcze. Jednym ruchem znalazł się na miejscu gdzie siedziała Lili i wtedy poraził go piorun. Chwilę leżał na ziemi, ale zaraz się podniósł i był w domu.
-Was, ...was mogły by zabić...-powiedział z trudem łapiąc oddech.
-Więc jesteśmy tu uwięzieni, do puki nie wróci Lili.-stwierdził Len i usiadł na krześle.
-Martwi mnie czy Lili da sobie radę z nimi wszystkimi całkiem sama-powiedziała Anna patrząc w okno.
***
Lili biegła, ale nie za szybko po drodze zastanawiała się jak by tu się na nim zemścić. Może włamie się tam tak szybko ze nikt jej nie zauważy, nie wyczuje. Po drodze zabierając nóż i wbijając go w jego zimne serce i wychodząc przez okno?A może uda że mu dziękuje że zabił tą kulę u nogi, rozkocha go w sobie, uda ze przeszła na złą stronę i w odpowiednim momencie zaatakuje? Chciała by cierpiał tak jak ona cierpiała. Ale miała lepszy pomysł. Po drodze zatrzymała się na wzgórzu by złapać oddech, z tego wzgórza doskonale było widać duży dom Zika, Lili po raz pierwszy widziała go nie będąc w nim. Dom był duży miał 3 piętra i miał ok 700-800 metrów długości i szerokości. Był barwy brudnej bieli i ciemnego brązu. Miał kilka balkonów i duże frontowe drzwi. Lili postanowiła najszybciej jak potrafi wrócić do domu i zostawić list na stole w kuchni. Tak też zrobiła.
***
Wszyscy siedzieli w domu w kuchni, nale otworzyły się drzwi i był podmuch powietrza a drzwi się zamknęły. Nikt nic nie widział tylko małą białą kartkę na stole. Na której było napisane:
,,Kochani moi.
Bardzo was przepraszam za moją ucieczkę i moją agresję i odtrącenie śmierć mojego brata jest dla mnie nie lada przeżyciem. Mam plan ale nie wiem czy wrócę do domu. Po pierwsze ten plan wymaga czasu, a po drugie nie wiem czy mi się uda. Jeśli nie wrócę wyprawcie Lou odpowiedni pogrzeb taki na jaki zasługiwał. Powinnam wrócić jutro. Jeśli mieli byście wątpliwości czy żyję to moje pioruny wam o tym przypomną. Będą nad wami puki ich nie odmówię albo...jeśli zginę. Jak moje pioruny przestaną działać a ja nie wrócę to w miejscu gdzie kiedyś było moje zamarznięte ciało jest drzew w którym jest dziura. Proszę byście do niego poszli i przeczytali listy, każdy ma adresata. Przepraszam was jeszcze raz.
Lili."
-Czyli...-zaciągnął Morty-ona może nie wrócić.
-Miejmy nadzieję że wróci.
-Len, no co ty? Nie wierzysz w Lili?-zapytał Trey.
-Nie w tym rzecz, boję się co może być w tych listach.
***
Lili wróciła na wzgórze, szybko pobiegła do wszystkich okien by zobaczyć w którym jest Kise. Jej plan był prosty. Najpierw go będzie straszyć, a potem.... Jego okno było ostatnie za trzecim piętrze ,zaraz koło łazienki. Poczekała aż się ściemni. Gdy poszedł pod prysznic jako ostatni z domu, ona już była w środku. Brał prysznic w gorące wodzie więc lustro zaparowało. Napisała coś na lustrze i wyszła trzaskając drzwiami. Pech chciał że akurat przechodził tam tędy Subaru. Od razu ją zaatakował, i przygwoździł do ściany.
-Czego tu chcesz?! - Subaru trzyma ją za szyję. Nie opierała się tylko z powagą parzyła na niego robiąc czerwone oczy i wysuwając kły....
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
niedziela, 17 listopada 2013
Rozdział 24
Mięło kolejne parę dni od kont Kise obudził się i przebywał u naszych ,, leśnych przyjaciół". Zaprzyjaźnił się ze wszystkimi ale najbardziej chyba z Lou, ale też z Treyem który bardzo często pytał o Irinę i jak to było z nią chodzić. Lou był chyba jeszcze bardziej różowy ale też czół się bardziej swobodnie, i chyba nawet....podrywał Dziun. Często chwalił jak dobrze gotuje i mówił jak to ładnie wygląda w świetle ogniska itp. Dzień był piękny, wszystko było w najlepszym porządku i tak jak zawsze....ale wszystko ma swoje granice... Gdy Lou jak zwykle rozśmieszał Dziun Lili wzięła go na słowo. A raczej chwyciłą go za fioletowy ogon i pociągnęła na stronę.
-Ej tylko nie za ogon... aa....Lili...., ej to boli. Co ty odbiło ci?
-Co ty odstawiasz z Dziun?
-No, no co? O co ci chodzi? Dziun jest bardzo ładną i młodą kobietą w moim wieku. Nie moja wina że mnie interesuje.
-Ale czemu Dziun?
-Bo jak ty jesteś zaręczona z Lenem, to pomyślałem że ja mogę być z Dziun.
Lili odebrało mowę. Położyła rękę na głowę i westchnęła ciężko.
-To nie jest takie proste.
-He? O co ci chodzi?
-Bo ja...oj no bo ja chyba...nie ...chce...
-Wychodzić za Lena.-dokończył Lou-tylko ty możesz to zakończyć.
-Możliwe ale...
I teraz usłyszeli huk i zobaczyli Kise aż świecącego od forioku ze strzelbą w jedne ręce i zieloną dziewczyną obok.
-Co? ale jak?
***
-Czemu akurat on?!-zapytała podniesionym głosem Irina.-nie mógł być to ktoś inny?
Irina i Zero Kaname siedzieli u Zika w salonie czekając na jego odpowiedz.
-Ależ droga Irino, nie rozumiem o co ci chodzi?
-Nie udawaj z nami Zik-wtrącił Zero Kaname- po co tu go w ogóle sprowadziłeś?
-Spokojniej proszę i schowaj te kły, to bardzo proste-powiedział wstając ze swojego balkonu i podszedł do nich. Rzadko kiedy Zik wychodzi ze swojego balkonu, a jak już to robi to musi być ważna sprawa.
-Wszystko wam wyjaśnię. Zapewne wszyscy słyszeliście o ,,podtężnych szamanach" prawda?
-Pewnie ,a kto nie słyszał.
-Więc Irino zapewne wiesz że twój Kise jest jednym z nich.
-Tak wiem, i ...aaaa...ale po co ci on?
-Widzisz ja może i się odrodziłem ale nie mam w pełni swojej dawnej mocy. A bardzo chciałbym by Lou zginął.
-Przecież my to możemy zrobić.
-Nie, Zero Kaname ty szczególnie nie. To przecież twój najlepszy przyjaciel, przynajmniej kiedyś. On nic nie powiedział tylko zacisnął zęby i odwrócił głowę.
- A Kise nic do niej nie ma. A tak poza tym... On posiada strzelbę w której może mieć każdy pocisk nawet taki który zabija mutanty takie jak Lou. Raz a dobrze. I jego zadaniem było zaprzyjaźnić się z nimi i w odpowiednim momencie zaatakować i zabić Lou.
-Ale on jest u nich tylko ok. 3 tygodni, jak niby mieli by mu zaufać w tak szybkim czasie?
-Bo z nimi jest Yoh. A mój drogi braciszek ufa prawie każdemu bo w każdym jest dobro. Jak on to mówi. Więc jeśli się nie mylę-powiedział wracając na balkon i patrząc w chmury-już mógł zacząć.
***
-Kise co ty wyprawiasz?-zapytał z nie dowierzaniem Yoh.
-Wybacz mi to co teraz powiem Yoh, ale muszę was zdradzić.
Wszyscy natychmiast przybrali formy ducha ale nie użyli stu procent mocy.
-Czyli to był tylko podstęp? Po co?-zapytał Lou.
-Powiedzmy że Zik miał dla mnie pewne zadanie ,a moja walka z nim wtedy...musiała być dobrym przedstawienie.
-Czemu to robisz?
-To proste, bo mi płacą. A teraz przepraszam was ale nie mogę długo zostać mam zrobić swoje i wracać.-mówiąc to ładował strzelbę.
-Co niby masz robić?
-Pytasz co Lili?
Lili stała z nie dowierzaniem że mierzy , nie jednak nie mierzył do...do Lou.Nacisnął spust i zniknoł pochłonięty przez ziemię.
-Oj Zarek miałeś trafić w środek serca a nie w bok jej serca, ale cóż zrobiłem swoje.-powiedział będąc w kokonie z liści.
-Nie...nie bój...się...nie..nie zginę od razu...
-Cicho siedź Lili tylko pogorszysz sytuację.-powiedział Lou biorąc ją w objęcia.-czemu to zrobiłaś?! czemu?!
-Nie...nie płacz. Pamiętasz jak...jak byliśmy mali... przez przypadek wygadałam ...mamie że .... że podjadałeś ciastka,...eh... a ty mi powiedziałeś że ja...że ja chcę byś ty tylko.... cierpiał. Teraz widzisz że się myliłeś.-powiedziała to i zaczęła płakać a z ust zaczęła jej wyciekać krew.
-Nie, nie Lili to nie jest koniec...Faust, Faust musisz coś zrobić, na pewno coś się da.
-Nie, nic się już nie da zrobić. Będzie jeszcze żyć puki nie przestanie oddychać ,a teraz ledwie łapie oddech. Lou zacisnął zęby i pochylił nad nią głowę.
-Mylisz się, da się coś zrobić-powiedział z opuszczoną głową.-mogę jej oddać duszę.
-Co?!-krzyknęli ze zdziwieniem.
-C..co?!Lou nie.
-Jak chcesz to zrobić-zapytała Anna.
-Mam moc, która polega na rozszczepianiu mojej duszy, trochę jak Voldemort i umieszczanie ich w różnych przedmiotach. Tyle że teraz mogę całą oddać Lili.
Powiedział i przyłożył swoje czoło do jej czoła i zaświecili się obydwoje. Rana jej się zagoiła a krew zniknęła, nawet ta z ust. Lou padł na ziemię koło niej a Lili znowu mogła normalnie oddychać. Przestali się świecić. Lili wzięła głęboki wdech. Podniosła się i popatrzał na Lou ze łzami w oczach.
-LOU!!!-krzyknęła-LOU! LOU TY IDIOTO-powiedziała przez łzy i tuliła jego martwe ciało.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
-Ej tylko nie za ogon... aa....Lili...., ej to boli. Co ty odbiło ci?
-Co ty odstawiasz z Dziun?
-No, no co? O co ci chodzi? Dziun jest bardzo ładną i młodą kobietą w moim wieku. Nie moja wina że mnie interesuje.
-Ale czemu Dziun?
-Bo jak ty jesteś zaręczona z Lenem, to pomyślałem że ja mogę być z Dziun.
Lili odebrało mowę. Położyła rękę na głowę i westchnęła ciężko.
-To nie jest takie proste.
-He? O co ci chodzi?
-Bo ja...oj no bo ja chyba...nie ...chce...
-Wychodzić za Lena.-dokończył Lou-tylko ty możesz to zakończyć.
-Możliwe ale...
I teraz usłyszeli huk i zobaczyli Kise aż świecącego od forioku ze strzelbą w jedne ręce i zieloną dziewczyną obok.
-Co? ale jak?
***
-Czemu akurat on?!-zapytała podniesionym głosem Irina.-nie mógł być to ktoś inny?
Irina i Zero Kaname siedzieli u Zika w salonie czekając na jego odpowiedz.
-Ależ droga Irino, nie rozumiem o co ci chodzi?
-Nie udawaj z nami Zik-wtrącił Zero Kaname- po co tu go w ogóle sprowadziłeś?
-Spokojniej proszę i schowaj te kły, to bardzo proste-powiedział wstając ze swojego balkonu i podszedł do nich. Rzadko kiedy Zik wychodzi ze swojego balkonu, a jak już to robi to musi być ważna sprawa.
-Wszystko wam wyjaśnię. Zapewne wszyscy słyszeliście o ,,podtężnych szamanach" prawda?
-Pewnie ,a kto nie słyszał.
-Więc Irino zapewne wiesz że twój Kise jest jednym z nich.
-Tak wiem, i ...aaaa...ale po co ci on?
-Widzisz ja może i się odrodziłem ale nie mam w pełni swojej dawnej mocy. A bardzo chciałbym by Lou zginął.
-Przecież my to możemy zrobić.
-Nie, Zero Kaname ty szczególnie nie. To przecież twój najlepszy przyjaciel, przynajmniej kiedyś. On nic nie powiedział tylko zacisnął zęby i odwrócił głowę.
- A Kise nic do niej nie ma. A tak poza tym... On posiada strzelbę w której może mieć każdy pocisk nawet taki który zabija mutanty takie jak Lou. Raz a dobrze. I jego zadaniem było zaprzyjaźnić się z nimi i w odpowiednim momencie zaatakować i zabić Lou.
-Ale on jest u nich tylko ok. 3 tygodni, jak niby mieli by mu zaufać w tak szybkim czasie?
-Bo z nimi jest Yoh. A mój drogi braciszek ufa prawie każdemu bo w każdym jest dobro. Jak on to mówi. Więc jeśli się nie mylę-powiedział wracając na balkon i patrząc w chmury-już mógł zacząć.
***
-Kise co ty wyprawiasz?-zapytał z nie dowierzaniem Yoh.
-Wybacz mi to co teraz powiem Yoh, ale muszę was zdradzić.
Wszyscy natychmiast przybrali formy ducha ale nie użyli stu procent mocy.
-Czyli to był tylko podstęp? Po co?-zapytał Lou.
-Powiedzmy że Zik miał dla mnie pewne zadanie ,a moja walka z nim wtedy...musiała być dobrym przedstawienie.
-Czemu to robisz?
-To proste, bo mi płacą. A teraz przepraszam was ale nie mogę długo zostać mam zrobić swoje i wracać.-mówiąc to ładował strzelbę.
-Co niby masz robić?
-Pytasz co Lili?
Lili stała z nie dowierzaniem że mierzy , nie jednak nie mierzył do...do Lou.Nacisnął spust i zniknoł pochłonięty przez ziemię.
-Oj Zarek miałeś trafić w środek serca a nie w bok jej serca, ale cóż zrobiłem swoje.-powiedział będąc w kokonie z liści.
-Nie...nie bój...się...nie..nie zginę od razu...
-Cicho siedź Lili tylko pogorszysz sytuację.-powiedział Lou biorąc ją w objęcia.-czemu to zrobiłaś?! czemu?!
-Nie...nie płacz. Pamiętasz jak...jak byliśmy mali... przez przypadek wygadałam ...mamie że .... że podjadałeś ciastka,...eh... a ty mi powiedziałeś że ja...że ja chcę byś ty tylko.... cierpiał. Teraz widzisz że się myliłeś.-powiedziała to i zaczęła płakać a z ust zaczęła jej wyciekać krew.
-Nie, nie Lili to nie jest koniec...Faust, Faust musisz coś zrobić, na pewno coś się da.
-Nie, nic się już nie da zrobić. Będzie jeszcze żyć puki nie przestanie oddychać ,a teraz ledwie łapie oddech. Lou zacisnął zęby i pochylił nad nią głowę.
-Mylisz się, da się coś zrobić-powiedział z opuszczoną głową.-mogę jej oddać duszę.
-Co?!-krzyknęli ze zdziwieniem.
-C..co?!Lou nie.
-Jak chcesz to zrobić-zapytała Anna.
-Mam moc, która polega na rozszczepianiu mojej duszy, trochę jak Voldemort i umieszczanie ich w różnych przedmiotach. Tyle że teraz mogę całą oddać Lili.
Powiedział i przyłożył swoje czoło do jej czoła i zaświecili się obydwoje. Rana jej się zagoiła a krew zniknęła, nawet ta z ust. Lou padł na ziemię koło niej a Lili znowu mogła normalnie oddychać. Przestali się świecić. Lili wzięła głęboki wdech. Podniosła się i popatrzał na Lou ze łzami w oczach.
-LOU!!!-krzyknęła-LOU! LOU TY IDIOTO-powiedziała przez łzy i tuliła jego martwe ciało.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
sobota, 16 listopada 2013
Rozdział 23
Po paru dniach Kise dopiero się obudził, światło słoneczne delikatnie otulały jego twarz.
-Co...już, już dzień? Ale dopiero byłą noc.
-Nie, noc byłą parę godzin temu-powiedziała stojąca pod w cieniu, pod ścianą Lili.
-Kim ty jesteś?-zapytał ze strachem w oczach.
-Jestem Lili, a ty jesteś Kise, prawda?-zapytała nie wychodząc z cienia.
-Tak, z kont o tym wiesz?
-Sam to powiedziałeś.
-Kiedy?
-Parę dni temu.
-Jak to , parę dni-teraz Kise nic nie rozumiał- to ile ja tu jestem?
-Tak w sumie...eee...jakieś....5-6 dni.
-Co?
-Nic nie pamiętasz? Kise pokiwał głową.
-Eh....więc trzeba ci przypomnieć, bo tylko ty możesz nam odpowiedzieć na pytanie.
-Postaram się, ale powiedz co się stało parę dni temu. Że tak mocno spałem.
-Wybiegłeś z lasu, byłeś cały poraniony ,a twoje ubrania były podarte-teraz Kise popatrzył ze jest w samych spodniach i ze ma bandaże na górnej partii ciała.- gonił cię Zik i jego banda. Stoczyliśmy z nimi walkę i parę osób , w tym ja, zostało rannych.
-Przepraszam jeśli sprowadziłem na was niebezpieczeństwo.
-Spokojnie, niebezpieczeństwo to nasza specjalność.-powiedziała z uśmiechem który Kise ledwie zauważył bo Lili ciągle stałą w cieniu i mało ją widział.
-Wydaje mi się że się uśmiechasz ale tego nie widzę, czy mogła byś wyjść z cienia. Lili zawahała się ale wyszła z niego. Przed Kise stanęła biało włosa wampirzyca o czerwonych oczach, była podobna do Iriny ale nie pociągała go. Lili stanęła przed nim, kucnęła i uśmiechnęła się.
-Teraz widzisz mój uśmiech. Jej uśmiech był nie wyobrażalnie ciepły, dawał uczucie szczęścia co było dziwne bo wampiry były zimne. Kise przez jakiś czas patrzył się na nią, z niedowierzaniem, miała taki sam uśmiech jaki miała Irina przy ich pierwszym spotkaniu. Po chwili otrząsnął się i też się uśmiechnął. Lili wstała i kierowała się do wyjścia.
-Zaraz!-krzyknął nagle jak by go olśniło-Ja walczyłem z Zikiem!
-Nie...ty uciekałeś przed nim.
-Nie, nie, nie, ja jeszcze przedtem z nim walczyłem, ale byłem za słaby i zacząłem uciekać. Teraz wszystko pamiętam. Lili złapała go za rękę i wyciągnęła z łóżka. Kise szybko zdążył złapać koszulkę.
-Ej, to boli....czemu jesteś taka silna? W połowie drogi Lili nie przestając biec popatrzyła na niego i lekko otworzyła usta, w tedy Kise zobaczył że jest wampirem. Ale w mgnieniu oka naleźli się już w kuchni.
-Lili, co się stało?-zapytał zdziwiony Yoh.
-On, on wszystko pamięta. Przypomniał sobie i....-nie dokończyła bo zszokował ją widok siedzącego koło siebie Harreg i Lena którzy normalnie rozmawiają.
-Że...że co?
-Lili co się...aaa....tak, Len i Harry zaprzyjaźnili się przez te 6 dni.
-Masz rację Joko, -zgodził się Trey aż nie możliwe.
-Mylisz się, jeśli masz dobre chęci wszystko jest możliwe-dodała radośnie Dziun.
-Mo...możliwe. A...a tak, przypomniał sobie wszystko.
-Opowiesz nam czemu próbował cię zabić i to czemu się fatygował z całą ekipą.
-Postaram się, nie pamiętam całkiem wszystkiego ale może mi się przypomni.-powiedział z uśmiechem.-Więc zacznę do początku. Trochę znam się z Zikiem chciał bym do niego dołączył, bardzo bardzo nie spodobała bu się moja odmowa.
-Przepraszam że wtrącę, ale czemu niby Zik chciał cię u siebie-zapytał chamsko Len.
-Czy słyszeliście może o ,, podtężnych szamanach"?
-Żartujesz sobie?!-zdziwił się Morty- ,,podtężni szamani" to najlepsi szamani, prawie dorównujący Zikowi, Każdy z nich ma dwóch duchów stróżów jednych z najsilniejszych a do tego mają niezwykłe zdolności, np: jeden z nich potrafił tak szybko biegać że mógł przejść przez ciebie a ty byś nawet go nie zauważył. Jeden taki z nich jest lepszy od nas wszystkich razem wziętych.
-Tak słyszeliśmy o nich i co z tego?-zapytał Harry.
-To że ich jest 4, a ja jestem jednym z nich.-powiedział z przejęciem.
-CO?!-krzyknęli wszyscy.
-A...a...aaale jak. Rzeczywiście teraz poznaję. Że też od razu cie nie poznałem. Ty jesteś Kise twoje duchy struże to Mroczny łowca Zarek, i nimfa Astrid. A twoją zdolnością to przewidywanie ruchu twoich przeciwników. On wiedział co wykona przeciwnik zanim ten się zastanowił.
-Ale jak? -zapytał z niedowierzaniem Yoh.
-To bardzo proste, znajduję mojego przeciwnika studiuję jego ataki, szacuję jaki daje najczęściej i potem wszystko wiem.
-Czyli jesteś super mądry?-zapytał Trey.
-Można to tak powiedzieć.
-Ale czemu jesteś sam? nie powinno was być jeszcze 3?
-Nie, rozdzieliliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.
-Dobra ale czemu nie użyłeś tego przeciwko Zikowi?
-Jak by...próbowałem ale nigdy nie widziałem jakie ruchy użyje, i był taki szybki a jego pomocnicy też.
-A co z twoimi duchami?-zapytała Anna.
-No...oni mi je zabrali.
-Ale skoro jesteś taki silny, to czemu dałeś je sobie odebrać.
-Bo...ja ...sam nie wiem....to było takie nagłe. Normalnie walczyłem, i nawet miałem przewagę ale Irina wyciągnęła jakieś dziwne pudełko i po prostu nagle je wciągnęła. Byłe zupełnie bez silny i ...zaatakowali mnie wszyscy na raz i nie miałem po prostu szans.
-Biedaku-powiedziała Dziun.-spokojnie puki nie wyzdrowiejesz możesz u nas zostać.
-Nie, nie będę się wam narzucał. Zabiorę swoje rzeczy i już z tond znikam.
-To dla nas żaden problem -powiedział Yoh- ostań ile tylko chcesz.
-Nie wiem jak mam wam dziękować.
-Nie musisz. Tylko zostań.-powiedziała Lili z uśmiechem.
KONIEC.
-Co...już, już dzień? Ale dopiero byłą noc.
-Nie, noc byłą parę godzin temu-powiedziała stojąca pod w cieniu, pod ścianą Lili.
-Kim ty jesteś?-zapytał ze strachem w oczach.
-Jestem Lili, a ty jesteś Kise, prawda?-zapytała nie wychodząc z cienia.
-Tak, z kont o tym wiesz?
-Sam to powiedziałeś.
-Kiedy?
-Parę dni temu.
-Jak to , parę dni-teraz Kise nic nie rozumiał- to ile ja tu jestem?
-Tak w sumie...eee...jakieś....5-6 dni.
-Co?
-Nic nie pamiętasz? Kise pokiwał głową.
-Eh....więc trzeba ci przypomnieć, bo tylko ty możesz nam odpowiedzieć na pytanie.
-Postaram się, ale powiedz co się stało parę dni temu. Że tak mocno spałem.
-Wybiegłeś z lasu, byłeś cały poraniony ,a twoje ubrania były podarte-teraz Kise popatrzył ze jest w samych spodniach i ze ma bandaże na górnej partii ciała.- gonił cię Zik i jego banda. Stoczyliśmy z nimi walkę i parę osób , w tym ja, zostało rannych.
-Przepraszam jeśli sprowadziłem na was niebezpieczeństwo.
-Spokojnie, niebezpieczeństwo to nasza specjalność.-powiedziała z uśmiechem który Kise ledwie zauważył bo Lili ciągle stałą w cieniu i mało ją widział.
-Wydaje mi się że się uśmiechasz ale tego nie widzę, czy mogła byś wyjść z cienia. Lili zawahała się ale wyszła z niego. Przed Kise stanęła biało włosa wampirzyca o czerwonych oczach, była podobna do Iriny ale nie pociągała go. Lili stanęła przed nim, kucnęła i uśmiechnęła się.
-Teraz widzisz mój uśmiech. Jej uśmiech był nie wyobrażalnie ciepły, dawał uczucie szczęścia co było dziwne bo wampiry były zimne. Kise przez jakiś czas patrzył się na nią, z niedowierzaniem, miała taki sam uśmiech jaki miała Irina przy ich pierwszym spotkaniu. Po chwili otrząsnął się i też się uśmiechnął. Lili wstała i kierowała się do wyjścia.
-Zaraz!-krzyknął nagle jak by go olśniło-Ja walczyłem z Zikiem!
-Nie...ty uciekałeś przed nim.
-Nie, nie, nie, ja jeszcze przedtem z nim walczyłem, ale byłem za słaby i zacząłem uciekać. Teraz wszystko pamiętam. Lili złapała go za rękę i wyciągnęła z łóżka. Kise szybko zdążył złapać koszulkę.
-Ej, to boli....czemu jesteś taka silna? W połowie drogi Lili nie przestając biec popatrzyła na niego i lekko otworzyła usta, w tedy Kise zobaczył że jest wampirem. Ale w mgnieniu oka naleźli się już w kuchni.
-Lili, co się stało?-zapytał zdziwiony Yoh.
-On, on wszystko pamięta. Przypomniał sobie i....-nie dokończyła bo zszokował ją widok siedzącego koło siebie Harreg i Lena którzy normalnie rozmawiają.
-Że...że co?
-Lili co się...aaa....tak, Len i Harry zaprzyjaźnili się przez te 6 dni.
-Masz rację Joko, -zgodził się Trey aż nie możliwe.
-Mylisz się, jeśli masz dobre chęci wszystko jest możliwe-dodała radośnie Dziun.
-Mo...możliwe. A...a tak, przypomniał sobie wszystko.
-Opowiesz nam czemu próbował cię zabić i to czemu się fatygował z całą ekipą.
-Postaram się, nie pamiętam całkiem wszystkiego ale może mi się przypomni.-powiedział z uśmiechem.-Więc zacznę do początku. Trochę znam się z Zikiem chciał bym do niego dołączył, bardzo bardzo nie spodobała bu się moja odmowa.
-Przepraszam że wtrącę, ale czemu niby Zik chciał cię u siebie-zapytał chamsko Len.
-Czy słyszeliście może o ,, podtężnych szamanach"?
-Żartujesz sobie?!-zdziwił się Morty- ,,podtężni szamani" to najlepsi szamani, prawie dorównujący Zikowi, Każdy z nich ma dwóch duchów stróżów jednych z najsilniejszych a do tego mają niezwykłe zdolności, np: jeden z nich potrafił tak szybko biegać że mógł przejść przez ciebie a ty byś nawet go nie zauważył. Jeden taki z nich jest lepszy od nas wszystkich razem wziętych.
-Tak słyszeliśmy o nich i co z tego?-zapytał Harry.
-To że ich jest 4, a ja jestem jednym z nich.-powiedział z przejęciem.
-CO?!-krzyknęli wszyscy.
-A...a...aaale jak. Rzeczywiście teraz poznaję. Że też od razu cie nie poznałem. Ty jesteś Kise twoje duchy struże to Mroczny łowca Zarek, i nimfa Astrid. A twoją zdolnością to przewidywanie ruchu twoich przeciwników. On wiedział co wykona przeciwnik zanim ten się zastanowił.
-Ale jak? -zapytał z niedowierzaniem Yoh.
-To bardzo proste, znajduję mojego przeciwnika studiuję jego ataki, szacuję jaki daje najczęściej i potem wszystko wiem.
-Czyli jesteś super mądry?-zapytał Trey.
-Można to tak powiedzieć.
-Ale czemu jesteś sam? nie powinno was być jeszcze 3?
-Nie, rozdzieliliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.
-Dobra ale czemu nie użyłeś tego przeciwko Zikowi?
-Jak by...próbowałem ale nigdy nie widziałem jakie ruchy użyje, i był taki szybki a jego pomocnicy też.
-A co z twoimi duchami?-zapytała Anna.
-No...oni mi je zabrali.
-Ale skoro jesteś taki silny, to czemu dałeś je sobie odebrać.
-Bo...ja ...sam nie wiem....to było takie nagłe. Normalnie walczyłem, i nawet miałem przewagę ale Irina wyciągnęła jakieś dziwne pudełko i po prostu nagle je wciągnęła. Byłe zupełnie bez silny i ...zaatakowali mnie wszyscy na raz i nie miałem po prostu szans.
-Biedaku-powiedziała Dziun.-spokojnie puki nie wyzdrowiejesz możesz u nas zostać.
-Nie, nie będę się wam narzucał. Zabiorę swoje rzeczy i już z tond znikam.
-To dla nas żaden problem -powiedział Yoh- ostań ile tylko chcesz.
-Nie wiem jak mam wam dziękować.
-Nie musisz. Tylko zostań.-powiedziała Lili z uśmiechem.
KONIEC.
piątek, 15 listopada 2013
Ciąg dalszy...
Wszyscy stali czując bul jaki zadaje jej Zero Kaname. Lili ledwie utrzymywała przytomność i kontakt ze światem. Ale kiedy zobaczyła wystraszone miny wszystkich w tym Lou z trudem próbowała się poruszyć ale każdy ruch sprawiał jej bul. W pewnym momencie zrozumiałą o co chodzi, napłynęła ją energia i odepchnęła go od swojej szyi. Z powrotem mogli się ruszać i bul minął. Lili siedziała na ziemi trzymając ręką zakrwawioną szyję. Patrzyła na Zero Kaname i jego żądne krwi oczy.
-Co się stało Lili? Nie podobało ci się? Bo mnie bardzo-powiedział podchodząc do niej.
-Odejdź-zagroziła mu pokazując swoje kły i unosząc kamienie na około siebie.
-Zero Kaname- zarzucił Zika- zostaw ją.
-Naprawdę? Musimy?
-Nie sprzeczaj się tylko chodź. Zero Kaname z nie chęcią wycofał się i podszedł do Zika.
-To jeszcze nie koniec Yoh-powiedział z uśmiechem i zniknęli w płomieniach. Wszyscy natychmiast podbiegli do Lili która ledwo mogła oddychać leżała na ziemi i trzymała się za szyję .
-Lili, Lili wszystko gra?...-zapytał Harry
-Idioto widzisz przecież że krwawi
-Len mógłbyś się uspokoić.
-To ty nie zauważyłeś jej rany na szyi?
-Zauważyłem ale ty...
-ja?...o nie to ty i te ....
-Co że.... nie ty mały...
-Uspokójcie się!!!-z trudem wykrzyknęła Lili plując przy okazji krwią.
-Idioci z was, dopiero Lili musiała was uspokoić narażając się na pogorszenie swojej sytuacji-wtrącił Faust gdy wybiegł na zewnątrz-teraz mamy dwóch poszkodowanych. Faust i Yoh przenieśli Lili do domu. Wszyscy poszli do środka oprócz Lena i Harrego. Stali na ze werzną z opuszczonymi głowami, a wiatr powiewał ich włosy.
-Może... jej się pogorszyć...-zająkiwał się z trudem Harry.
-Znowu może z nią być źle prze zemnie.
-Len, co my właściwie robimy? Bijemy się o Lili jak małe dzieci, a to ona powinna wybrać.
-Jak raz się z tobą zgadzam. On powinna wybrać, a nie my.
-Ale powiedź jeśli by wybrała mnie- odwrócił się w stronę Lena- potrafił byś mnie zabić? Len zastanowił się chwilę.
-Kusząca propozycja-zaśmiał się- ale nie, nie umiał bym jej tego zrobić. Harry kiwnął głową na znak że on też by tego nie zrobił.
-Przestańmy się kłócić i zachowujmy się jak mężczyźni.
-Dobra.-zgodził się Len i uścisnęli sobie ręce. Wrócili do domu by sprawdzić co z rannymi.
-Jak Lili?-zapytali na wzajem i zaczęli się z tego śmiać.
-Cieszę się ze się dogadujecie-powiedziała z uśmiechem siedząc na łóżku i z bandażem dookoła szyi.-W końcu się razem śmiejecie.
-A jak ten drugi...Kise.
-No nie jest z nim za dobrze, jest słaby i bardzo poraniony-odpowiedział siedzący koło niego Faust.
-Zastanawia mnie tylko czego chciał od niego Zik-zastanowił się Yoh.
KONIEC.
-Co się stało Lili? Nie podobało ci się? Bo mnie bardzo-powiedział podchodząc do niej.
-Odejdź-zagroziła mu pokazując swoje kły i unosząc kamienie na około siebie.
-Zero Kaname- zarzucił Zika- zostaw ją.
-Naprawdę? Musimy?
-Nie sprzeczaj się tylko chodź. Zero Kaname z nie chęcią wycofał się i podszedł do Zika.
-To jeszcze nie koniec Yoh-powiedział z uśmiechem i zniknęli w płomieniach. Wszyscy natychmiast podbiegli do Lili która ledwo mogła oddychać leżała na ziemi i trzymała się za szyję .
-Lili, Lili wszystko gra?...-zapytał Harry
-Idioto widzisz przecież że krwawi
-Len mógłbyś się uspokoić.
-To ty nie zauważyłeś jej rany na szyi?
-Zauważyłem ale ty...
-ja?...o nie to ty i te ....
-Co że.... nie ty mały...
-Uspokójcie się!!!-z trudem wykrzyknęła Lili plując przy okazji krwią.
-Idioci z was, dopiero Lili musiała was uspokoić narażając się na pogorszenie swojej sytuacji-wtrącił Faust gdy wybiegł na zewnątrz-teraz mamy dwóch poszkodowanych. Faust i Yoh przenieśli Lili do domu. Wszyscy poszli do środka oprócz Lena i Harrego. Stali na ze werzną z opuszczonymi głowami, a wiatr powiewał ich włosy.
-Może... jej się pogorszyć...-zająkiwał się z trudem Harry.
-Znowu może z nią być źle prze zemnie.
-Len, co my właściwie robimy? Bijemy się o Lili jak małe dzieci, a to ona powinna wybrać.
-Jak raz się z tobą zgadzam. On powinna wybrać, a nie my.
-Ale powiedź jeśli by wybrała mnie- odwrócił się w stronę Lena- potrafił byś mnie zabić? Len zastanowił się chwilę.
-Kusząca propozycja-zaśmiał się- ale nie, nie umiał bym jej tego zrobić. Harry kiwnął głową na znak że on też by tego nie zrobił.
-Przestańmy się kłócić i zachowujmy się jak mężczyźni.
-Dobra.-zgodził się Len i uścisnęli sobie ręce. Wrócili do domu by sprawdzić co z rannymi.
-Jak Lili?-zapytali na wzajem i zaczęli się z tego śmiać.
-Cieszę się ze się dogadujecie-powiedziała z uśmiechem siedząc na łóżku i z bandażem dookoła szyi.-W końcu się razem śmiejecie.
-A jak ten drugi...Kise.
-No nie jest z nim za dobrze, jest słaby i bardzo poraniony-odpowiedział siedzący koło niego Faust.
-Zastanawia mnie tylko czego chciał od niego Zik-zastanowił się Yoh.
KONIEC.
czwartek, 14 listopada 2013
Rozdział 22
Dwa dni później wydarzyło się coś czego nikt by się nie spodziewał. Wszyscy siedzieli na dworze i jedli śniadanie bo Dziun miała genialny pomysł byśmy jedli na zewnątrz bo jest taka piękna pogoda. Śniadanie było dość miłe poza dziwnym zachowaniem Lena i Harrego. Obydwoje usiedli koło Lili i przez całe śniadanie nie odzywali się do siebie słowem, a tak po za tym to śniadanie było udane. Morty siedział koło Lou którego ogon przeszkadzał mu w jedzeniu.
-E...przepraszam cię Lou.
-Tak o co chodzi Morty?
-Czy...mógłbyś przestać machać tak tym ogonem? Bo ciągle mi przeszkadza.
-O...pewnie, wybacz mi już go zabieram.
I w tej chwili... usłyszeli straszny huk, i ujrzeli błysk światła. Wszyscy wstali z miejsca.
-A co to był za chała?!-zapytał Lyserg. Z lasu wybiegł blond chłopak, w poszarpanej białej koszuli i spodniach, pobrudzonej krwią i ziemią. Kulał na jedną nogę i trzymał się ręką za ramie. W pewnym momencie stanął, wszyscy patrzyli na niego ze zdziwieniem i strachem w oczach. Po chwili chłopak upadł na kolana a potem na ziemię. Wszyscy podbiegli do niego ale wielki czerwony i fioletowy łuk przeciął im drogę. Wszyscy wykonali kontrolę ducha, i użyli maksymalnej ilości mocy. Teraz jak stali z góry widzieli Zika i jego ,, bandę".
-Witaj braciszku-powiedział Zika patrząc na Yoh- dawno się już nie widzieliśmy. Lili, Anna i Dziun nie zmieniły formy Faust też, on i Elaiza siedzieli nad tym chłopakiem.
-Hej, hej chłopcze-zaczął Faust-hej, słyszysz mnie?
-Tak... tak słyszę.
-Jak się nazywasz?
-Eh...K..Kise, nazywam się Kise.
-Co ci się stało?
-Byłem w lesie z moim duchem stróżem gdy nagle zaatakowali mnie.
-A wiesz może czemu?
-N..nie-powiedział i zemdlał. Anna zdjęła korale i pomachała nimi nad Kise. Korale się zaświeciły.
-Musimy go zanieś do środka gdzie będzie bezpieczny. Podnieśli go i zaczęli nieść go do domu gdy nagle Fioletowy promień prawie ich trafił.
-Dobry strzał siostrzyczko-pochwalił Irinę Zero Kaname
-Dziękuję ci. Chyba nie chcecie uciekać w środku zabawy?
-Wy idźcie zanieście go do środka, ja tu zostanę. Mam pewne nie pozamykane sprawy.
-Lili, jesteś pewna?
-Tak idźcie. Anna skinęła głową i zanieśli Kise do domu. Lili zaświeciła oczami i pokazała kły. Skoczyła na Irinę a Zero Kaname ją odepchnął na bok. Lili poleciała na ziemię i walnęła o drzewo. Ale szybko się podniosła.
-Tak się cieszę że cię widzę, Lili. Jak tam z Lenem?
-Co? O co ci chodzi?
-A ty nie jesteś z nim przypadkiem zaręczona?
-Oj nie ładnie tak Lili, chodziłaś ze mną jak byłaś zaręczona z Lenem.
-Ale z kont o tym wiecie?
-Nie twoja sprawa. Ale widzę że źle się trzymasz co? Widzisz ty masz ten problem że nie wiesz którego wybrać, a ja mam tylko jednego który wybrał mnie.
-Co? Kto jest tym nie szczęśliwcem?
-Nie domyślasz się Lili-powiedział Subaru stając koło Iriny i odpierając atak Lyserga.
-Co ty Subaru? Nie wnikam to ale....hyyyy... I w tej chwili nie uwagi Zero Kaname podszedł Lili od tyłu i złapał ją za szyję. Lili ledwie oddychała.
-LILI!-krzyknęli jednocześnie Len i Harry.
-Oj Lili, Lili nigdy nie byłaś zbyt skupiona na swoich zadaniach. Podniósł ją do góry, odsłonił kawałek jej szyli i polizał ją.
-Pamiętam smak twojej krwi do dzisiaj. Wyciągnął polec i przejechał nim po jej szyi wbijając go, polizał swój palec i ugryzł ją w szyję. Lili lekko pisnęła z trudem łapiąc oddech. Wszyscy poczuli bul Lili i nie mogli się ruszać co dało przewagę Zikowi.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
-E...przepraszam cię Lou.
-Tak o co chodzi Morty?
-Czy...mógłbyś przestać machać tak tym ogonem? Bo ciągle mi przeszkadza.
-O...pewnie, wybacz mi już go zabieram.
I w tej chwili... usłyszeli straszny huk, i ujrzeli błysk światła. Wszyscy wstali z miejsca.
-A co to był za chała?!-zapytał Lyserg. Z lasu wybiegł blond chłopak, w poszarpanej białej koszuli i spodniach, pobrudzonej krwią i ziemią. Kulał na jedną nogę i trzymał się ręką za ramie. W pewnym momencie stanął, wszyscy patrzyli na niego ze zdziwieniem i strachem w oczach. Po chwili chłopak upadł na kolana a potem na ziemię. Wszyscy podbiegli do niego ale wielki czerwony i fioletowy łuk przeciął im drogę. Wszyscy wykonali kontrolę ducha, i użyli maksymalnej ilości mocy. Teraz jak stali z góry widzieli Zika i jego ,, bandę".
-Witaj braciszku-powiedział Zika patrząc na Yoh- dawno się już nie widzieliśmy. Lili, Anna i Dziun nie zmieniły formy Faust też, on i Elaiza siedzieli nad tym chłopakiem.
-Hej, hej chłopcze-zaczął Faust-hej, słyszysz mnie?
-Tak... tak słyszę.
-Jak się nazywasz?
-Eh...K..Kise, nazywam się Kise.
-Co ci się stało?
-Byłem w lesie z moim duchem stróżem gdy nagle zaatakowali mnie.
-A wiesz może czemu?
-N..nie-powiedział i zemdlał. Anna zdjęła korale i pomachała nimi nad Kise. Korale się zaświeciły.
-Musimy go zanieś do środka gdzie będzie bezpieczny. Podnieśli go i zaczęli nieść go do domu gdy nagle Fioletowy promień prawie ich trafił.
-Dobry strzał siostrzyczko-pochwalił Irinę Zero Kaname
-Dziękuję ci. Chyba nie chcecie uciekać w środku zabawy?
-Wy idźcie zanieście go do środka, ja tu zostanę. Mam pewne nie pozamykane sprawy.
-Lili, jesteś pewna?
-Tak idźcie. Anna skinęła głową i zanieśli Kise do domu. Lili zaświeciła oczami i pokazała kły. Skoczyła na Irinę a Zero Kaname ją odepchnął na bok. Lili poleciała na ziemię i walnęła o drzewo. Ale szybko się podniosła.
-Tak się cieszę że cię widzę, Lili. Jak tam z Lenem?
-Co? O co ci chodzi?
-A ty nie jesteś z nim przypadkiem zaręczona?
-Oj nie ładnie tak Lili, chodziłaś ze mną jak byłaś zaręczona z Lenem.
-Ale z kont o tym wiecie?
-Nie twoja sprawa. Ale widzę że źle się trzymasz co? Widzisz ty masz ten problem że nie wiesz którego wybrać, a ja mam tylko jednego który wybrał mnie.
-Co? Kto jest tym nie szczęśliwcem?
-Nie domyślasz się Lili-powiedział Subaru stając koło Iriny i odpierając atak Lyserga.
-Co ty Subaru? Nie wnikam to ale....hyyyy... I w tej chwili nie uwagi Zero Kaname podszedł Lili od tyłu i złapał ją za szyję. Lili ledwie oddychała.
-LILI!-krzyknęli jednocześnie Len i Harry.
-Oj Lili, Lili nigdy nie byłaś zbyt skupiona na swoich zadaniach. Podniósł ją do góry, odsłonił kawałek jej szyli i polizał ją.
-Pamiętam smak twojej krwi do dzisiaj. Wyciągnął polec i przejechał nim po jej szyi wbijając go, polizał swój palec i ugryzł ją w szyję. Lili lekko pisnęła z trudem łapiąc oddech. Wszyscy poczuli bul Lili i nie mogli się ruszać co dało przewagę Zikowi.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
środa, 13 listopada 2013
Ciąg dalszy...
Nikt nie mógł uwierzyć w to co właśnie powiedziała Irina. Nikt by w ogóle nie przypuszczał że ktoś taki jak Irina mógł by być z takim lalusiem jak on. W końcu Zero Kaname otrząsnął się z tego.
-Że jak? Kiedy...jakim cudem?
-To było dawno temu jak jeszcze Lili i Len ukrywali się z tym ze są razem. Czyli bardzo dawno. Myślałam że nie żyje.
-Kolejna osoba która miała zginąć a nie zginęła, to już się robi nudne.-wtrąciła Charuczi.
-Wiem i miałam nadzieję że w końcu będzie ktoś kto zginął, a ty jednak żyjesz-powiedziała patrząc na Kise.
-No widzisz, musiałem do ciebie wrócić księżniczko.
-Księżniczko?-powtórzyła Derman.
-Mówiłam ci byś tak do mnie nie mówił.
-Cóż poradzę to do ciebie pasuje....księżniczko. Irina chciała się na niego rzucić, ale Subaru złapał ją za rękę i powstrzymał. Irina ze złością i czerwonymi oczami popatrzyła na Subaru. Jego mina nie zmieniała wyrazu twarzy z powagi. Z nie chęcią się uspokoiła.
-A po co tu tak właściwie przyszedłeś?-zapytał Subaru.
-A...w sumie to sam nie wiem-powiedział z uśmiechem i podrapał się po głowie i wyszedł z salonu.
-On tu nie pasuje-stwierdziła Charuczi.
-Możliwe, jest za bardzo wesoły-dodał Subaru.
-On zawsze taki był, ale coś się w nim zmieniło.
-Irino ,-powiedział Subaru obejmując ją i całując w głowę-nie przejmuj się tym gościem. W końcu już z nim nie jesteś. Teraz z powrotem wszyscy byli w szoku z powodu zachowania Subaru. Ta noc przynosiła same szokujące wiadomości. Lili już dawno wyszła z pokoju Lena, była zagubiona chciała iść do Harrego i mu to wytłumaczyć, ale nie wiedziała jak. Miała mętlik w głowie. Ale długo nie myślała bo ktoś zapukał do jej pokoju.
-Proszę-odpowiedziała cichym głosem.
-Hej-powiedział Harry wchodząc do pokoju. Lili nie chciała patrzeć mu w oczy, wiec odwróciła wzrok.
-Ja...słyszałem twoją rozmowę z Lenem.
-Nie ładnie jest podsłuchiwać, ile razy mam to jeszcze mówić?
-Wybacz mi. Ale ja chciałem tylko...no...bo ja teraz... eh...chciałem się spytać czy dalej coś do mnie czujesz? Tym razem zapytał całkiem poważnie i z poważnym wyrazem twarzy. Lili odwróciła się ze zdziwieniem na twarzy.
-Żartujesz sobie?
Wyraz twarzy Harrego w ciąż się nie zmienił.
-Harry posłuchaj, może i jestem zaręczona z Lenem ale i tak cię kocham.
Harry się uśmiechnął i przytulił Lili, Pogłaskał ją po głowie i wyszedł z pokoju. Lili była uśmiechnięta, ale to był sztuczny uśmiech. Usiadła i włożyła twarz w ręce.
KONIEC...
-Że jak? Kiedy...jakim cudem?
-To było dawno temu jak jeszcze Lili i Len ukrywali się z tym ze są razem. Czyli bardzo dawno. Myślałam że nie żyje.
-Kolejna osoba która miała zginąć a nie zginęła, to już się robi nudne.-wtrąciła Charuczi.
-Wiem i miałam nadzieję że w końcu będzie ktoś kto zginął, a ty jednak żyjesz-powiedziała patrząc na Kise.
-No widzisz, musiałem do ciebie wrócić księżniczko.
-Księżniczko?-powtórzyła Derman.
-Mówiłam ci byś tak do mnie nie mówił.
-Cóż poradzę to do ciebie pasuje....księżniczko. Irina chciała się na niego rzucić, ale Subaru złapał ją za rękę i powstrzymał. Irina ze złością i czerwonymi oczami popatrzyła na Subaru. Jego mina nie zmieniała wyrazu twarzy z powagi. Z nie chęcią się uspokoiła.
-A po co tu tak właściwie przyszedłeś?-zapytał Subaru.
-A...w sumie to sam nie wiem-powiedział z uśmiechem i podrapał się po głowie i wyszedł z salonu.
-On tu nie pasuje-stwierdziła Charuczi.
-Możliwe, jest za bardzo wesoły-dodał Subaru.
-On zawsze taki był, ale coś się w nim zmieniło.
-Irino ,-powiedział Subaru obejmując ją i całując w głowę-nie przejmuj się tym gościem. W końcu już z nim nie jesteś. Teraz z powrotem wszyscy byli w szoku z powodu zachowania Subaru. Ta noc przynosiła same szokujące wiadomości. Lili już dawno wyszła z pokoju Lena, była zagubiona chciała iść do Harrego i mu to wytłumaczyć, ale nie wiedziała jak. Miała mętlik w głowie. Ale długo nie myślała bo ktoś zapukał do jej pokoju.
-Proszę-odpowiedziała cichym głosem.
-Hej-powiedział Harry wchodząc do pokoju. Lili nie chciała patrzeć mu w oczy, wiec odwróciła wzrok.
-Ja...słyszałem twoją rozmowę z Lenem.
-Nie ładnie jest podsłuchiwać, ile razy mam to jeszcze mówić?
-Wybacz mi. Ale ja chciałem tylko...no...bo ja teraz... eh...chciałem się spytać czy dalej coś do mnie czujesz? Tym razem zapytał całkiem poważnie i z poważnym wyrazem twarzy. Lili odwróciła się ze zdziwieniem na twarzy.
-Żartujesz sobie?
Wyraz twarzy Harrego w ciąż się nie zmienił.
-Harry posłuchaj, może i jestem zaręczona z Lenem ale i tak cię kocham.
Harry się uśmiechnął i przytulił Lili, Pogłaskał ją po głowie i wyszedł z pokoju. Lili była uśmiechnięta, ale to był sztuczny uśmiech. Usiadła i włożyła twarz w ręce.
KONIEC...
środa, 6 listopada 2013
UWAGA!
Bardzo was przepraszam, ale z powodów technicznych do dnia 13 listopada nie będę dodawać nowych wpisów na bloga. Jeszcze raz bardzo was przepraszam :
Sawa Tao.
Sawa Tao.
wtorek, 5 listopada 2013
Rozdział 21
Tego samego dnia, no tak w sumie to w nocy bardzo wile rzeczy się zmieniło. Najpierw nasi ,, leśni przyjaciele". Len całą noc myślał o tym co usłyszał od Iriny. Nie mógł spać i siedział na parapecie okna i patrzył w dal. Przypominał sobie jak to w dzieciństwie byli razem szczęśliwi, a potem dorośli, Lili uciekła potem zginęła i się wszystko pomieszało.
-Dopiero co się dowiedziałem że moje zaręczyny z Lili są aktualne, a ona chce je teraz zerwać bo poznała jakiegoś Harrego.-powiedział i zacisnął pięść. Był bardzo zły a jednocześnie zmartwiony całą tą sytuacją. Spodziewał się że Lili będzie chciała z nim o tym porozmawiać. I akurat Lili zapukała do jego pokoju.
-Czego chciałaś?-zapytał sucho, patrząc na jej świecące w ciemności czerwone oczy.
-Chciałam z tobą o czymś porozmawiać. Ale tym razem nie ucieknę.
-Nie bądź tego taka pewna.
-O co ci znowu chodzi?
-O co?! nasze zaręczyny są w ciąż aktualne!-powiedział z uśmiechem i rzucił się jej na szyję udając że wcale nie jest zły. Lili tkwiła w jego ramionach w osłupieniu, nie wiedziała o co chodzi. Chciała się zapytać z kont on o tym wie ale była w takim szoku nie mogła wydusić nawet słowa.
-C...co?
-Jak to Lili nie cieszysz się?-zapytał Len ze swoim sztucznym uśmiechem.- dalej możemy być razem.
-Eee...z...znaczy...tak ciesze się.
-Chyba że masz jakiś problem z tym, a wiesz że mi możesz wszystko powiedzieć.
-Co? czemu tak myślisz- teraz Lili udawała szczęśliwą- bardzo się z tego cieszę i w końcu możemy być razem bez przeszkód. Powiedziała i jeszcze raz go przytuliła. Ale zaraz wpadła w większy szok bo Harry stał za drzwiami i wszystko słyszał. Nie widział ich wyrazu twarzy , ale brzmiało to bardzo wiarygodnie. Ze złością zacisnął pięść i poszedł do siebie. Akurat z dołu wracał Trey i zauważył że wchodzi ze złością do pokoju. Postanowił sprawdzić o co chodzi.
-Hej, Harry wszystko w porządku?
-Nie, nic nie jest w porządku. Trey zamknął drzwi i wszedł do środka.
-To co się stało?
-Lili i Len się stali.
-Aaa...więc już wiesz że są zaręczeni.
-Tak, i właśnie słyszałem jak cieszyła się z tego ze mogą być razem bez przeszkód. Więc ja byłem tylko żartem. A myślałem że jej naprawdę na mnie zależy.
-Stary jej naprawdę na tobie zależy.
-A ty z kont o tym wiesz?
-Bo ja znam ich o wiele dłużej niż ty i wiem że to para cwaniaków. Pewnie Len ją sprawdzał bo wie że chce je odwołać, a Lili nie chciała zrobić mu przykrości. Harry aż otworzył buzię ze zdziwienia.
-Jak...jak ty to... że co?...jak?...
-Mówiłem ci że ja ich dobrze znam. Powiedział wstając i wychodząc z pokoju.
-Aha i pamiętaj że jej naprawdę na tobie zależy. Harremu naprawdę się poprawił nastrój i był już spokojny teraz mógł iść spać. A u Zika. Wszyscy byli w salonie i czekali na Zika. Zik przyszedł i był bardzo z czegoś zadowolony.
-Witam was wszystkich, piękną mamy noc czyż nie?
-Zik po co nas tu zebrałeś?-zapytała Irina.
- Jak śmiesz tak do niego mówisz?-zapytała Derman wyciągając pazury.
-Spokojnie moje panie, chcę wam tylko coś ogłosić.
-Na przykład dlaczego jesteś taki szczęśliwy?-zapytał Zero Kaname.
-Właśnie chcę żebyście kogoś poznali-powiedział i wyszedł z salonu. Zamiast niego do pokoju wszedł do pokoju wysoki Kise ma średniej długości blond włosy i oczy koloru złotego, dodatkowo ma kolczyk w lewym uchu. Zapewne jest modelem, jego twarz była długa ale poważna. Był ubrany w białą koszulę i czarne spodnie. Irina wstała i podeszła pod ścianę.
-Kim ty jesteś?-zapytała Charuczi.
-Zapewne Irina wam powie.-powiedział uśmiechając się i patrząc na dziewczynę pod ścianą.
-Nie myślałam że jeszcze kiedyś cię zobaczę...Kise. Chłopak uśmiechnął się przyjaźnie.
-Ty ...wy się znacie?-zapytał zdziwiony Zero Kaname.
-Tak-potwierdził Kise-no powiedz im Irino bo jak widzę jeszcze się mną nie chwaliłaś.
-Ja go znam bardzo dobrze. Bo ja...byłam z nim.
-Co?!?!-zapytali wszyscy na raz.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
-Dopiero co się dowiedziałem że moje zaręczyny z Lili są aktualne, a ona chce je teraz zerwać bo poznała jakiegoś Harrego.-powiedział i zacisnął pięść. Był bardzo zły a jednocześnie zmartwiony całą tą sytuacją. Spodziewał się że Lili będzie chciała z nim o tym porozmawiać. I akurat Lili zapukała do jego pokoju.
-Czego chciałaś?-zapytał sucho, patrząc na jej świecące w ciemności czerwone oczy.
-Chciałam z tobą o czymś porozmawiać. Ale tym razem nie ucieknę.
-Nie bądź tego taka pewna.
-O co ci znowu chodzi?
-O co?! nasze zaręczyny są w ciąż aktualne!-powiedział z uśmiechem i rzucił się jej na szyję udając że wcale nie jest zły. Lili tkwiła w jego ramionach w osłupieniu, nie wiedziała o co chodzi. Chciała się zapytać z kont on o tym wie ale była w takim szoku nie mogła wydusić nawet słowa.
-C...co?
-Jak to Lili nie cieszysz się?-zapytał Len ze swoim sztucznym uśmiechem.- dalej możemy być razem.
-Eee...z...znaczy...tak ciesze się.
-Chyba że masz jakiś problem z tym, a wiesz że mi możesz wszystko powiedzieć.
-Co? czemu tak myślisz- teraz Lili udawała szczęśliwą- bardzo się z tego cieszę i w końcu możemy być razem bez przeszkód. Powiedziała i jeszcze raz go przytuliła. Ale zaraz wpadła w większy szok bo Harry stał za drzwiami i wszystko słyszał. Nie widział ich wyrazu twarzy , ale brzmiało to bardzo wiarygodnie. Ze złością zacisnął pięść i poszedł do siebie. Akurat z dołu wracał Trey i zauważył że wchodzi ze złością do pokoju. Postanowił sprawdzić o co chodzi.
-Hej, Harry wszystko w porządku?
-Nie, nic nie jest w porządku. Trey zamknął drzwi i wszedł do środka.
-To co się stało?
-Lili i Len się stali.
-Aaa...więc już wiesz że są zaręczeni.
-Tak, i właśnie słyszałem jak cieszyła się z tego ze mogą być razem bez przeszkód. Więc ja byłem tylko żartem. A myślałem że jej naprawdę na mnie zależy.
-Stary jej naprawdę na tobie zależy.
-A ty z kont o tym wiesz?
-Bo ja znam ich o wiele dłużej niż ty i wiem że to para cwaniaków. Pewnie Len ją sprawdzał bo wie że chce je odwołać, a Lili nie chciała zrobić mu przykrości. Harry aż otworzył buzię ze zdziwienia.
-Jak...jak ty to... że co?...jak?...
-Mówiłem ci że ja ich dobrze znam. Powiedział wstając i wychodząc z pokoju.
-Aha i pamiętaj że jej naprawdę na tobie zależy. Harremu naprawdę się poprawił nastrój i był już spokojny teraz mógł iść spać. A u Zika. Wszyscy byli w salonie i czekali na Zika. Zik przyszedł i był bardzo z czegoś zadowolony.
-Witam was wszystkich, piękną mamy noc czyż nie?
-Zik po co nas tu zebrałeś?-zapytała Irina.
- Jak śmiesz tak do niego mówisz?-zapytała Derman wyciągając pazury.
-Spokojnie moje panie, chcę wam tylko coś ogłosić.
-Na przykład dlaczego jesteś taki szczęśliwy?-zapytał Zero Kaname.
-Właśnie chcę żebyście kogoś poznali-powiedział i wyszedł z salonu. Zamiast niego do pokoju wszedł do pokoju wysoki Kise ma średniej długości blond włosy i oczy koloru złotego, dodatkowo ma kolczyk w lewym uchu. Zapewne jest modelem, jego twarz była długa ale poważna. Był ubrany w białą koszulę i czarne spodnie. Irina wstała i podeszła pod ścianę.
-Kim ty jesteś?-zapytała Charuczi.
-Zapewne Irina wam powie.-powiedział uśmiechając się i patrząc na dziewczynę pod ścianą.
-Nie myślałam że jeszcze kiedyś cię zobaczę...Kise. Chłopak uśmiechnął się przyjaźnie.
-Ty ...wy się znacie?-zapytał zdziwiony Zero Kaname.
-Tak-potwierdził Kise-no powiedz im Irino bo jak widzę jeszcze się mną nie chwaliłaś.
-Ja go znam bardzo dobrze. Bo ja...byłam z nim.
-Co?!?!-zapytali wszyscy na raz.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
poniedziałek, 4 listopada 2013
Ciąg dalszy...
Harry był w totalnym osłupieniu. Właśnie się dowiedział że dziewczyna o którą rywalizuje wraz z Lenem jest już z nim zaręczona.
-A...Ale jak to?!
-Harry ja,...ja ci wszystko wyjaśnię.
-To dawaj.
-Eee.... Lou pomóż. Lou zastanowił się chwilę, i podszedł do nich.
-Jeszcze przed narodzinami Lili moja rodzina i rodzina Tao umówili się że nie będzie wojen między naszymi rodzinami jeśli nasze przyszłe dzieci czyli Lili i Len połączą się w związek małżeński. I w tedy połączymy się w jeden duży rud.
-Ale mi to powiedziano gdy miałam 7-8 lat. Byłam z Lenem w jego wielkim domu, byli tam moi rodzice i rodzice Lena w tedy już byłam z Lenem i przy okazji chcieliśmy im powiedzieć o tym. Przyszliśmy i trzymaliśmy się za ręce.
-Bardzo się cieszymy że widzimy was razem- powiedział jego wujek.
-Chcemy wam powiedzieć że w przyszłości pobierzecie się. Ja z Lenem nie chcieliśmy o tym myśleć , to miała być tylko zabawa ale klamka już zapadła, a ja i Len bardzo się kochaliśmy. Ale minęło parę lat a ja zginęłam potem wróciłam i myślałam że to zerwało nasze zaręczyny a tu się okazało...że jednak są aktualne.
-Ale...chcesz z nim ...no wiesz...
-Nie, znaczy tak, znaczy...sama nie wiem. I zaczęła płakać. Harry podszedł bliżej i przytulił ją.
-Dobra może i nie chcesz ale musimy już wracać. Ale i tak nie ominie cię rozmowa z Lenem. Lili przytaknęła i zaczęli biec w stronę domu. Akurat pech chciał że Irina podsłuchała ich rozmowę.
-Więc Lili jest zaręczona z Lenem, i chce zerwać zaręczyny. Może da się to jakoś wykorzystać. I pobiegła za nimi do ich domu. Ku ich zdziwieniu wszyscy byli już pod domem i palili ognisko. Gdy nagle podmuch wiatru przywiał Lili, Harrego i...Lou.
-Wróciliście-powiedział Trey wstając jako pierwszy. Tylko Len siedział zdziwiony. Ale nagle coś porwało go za krzaki.
-Co do... Irina?!-krzyknął a Irina zakryła mu ręką buzię.
-I co się tak drzesz? Przecież nie chce ci wyssać krwi-powiedział uśmiechając się i pokazując kły.
-To czego chcesz?-zapytał uwalniając twarz z jej uścisku.
-Czy ty nie byłeś zaręczony z Lili?
-Tak byłem, ale przez jej śmierć to zostało zerwane a co? Irina uśmiechnęła się i pomachała głową na boki.
-Czyli są aktualne... Czemu mi to mówisz?
-Po prostu...chcę komuś pomóc. Powiedział i wstała. Już chciała iść gdy zatrzymała się i lekko odwróciła.
-I jeszcze jedno, radzę ci uważać na Harrego.
-Bo?
-Można powiedzieć że... nawet nie wiem po co ci to mówię ale on chce by Lili zerwała z tobą zaręczyny.
-Co?!, kłamiesz.
-Wręcz przeciwnie. I sama Lili też tego chce. Len był z szokowany tak jak Harry tym że Lou jest z nią zaręczony. Irina pomachała mu i poszła do lasu. Lou z nienawiścią patrzył teraz na Lili i Harrego, gdyby sam miał moc zabił by zapewne ich oboje. Znaczy bardziej Harrego bo Lili nadal kocha.
KONIEC.
-A...Ale jak to?!
-Harry ja,...ja ci wszystko wyjaśnię.
-To dawaj.
-Eee.... Lou pomóż. Lou zastanowił się chwilę, i podszedł do nich.
-Jeszcze przed narodzinami Lili moja rodzina i rodzina Tao umówili się że nie będzie wojen między naszymi rodzinami jeśli nasze przyszłe dzieci czyli Lili i Len połączą się w związek małżeński. I w tedy połączymy się w jeden duży rud.
-Ale mi to powiedziano gdy miałam 7-8 lat. Byłam z Lenem w jego wielkim domu, byli tam moi rodzice i rodzice Lena w tedy już byłam z Lenem i przy okazji chcieliśmy im powiedzieć o tym. Przyszliśmy i trzymaliśmy się za ręce.
-Bardzo się cieszymy że widzimy was razem- powiedział jego wujek.
-Chcemy wam powiedzieć że w przyszłości pobierzecie się. Ja z Lenem nie chcieliśmy o tym myśleć , to miała być tylko zabawa ale klamka już zapadła, a ja i Len bardzo się kochaliśmy. Ale minęło parę lat a ja zginęłam potem wróciłam i myślałam że to zerwało nasze zaręczyny a tu się okazało...że jednak są aktualne.
-Ale...chcesz z nim ...no wiesz...
-Nie, znaczy tak, znaczy...sama nie wiem. I zaczęła płakać. Harry podszedł bliżej i przytulił ją.
-Dobra może i nie chcesz ale musimy już wracać. Ale i tak nie ominie cię rozmowa z Lenem. Lili przytaknęła i zaczęli biec w stronę domu. Akurat pech chciał że Irina podsłuchała ich rozmowę.
-Więc Lili jest zaręczona z Lenem, i chce zerwać zaręczyny. Może da się to jakoś wykorzystać. I pobiegła za nimi do ich domu. Ku ich zdziwieniu wszyscy byli już pod domem i palili ognisko. Gdy nagle podmuch wiatru przywiał Lili, Harrego i...Lou.
-Wróciliście-powiedział Trey wstając jako pierwszy. Tylko Len siedział zdziwiony. Ale nagle coś porwało go za krzaki.
-Co do... Irina?!-krzyknął a Irina zakryła mu ręką buzię.
-I co się tak drzesz? Przecież nie chce ci wyssać krwi-powiedział uśmiechając się i pokazując kły.
-To czego chcesz?-zapytał uwalniając twarz z jej uścisku.
-Czy ty nie byłeś zaręczony z Lili?
-Tak byłem, ale przez jej śmierć to zostało zerwane a co? Irina uśmiechnęła się i pomachała głową na boki.
-Czyli są aktualne... Czemu mi to mówisz?
-Po prostu...chcę komuś pomóc. Powiedział i wstała. Już chciała iść gdy zatrzymała się i lekko odwróciła.
-I jeszcze jedno, radzę ci uważać na Harrego.
-Bo?
-Można powiedzieć że... nawet nie wiem po co ci to mówię ale on chce by Lili zerwała z tobą zaręczyny.
-Co?!, kłamiesz.
-Wręcz przeciwnie. I sama Lili też tego chce. Len był z szokowany tak jak Harry tym że Lou jest z nią zaręczony. Irina pomachała mu i poszła do lasu. Lou z nienawiścią patrzył teraz na Lili i Harrego, gdyby sam miał moc zabił by zapewne ich oboje. Znaczy bardziej Harrego bo Lili nadal kocha.
KONIEC.
niedziela, 3 listopada 2013
Rozdział 20
Lili , Harry i Lou biegli w stronę domu który był oddalony o 60 km ale dotarcie do domu zajęło im zaledwie kilka minut. Przed domem ścigali się kto pierwszy dobiegnie do domu.To było dla nich zabawą ale biedny Lou było to dla niego takie szybkie i bolesne ale znosił to bo nie takie rzeczy się znosiło. Gdy byli już blisko domu Lili gwałtownie się zatrzymała. Harry i Lou popatrzyli za nią.
-Lili co...-i w tym momencie Harry uderzył w drzewo a wraz z nim Lou. Gdy już odkleili się od drzewa musieli się trochę cofnąć do Lili, która stała bez ruchu z opuszczoną głowa. Harry puścił Lou i obydwoje podeszli do niej.
-Hej siostrzyczko-zapytała Lou łapiąc ją za ręce- czy coś się stało. Lili otarła łzy.
-Ja nie chcę tam wracać.
-Czemu? Czy coś się stało?
-Len się stał.
-Harry, o co poszło z Lenem?
-W sumie to nie wiem, to jest sprawa między Lili a Lenem.
-Lili- powiedział podnosząc jej głowę. Patrzyła na jego fioletowe oczy, może i wyglądał inaczej ale w głębi duszy to nadal był jej kochany starszy brat.-Wierz że możesz mi wszystko powiedzieć...
-Wiem
-To czemu mi od razu mi nie powiedziałaś?
-Bo byłam zbyt z szokowana twoim wyglądem.
-Możliwe ale to nie zmienia tematu. Więc co się stało.
-Bo chciałam porozmawiać z Lenem czemu nie z szedł na śniadanie. I po drodze pomyślałam czy to może mieć związek z tym ze piłam jego krew...
-Piłaś jego krew?!
-Gratuluję!
-Harry czemu mi gratulujesz?
-Bo ....sam nie wiem. Dobrze wiedział ale nie chciał jej denerwować.
-No ale mów dalej.
-Dobrze więc chciałam pogadać czy to ma z tym związek, ale jak tylko weszłam on wyskoczył przez okno. Pobiegłam za nim i rozmawiałam z nim a on powiedział ze ja traktuję go jak ...jak....- i zaczęła płakać- jak jedzenie, i że go niby nie kocham tylko kocham Harrego.
-Gryzłaś go więcej razy?
-NIE! Czy ty jesteś głupi, Harry myślałam że znasz mnie na tyle dobrze że byś wiedział ze nie była bym zdolna do tego. A tak poza tym to on sam dał mi się jej napić. Ja zaczęłam się z nim kłócić i uciekłam.
Lou odsunął się od Lili, podszedł do drzewa i zaczął myśleć.A Harry stał i nie wiedział co powiedzieć. Wiedział teraz że Len czuję się przez niego zagrożony. Podszedł do Lili i popatrzył w jej oczy.
-Wiem że to co mówił Len było nie prawdą ...., ale chciał bym by nią było.
-Harry...-wyszeptała Lili. Nic nie zrobiła ale Harry ją przytulił. Lou patrzył na to ze spokojem. Nigdy za bardzo nie lubił Lena, ale Harrego bardzo.
- No i teraz możesz być szczęśliwa po zerwaniu zaręczyn.
-Że po czym!?- krzyknął Harry. Lili zupełnie zapomniała że była zaręczona z Lenam.
-A więc ich nie zerwałaś?
-Zapomniała, hej byłam martwa to się nie liczy? Lou pomachał głową na boki co oznaczało że nie. Lili złapała się za głowę i usiadła na ziemi.
-Myślałam ze to coś znaczy... Lou odwrócił głowę bo był zawiedziony głupotą swojej siostry.
-ALE O CO CHODZI!?-Zapytał zdenerwowany Harry.
-Chodzi o to...że Lili jest zaręczona z Lenem.
-ŻE CO!!!!!...
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
-Lili co...-i w tym momencie Harry uderzył w drzewo a wraz z nim Lou. Gdy już odkleili się od drzewa musieli się trochę cofnąć do Lili, która stała bez ruchu z opuszczoną głowa. Harry puścił Lou i obydwoje podeszli do niej.
-Hej siostrzyczko-zapytała Lou łapiąc ją za ręce- czy coś się stało. Lili otarła łzy.
-Ja nie chcę tam wracać.
-Czemu? Czy coś się stało?
-Len się stał.
-Harry, o co poszło z Lenem?
-W sumie to nie wiem, to jest sprawa między Lili a Lenem.
-Lili- powiedział podnosząc jej głowę. Patrzyła na jego fioletowe oczy, może i wyglądał inaczej ale w głębi duszy to nadal był jej kochany starszy brat.-Wierz że możesz mi wszystko powiedzieć...
-Wiem
-To czemu mi od razu mi nie powiedziałaś?
-Bo byłam zbyt z szokowana twoim wyglądem.
-Możliwe ale to nie zmienia tematu. Więc co się stało.
-Bo chciałam porozmawiać z Lenem czemu nie z szedł na śniadanie. I po drodze pomyślałam czy to może mieć związek z tym ze piłam jego krew...
-Piłaś jego krew?!
-Gratuluję!
-Harry czemu mi gratulujesz?
-Bo ....sam nie wiem. Dobrze wiedział ale nie chciał jej denerwować.
-No ale mów dalej.
-Dobrze więc chciałam pogadać czy to ma z tym związek, ale jak tylko weszłam on wyskoczył przez okno. Pobiegłam za nim i rozmawiałam z nim a on powiedział ze ja traktuję go jak ...jak....- i zaczęła płakać- jak jedzenie, i że go niby nie kocham tylko kocham Harrego.
-Gryzłaś go więcej razy?
-NIE! Czy ty jesteś głupi, Harry myślałam że znasz mnie na tyle dobrze że byś wiedział ze nie była bym zdolna do tego. A tak poza tym to on sam dał mi się jej napić. Ja zaczęłam się z nim kłócić i uciekłam.
Lou odsunął się od Lili, podszedł do drzewa i zaczął myśleć.A Harry stał i nie wiedział co powiedzieć. Wiedział teraz że Len czuję się przez niego zagrożony. Podszedł do Lili i popatrzył w jej oczy.
-Wiem że to co mówił Len było nie prawdą ...., ale chciał bym by nią było.
-Harry...-wyszeptała Lili. Nic nie zrobiła ale Harry ją przytulił. Lou patrzył na to ze spokojem. Nigdy za bardzo nie lubił Lena, ale Harrego bardzo.
- No i teraz możesz być szczęśliwa po zerwaniu zaręczyn.
-Że po czym!?- krzyknął Harry. Lili zupełnie zapomniała że była zaręczona z Lenam.
-A więc ich nie zerwałaś?
-Zapomniała, hej byłam martwa to się nie liczy? Lou pomachał głową na boki co oznaczało że nie. Lili złapała się za głowę i usiadła na ziemi.
-Myślałam ze to coś znaczy... Lou odwrócił głowę bo był zawiedziony głupotą swojej siostry.
-ALE O CO CHODZI!?-Zapytał zdenerwowany Harry.
-Chodzi o to...że Lili jest zaręczona z Lenem.
-ŻE CO!!!!!...
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
sobota, 2 listopada 2013
Ciąg dalszy...
Lili wciąż była w osłupieniu po ujrzeniu swojego brata. Lou trzymał ją w ramionach i głupawo się uśmiechał.
-No co? Nie poznajesz już własnego brata?-zapytał puszczając ją z objęć. Lili upadła na ziemię ale szybko się podniosła.
-Zmieniłeś się.
-Ty też. Lili otworzyła lekko usta ale je zamknęła i odwróciła głowę. Przez ten ułamek sekundy Lou zdążył zauważyć kły wystającej z jej ust.
-A więc czy jest coś co chciałaś mi powiedzieć, coś co może być związane z twoim wyglądem. Lili jeszcze bardziej schyliła głowę przed swoim starszym bratem.
-Ja, ja stałam się wampirem.
-A więc tak... NIE MASZ POJĘCIA JAK SIĘ CIESZE!!!-krzyknął z radością rzucając się jej do szyi.
Ani Lili ani Harry nie wiedzieli o co chodzi.
-Czekaj, czekaj, czekaj ty się z tego cieszysz?
-Tak, jeśli ty się cieszysz z tego to ja też-powiedział czochrając ją po głowie.
-Myślałam że się dogadaliśmy w kwestii czochrania. Powiedziała zamykając jedno oko podczas czochrania.
-No to pokarz te swoje kły. Lili otworzyła usta. Lou dotknął ich delikatnie.
-No dobrze, dobrze ale powiedz teraz ...CO SIĘ Z TOBĄ STAŁO?! Faktycznie jego wygląd szokował.
Jego zazwyczaj blond włosy były teraz różowe. Oczy fioletowe, pod którymi była jedna kreska. tak że jego rude uszy były fioletowo różowe z kolczykami. Dookoła szyi, rąk, no ogólnie większej części ciała miał różowo fioletowe boa na którym ma różne odznaki. Miał też na sobie dziwną bluzkę na której u szyi miał obrożę u której miał łańcuch. Na nadgarstkach też jakieś obręcze z łańcuchami, na oby dwóch rękach miał rękawice na lewej dłuższą a na prawej krótszą. Miał też spódnicę pod którą miał krótkie spodnie. Było mu też widać brzuch i pępek w którym też miał kolczyka a nad nim trzy kreski. A na nogach miał różowo czarne podkolanówki i białe buty. Ogon był różowo fioletowy z kolczykiem na czubku.
-No co? nie można już zmienić imażu.
-Można ale...ty nie jesteś moim bratem.
-No dzięki, też cię kocham.
-No ale co się z tobą stało?!
-Powiem krótko....wykąpałem się w różowej rzece. Teraz Lili i Harry nie ogarniali nic co on do nich mówił.
-Czekaj chwile-wtrącił Harry- mówisz że kąpałeś się w różowej rzece?
-Tak.
-A gdzie niby?
-No bo jak byłem w Brazylii, to płynąłem sobie amazonką. No i tak sobie płynę...
-Ale ty jesteś kotem.
-Nie jestem pół kotem i lubię pływać. No ale tak sobie płynę i moją uwagę przyciągnął dziwny znak. Było na nim napisane ,, pink river" czyli różowa rzeka. Zaciekawiło mnie to więc postanowiłem wyjść ze zwykłej wody i pójść tam. Poszedłem i zobaczyłem ją, piękną różową rzekę w której pływały różowe delfiny ( jak nie wierzycie że istnieje coś takiego...to google). Nie mogłem się powstrzymać i wszedłem do niej ale wtedy coś się we mnie zmieniło.
-Aha stałeś się gejo-podobnym czymś.
-Oj Lili zobacz w tym coś pozytywnego.
-Co niby?
-No na przykład... i znieruchomiał i zaczął nasłuchiwać.
-O co chodzi?-zapytał zaniepokojony Harry.
-Ktoś tu biegnie.
-To pewnie Irina i Zero Kaname.
-Szybko trzeba uciekać.
-Eh...bo wiecie...-powiedział Lou- bo ja tak szybko nie biegam.
-Weźmiesz go? Harry pokiwał głową. Lili też i szybko zniknęła.
-Łał szybko biega, jest wspaniała.
-Tak wiem.-powiedział i chwyciła Lou za rękę.
-Jesteś z nią?
-Nie jeszcze nie.- i zaczęli biec za Lili. Akurat jak ruszyli na miejscu pojawili się Irina i Zero Kaname.
-Byli tu-powiedziała zaciągając się powietrzem- czuję tu Lou.
-Może ich nie szukajmy.
-Zgłupiałeś! Zik nas zabije a poza tym chcę ją w końcu zabić.
-Od kiedy Subaru cię pocałował i zrobiłaś się całkiem zła robisz się nie znośna.
- Z kont wiesz o tym?!
-Ja wiem wszystko.
-Kłamiesz.
-Możliwe, ale pamiętaj że ktoś jeszcze cię specjalnie kratuje.
-Niby to? Zik. Zero Kaname wzruszył ramionami.
-Ale na pewno nie będzie zły jak się dowie że pozwoliłaś jej uciec. Powiedział i pobiegł w stronę domu. Irina stałą przez chwilę i zaciskała pięść. Ale ona po chwili również pobiegła.
KONIEC.
-No co? Nie poznajesz już własnego brata?-zapytał puszczając ją z objęć. Lili upadła na ziemię ale szybko się podniosła.
-Zmieniłeś się.
-Ty też. Lili otworzyła lekko usta ale je zamknęła i odwróciła głowę. Przez ten ułamek sekundy Lou zdążył zauważyć kły wystającej z jej ust.
-A więc czy jest coś co chciałaś mi powiedzieć, coś co może być związane z twoim wyglądem. Lili jeszcze bardziej schyliła głowę przed swoim starszym bratem.
-Ja, ja stałam się wampirem.
-A więc tak... NIE MASZ POJĘCIA JAK SIĘ CIESZE!!!-krzyknął z radością rzucając się jej do szyi.
Ani Lili ani Harry nie wiedzieli o co chodzi.
-Czekaj, czekaj, czekaj ty się z tego cieszysz?
-Tak, jeśli ty się cieszysz z tego to ja też-powiedział czochrając ją po głowie.
-Myślałam że się dogadaliśmy w kwestii czochrania. Powiedziała zamykając jedno oko podczas czochrania.
-No to pokarz te swoje kły. Lili otworzyła usta. Lou dotknął ich delikatnie.
-No dobrze, dobrze ale powiedz teraz ...CO SIĘ Z TOBĄ STAŁO?! Faktycznie jego wygląd szokował.
Jego zazwyczaj blond włosy były teraz różowe. Oczy fioletowe, pod którymi była jedna kreska. tak że jego rude uszy były fioletowo różowe z kolczykami. Dookoła szyi, rąk, no ogólnie większej części ciała miał różowo fioletowe boa na którym ma różne odznaki. Miał też na sobie dziwną bluzkę na której u szyi miał obrożę u której miał łańcuch. Na nadgarstkach też jakieś obręcze z łańcuchami, na oby dwóch rękach miał rękawice na lewej dłuższą a na prawej krótszą. Miał też spódnicę pod którą miał krótkie spodnie. Było mu też widać brzuch i pępek w którym też miał kolczyka a nad nim trzy kreski. A na nogach miał różowo czarne podkolanówki i białe buty. Ogon był różowo fioletowy z kolczykiem na czubku.
-No co? nie można już zmienić imażu.
-Można ale...ty nie jesteś moim bratem.
-No dzięki, też cię kocham.
-No ale co się z tobą stało?!
-Powiem krótko....wykąpałem się w różowej rzece. Teraz Lili i Harry nie ogarniali nic co on do nich mówił.
-Czekaj chwile-wtrącił Harry- mówisz że kąpałeś się w różowej rzece?
-Tak.
-A gdzie niby?
-No bo jak byłem w Brazylii, to płynąłem sobie amazonką. No i tak sobie płynę...
-Ale ty jesteś kotem.
-Nie jestem pół kotem i lubię pływać. No ale tak sobie płynę i moją uwagę przyciągnął dziwny znak. Było na nim napisane ,, pink river" czyli różowa rzeka. Zaciekawiło mnie to więc postanowiłem wyjść ze zwykłej wody i pójść tam. Poszedłem i zobaczyłem ją, piękną różową rzekę w której pływały różowe delfiny ( jak nie wierzycie że istnieje coś takiego...to google). Nie mogłem się powstrzymać i wszedłem do niej ale wtedy coś się we mnie zmieniło.
-Aha stałeś się gejo-podobnym czymś.
-Oj Lili zobacz w tym coś pozytywnego.
-Co niby?
-No na przykład... i znieruchomiał i zaczął nasłuchiwać.
-O co chodzi?-zapytał zaniepokojony Harry.
-Ktoś tu biegnie.
-To pewnie Irina i Zero Kaname.
-Szybko trzeba uciekać.
-Eh...bo wiecie...-powiedział Lou- bo ja tak szybko nie biegam.
-Weźmiesz go? Harry pokiwał głową. Lili też i szybko zniknęła.
-Łał szybko biega, jest wspaniała.
-Tak wiem.-powiedział i chwyciła Lou za rękę.
-Jesteś z nią?
-Nie jeszcze nie.- i zaczęli biec za Lili. Akurat jak ruszyli na miejscu pojawili się Irina i Zero Kaname.
-Byli tu-powiedziała zaciągając się powietrzem- czuję tu Lou.
-Może ich nie szukajmy.
-Zgłupiałeś! Zik nas zabije a poza tym chcę ją w końcu zabić.
-Od kiedy Subaru cię pocałował i zrobiłaś się całkiem zła robisz się nie znośna.
- Z kont wiesz o tym?!
-Ja wiem wszystko.
-Kłamiesz.
-Możliwe, ale pamiętaj że ktoś jeszcze cię specjalnie kratuje.
-Niby to? Zik. Zero Kaname wzruszył ramionami.
-Ale na pewno nie będzie zły jak się dowie że pozwoliłaś jej uciec. Powiedział i pobiegł w stronę domu. Irina stałą przez chwilę i zaciskała pięść. Ale ona po chwili również pobiegła.
KONIEC.
piątek, 1 listopada 2013
Ciąg dalszy...
Wszędzie dookoła były płomienie które kontrolowała Irina.Teraz piękna łąka byłą czarnym polem do bitwy z drzewami w tle. Lili była teraz sama na dwóch złych wampirów. Oni mieli inne moce niż ona i to dawało im przewagę bo ona nich nie znała.
-Niby o czym chcecie porozmawiać?
-Zik prosił na żebyśmy ci przekazali że chce cię z powrotem.-powiedział Zero Kaname.
- Ja miała bym do was wrócić ?!, nigdy. Podoba mi się bycie dobrą.
-A od kiedy niby?- zapytała Irina.
-A od kiedy ty jesteś zła?
-To był mój wybór.
-Nie prawda, ty to zrobiłaś by mnie ratować.
-Może kiedyś-powiedziała powoli podchodząc do niej.- Ale teraz jestem zupełnie inna, wszystko postrzegam inaczej.
-Co oni ci zrobili?-zapytała z niedowierzaniem ale i spokojem w głosie.
- Nic, to była moja decyzja. W sumie to miała rację bo chciał pocałować Subaru.
-To co-dopytywał się Zero Kaname- dołączysz do na znowu?
-Czy ty jesteś głuchy? Mówiłam że nie. Ta odpowiedź nie ucieszyła Zero Kaname.
-No cóż w takim razie... -powiedziała a jej dłoń zapłonęła ogniem.
-Widzę że kontrolujesz ogień, tak jak Zik. Widzisz czyli macie coś wspólnego. -powiedziała to wiedząc że tym rozzłości ja. Faktycznie ją to rozgniewało, i bez wahania rzuciła w nią kulą ognia. Lili szybko odskoczyła ale gdy tylko chciał zaatakować to...oni zniknęli. Nie było ich nigdzie dookoła. Aż się pojawili obydwoje w zupełnie innych miejscach.
-Co do...
-Może tego nie wiesz ale ja i mój brat mamy taką sama moc teleportacji.
-O serio.
-A ty? droga Lili co podniesiesz by nas trafić?
- Może na przykład to-powiedział ciskając w nich piorunem. Stali blisko siebie i ze spokojem patrzyli na lecące w nich kierunku pioruny. Lili zawahała się i pokierowała je w inną stronę. Irina uśmiechnęła się.
- Co się z tobą dzieje? Nie możesz nawet w nas trafić.Jesteś słabsza niż myślałam.
-Mylisz się nie jestem słaba, tylko nie chce was skrzywdzić.
-Widzisz i ty się różnimy- wtrącił się Zero Kaname. Stanął przed nią , nic nie zrobił po prostu stał a jego oczy się zaświeciły. I w pewnym momencie zerwał się silny wiatr który sprawiał wrażenie jak by chciał ją zabić swoją siłą. On po prostu stał, a Lili walczyła próbując ustać na nogach. Wiatr był tak potężny że nie mogła oddychać. Złapała się za szyję i uklękła na obie nogi. Ledwie się trzymała.Nie wiadomo jak długo Lili da sobie radę. Irina stała za swoim bratem z uśmiechem na twarzy. Teraz gardziła nią. Spokojnie podeszła obok Zero Kaname.
-Mam przestać?
- Tak. Zero Kaname ze zdziwienie przestał, a Lili padłą na ziemię. Zaczęła kaszleć bo przez dłuższy czas nie mogła oddychać.Byłą bardzo słaba próbowała wykrzesać z siebie jakąś iskry ale na próżno. Irina podeszłą do nie i kucnęła koło niej. Podniosła ją nieco wyżej za jej bluzkę. Patrzyła na nią z pogarda.
-I dziej jest ta Lili która była moją przyjaciółką? Od zawsze cię podziwiałam, byłaś dla mnie wzorem którym chciałam być, a teraz? Jesteś bez użyteczna zmieniłaś się z nieustraszonej Lili na ...to coś. A teraz w końcu ja jestem lepsza.
-Ty...ty się mylisz. To ja ...ci zazdrościłam.
-Zamknij się!
- Nie, to ja ci zazdrościłam... tego...tego że byłaś wolna i mogłaś robić co chciałaś. Ja całe życie ...eh...byłam pod kluczem nie mogłam...nie mogłam nawet marzyć o tym co ty miałaś.
-Na przykład?
-Brata,... który cię nie zostawił.
-Ale to ty pierwsza zmieniłaś się w wampira i to z ust mojego brata.-powiedziała odwracając się do Zero Kaname.
-To już nie moja wina Zik mi kazał.
-Nawet on chciał byś to ty była ta lepsza i nie kazał mnie zmienić pierwszej. On nie chciał bym ja się tym stałą, tylko ty!
-Ja w ... w przeciwieństwie do ciebie nie chciałam...eh...stać się tym.
-To nie ma znaczenia bo zaraz nie będzie czego ci zazdrościć.
-Irina co ty... Nie! -krzyknął Zero Kaname. Irina już wyciągnęła nóż gdy nagle ktoś ja zabrał. Irina stałą z pustymi rękoma. Wstała i się otrzepała.
-Kto to był?
-A jak myślisz? To był Lou.
-Lou? To on żyje?
-Tak, na to wygląda.
Faktycznie to był Lou, biegł z Lili w stronę je domu. Gdy tak sobie biegli oczywiści ona była nieprzytomna, napotkali kogoś po drodze. Był to Harry, nie znał Lou ale znał go z opowieści Lili. Stał i bardzo nie podobało mu się ze jakieś coś gejo podobne trzyma jego ukochaną w ramionach. Lou zauważył jego minę.
-I co teraz zamierzasz mnie pobić?
-Możliwe, kim ty jesteś?
-Jestem z nią genetycznie zbliżony. Harry przypomniał sobie opis Lou jaki przedstawiła mu Lili ale on wyglądał nieco, a nawet bardzo inaczej.
- Ty... ty jesteś Lou?
-O widzę że Lili ci o mnie mówiła. Kochana z niej siostra.
- Ale co...co
-Czekaj ty mnie znasz ale ja cię nie. Więc kim TY jesteś?
- Jestem Harry jestem jej przyjacielem.
-Przyjaciel mówisz. I w tym momencie Lili zaczęła się budzić. Lekko otworzyła oczy ale zaraz szybko je otworzyła i ze zdziwieniem patrzyła na swojego brata.
-Lou...czy czy to ty?!?!?!...
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
-Niby o czym chcecie porozmawiać?
-Zik prosił na żebyśmy ci przekazali że chce cię z powrotem.-powiedział Zero Kaname.
- Ja miała bym do was wrócić ?!, nigdy. Podoba mi się bycie dobrą.
-A od kiedy niby?- zapytała Irina.
-A od kiedy ty jesteś zła?
-To był mój wybór.
-Nie prawda, ty to zrobiłaś by mnie ratować.
-Może kiedyś-powiedziała powoli podchodząc do niej.- Ale teraz jestem zupełnie inna, wszystko postrzegam inaczej.
-Co oni ci zrobili?-zapytała z niedowierzaniem ale i spokojem w głosie.
- Nic, to była moja decyzja. W sumie to miała rację bo chciał pocałować Subaru.
-To co-dopytywał się Zero Kaname- dołączysz do na znowu?
-Czy ty jesteś głuchy? Mówiłam że nie. Ta odpowiedź nie ucieszyła Zero Kaname.
-No cóż w takim razie... -powiedziała a jej dłoń zapłonęła ogniem.
-Widzę że kontrolujesz ogień, tak jak Zik. Widzisz czyli macie coś wspólnego. -powiedziała to wiedząc że tym rozzłości ja. Faktycznie ją to rozgniewało, i bez wahania rzuciła w nią kulą ognia. Lili szybko odskoczyła ale gdy tylko chciał zaatakować to...oni zniknęli. Nie było ich nigdzie dookoła. Aż się pojawili obydwoje w zupełnie innych miejscach.
-Co do...
-Może tego nie wiesz ale ja i mój brat mamy taką sama moc teleportacji.
-O serio.
-A ty? droga Lili co podniesiesz by nas trafić?
- Może na przykład to-powiedział ciskając w nich piorunem. Stali blisko siebie i ze spokojem patrzyli na lecące w nich kierunku pioruny. Lili zawahała się i pokierowała je w inną stronę. Irina uśmiechnęła się.
- Co się z tobą dzieje? Nie możesz nawet w nas trafić.Jesteś słabsza niż myślałam.
-Mylisz się nie jestem słaba, tylko nie chce was skrzywdzić.
-Widzisz i ty się różnimy- wtrącił się Zero Kaname. Stanął przed nią , nic nie zrobił po prostu stał a jego oczy się zaświeciły. I w pewnym momencie zerwał się silny wiatr który sprawiał wrażenie jak by chciał ją zabić swoją siłą. On po prostu stał, a Lili walczyła próbując ustać na nogach. Wiatr był tak potężny że nie mogła oddychać. Złapała się za szyję i uklękła na obie nogi. Ledwie się trzymała.Nie wiadomo jak długo Lili da sobie radę. Irina stała za swoim bratem z uśmiechem na twarzy. Teraz gardziła nią. Spokojnie podeszła obok Zero Kaname.
-Mam przestać?
- Tak. Zero Kaname ze zdziwienie przestał, a Lili padłą na ziemię. Zaczęła kaszleć bo przez dłuższy czas nie mogła oddychać.Byłą bardzo słaba próbowała wykrzesać z siebie jakąś iskry ale na próżno. Irina podeszłą do nie i kucnęła koło niej. Podniosła ją nieco wyżej za jej bluzkę. Patrzyła na nią z pogarda.
-I dziej jest ta Lili która była moją przyjaciółką? Od zawsze cię podziwiałam, byłaś dla mnie wzorem którym chciałam być, a teraz? Jesteś bez użyteczna zmieniłaś się z nieustraszonej Lili na ...to coś. A teraz w końcu ja jestem lepsza.
-Ty...ty się mylisz. To ja ...ci zazdrościłam.
-Zamknij się!
- Nie, to ja ci zazdrościłam... tego...tego że byłaś wolna i mogłaś robić co chciałaś. Ja całe życie ...eh...byłam pod kluczem nie mogłam...nie mogłam nawet marzyć o tym co ty miałaś.
-Na przykład?
-Brata,... który cię nie zostawił.
-Ale to ty pierwsza zmieniłaś się w wampira i to z ust mojego brata.-powiedziała odwracając się do Zero Kaname.
-To już nie moja wina Zik mi kazał.
-Nawet on chciał byś to ty była ta lepsza i nie kazał mnie zmienić pierwszej. On nie chciał bym ja się tym stałą, tylko ty!
-Ja w ... w przeciwieństwie do ciebie nie chciałam...eh...stać się tym.
-To nie ma znaczenia bo zaraz nie będzie czego ci zazdrościć.
-Irina co ty... Nie! -krzyknął Zero Kaname. Irina już wyciągnęła nóż gdy nagle ktoś ja zabrał. Irina stałą z pustymi rękoma. Wstała i się otrzepała.
-Kto to był?
-A jak myślisz? To był Lou.
-Lou? To on żyje?
-Tak, na to wygląda.
Faktycznie to był Lou, biegł z Lili w stronę je domu. Gdy tak sobie biegli oczywiści ona była nieprzytomna, napotkali kogoś po drodze. Był to Harry, nie znał Lou ale znał go z opowieści Lili. Stał i bardzo nie podobało mu się ze jakieś coś gejo podobne trzyma jego ukochaną w ramionach. Lou zauważył jego minę.
-I co teraz zamierzasz mnie pobić?
-Możliwe, kim ty jesteś?
-Jestem z nią genetycznie zbliżony. Harry przypomniał sobie opis Lou jaki przedstawiła mu Lili ale on wyglądał nieco, a nawet bardzo inaczej.
- Ty... ty jesteś Lou?
-O widzę że Lili ci o mnie mówiła. Kochana z niej siostra.
- Ale co...co
-Czekaj ty mnie znasz ale ja cię nie. Więc kim TY jesteś?
- Jestem Harry jestem jej przyjacielem.
-Przyjaciel mówisz. I w tym momencie Lili zaczęła się budzić. Lekko otworzyła oczy ale zaraz szybko je otworzyła i ze zdziwieniem patrzyła na swojego brata.
-Lou...czy czy to ty?!?!?!...
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
czwartek, 31 października 2013
Rozdział 19
Rano Lili zeszła na śniadanie, ale byłą jak by nie obecna. Nawet się nie przywitała a zazwyczaj schodzi radosna, a teraz była bardzo zamyślona. Wszyscy byli zdziwieni od momentu kiedy zeszła na dół. W końcu Anne to zdenerwowało.
-Lili ?- zapytała- Lili...- musiała powtórzyć bo nie zareagowała
-...Tak...?
-O co chodzi? Jesteś taka...zamyślona
-Eh...nie to tylko...
-Więc jednak-zauważyła Dziun- Lili znam cię dobrze, nad czym tak myślisz?
- No bo...-zawahała się. Nie mogła powiedzieć że był u niej Zero Kaname, przytulił ją i że mu się zwierzyła i poczuła tak jak wtedy kiedy byłą z nim. Przecież Harry i Len najpewniej zabili by go. Może to by było nawet dobrze bo znaleźli by wspólny temat. Ale i tak nie mogła powiedzieć.
-Eee...po...po prostu nie wiem czy....czy będę umiała panować na mocami.
-To ty masz jakieś moce?- zapytał zdziwiony Yoh.
-Eh, tak widzisz zapomniałam wam powiedzieć, ale to chyba nie jest istotne.
-Jest, jest-powiedział Trey- no a teraz jakie masz moce?
-Więc umiem podnosić, zatrzymywać itp. rzeczy siłą woli.
-Czyli masz tylko jedna moc? -zapytał Harry.
-Eee...chyba tak, nie wiem może jeszcze jakieś się pojawią. Ze złością popatrzyła na Harrego.
-Zaraz a gdzie Len?-zapytał Joko. Faktycznie nie było go w kuchni, to aż śmieszne że przez ten czas nikt nie zauważył że nie zszedł na śniadanie.
-Um....eee...ja pójdę do niego.-Powiedziała Lili szybko podnosząc się z krzesła. Joko ,tym razem miał złe podejrzenie że podejrzenia co do Lili, chciał iść za nią na górę
- Ale w sumie po co?-pomyślał i został na dole. Lili bała się że mogła mu coś zrobić ale nie mogła bo przecież nie wypiła za dużo krwi ani nie podała mu jadu ( bo jeszcze nie umie). Zwolniła gdy stanęła przy jego drzwiach. Wyciągnęła rękę by zapukać ale się wahała.
-Czego ty się boisz- zastanowiła się. I bez wahania zapukała lekko.
-Proszę. Lili uchyliła drzwi, w jego pokoju było jasno a on spokojnie siedział na łóżku. Lekko odwrócił głowę zobaczył Lili i z powrotem się odwrócił.
-Len...czy coś się stało? Gdy tylko ją usłyszał wyskoczył przez okno.Lili wyskoczyła za nim i złapał go za rękę. Ale po chwili ją puściła.
-Czy coś się stało?-powtórzyła.
-Nie..., nie wiem.
-Czemu cie to martwi?
-Zapomniałem że czytasz w myślach.-powiedział kładąc rękę na czoło. Ale oderwał ją i popatrzył na nią z uśmiechem.
-Przecież nic ci nie jest, nie wypiłam za dużo krwi ani... Czemu się uśmiechasz?
-Tak po prostu. Ale tu nie o to chodzi.
-Jak to ale...
-Zmyliłem cię myśląc o czymś innym. Przez chwilę nastała cisz, Lili czytała w myślach Lena próbując zrozumieć o co chodzi.
-Co?!, co nie jest prawda!
- Ależ jest-powiedział odwracając się do niej.- Nie zaprzeczaj, niby mnie kochasz tak samo jak Harrego. Ale jego bardziej kochasz, a ja ci tylko jestem za pożywienie.
- Jesteś Idiotą!- krzyknęła a od jej oczu napłynęły łzy- przecież to ty mi dałeś swojej krwi, i tylko raz. Ciebie znam dłużej niż niego i ciebie bardzo kocham.
-Jasne-powiedział odchylając głowę w druga stronę.
- Ty masz jakąś paranoję na tym punkcie!
-Ty to powiedziałaś.
-Dobrze jeśli jesteś tego taki pewien i czujesz się zagrożony Harrym- teraz Lili mówiła przez łzy- To ja usunę się z twojego życia i nie będziesz się już martwił. Powiedziała i wybiegła jak na szybciej z domu. Wszyscy poczuli tylko świst powietrza, a Harry od razu wiedział o co chodzi. Nie zwlekając ani chwili dłużej pobiegł na górę.
-Harry...-powiedział Yoh. I wszyscy ruszyli za nim. Harry wpadł do pokoju Lena.
-Gdzie jest Lili!?- powiedział a jego kły się wydłużyły.
-Nie wiem, pobiegła gdzieś. Harremu zaczerwieniły się oczy i przybił Lena do ściany.
-Jak mogłeś!
-Len-w drzwiach stała Dziun i reszta- Len czemu?
-Nie zatrzymywałem jej. Harry puścił go i sam pobiegł szukać Lili. W między czasie Lili biegła w ciąż przed siebie, a pęd powietrza suszył łzy napływające z jej oczu. W końcu zaczęła zwalniać, zatrzymała się jakieś 60 km od domu na jakiejś wielkiej polanie. Ze złością zaczęła kopać. Uspokoiło ją to trochę. Usiadła i zaczęła płakać, ale wiedziała że musi być twarda i przestałą płakać.
- Nie myślałem że zobaczę cię płaczącą....
- To takie przykre...
-CO?!-zapytała Lili z niedowierzaniem. Te głosy były bardzo znane. To była Irina i Zero Kaname.
-Gdybyś była po złej stronie... nigdy byś czegoś takiego nie przeżyła-westchnęła Irina.
-To przez Lena, prawda Lili- tym razem nie był taki miły.
-Jak mnie znaleźliście?!
-To było proste- zaczęła tłumaczyć Irina- zapach desperacji niósł za tobą wiatr. Źle że przebiegałaś koło naszego domu.
-Czego ode mnie chcecie?! -zapytała.Jej kły wydłużyły się a oczy zaczęły świecić.
-My tylko chcemy porozmawiać!-powiedział Zero Kaname. Oni zrobili to samo z kłami i oczami.
-Chyba że wolisz inny sposób...I dookoła nich pojawiły się płomienie.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
-Lili ?- zapytała- Lili...- musiała powtórzyć bo nie zareagowała
-...Tak...?
-O co chodzi? Jesteś taka...zamyślona
-Eh...nie to tylko...
-Więc jednak-zauważyła Dziun- Lili znam cię dobrze, nad czym tak myślisz?
- No bo...-zawahała się. Nie mogła powiedzieć że był u niej Zero Kaname, przytulił ją i że mu się zwierzyła i poczuła tak jak wtedy kiedy byłą z nim. Przecież Harry i Len najpewniej zabili by go. Może to by było nawet dobrze bo znaleźli by wspólny temat. Ale i tak nie mogła powiedzieć.
-Eee...po...po prostu nie wiem czy....czy będę umiała panować na mocami.
-To ty masz jakieś moce?- zapytał zdziwiony Yoh.
-Eh, tak widzisz zapomniałam wam powiedzieć, ale to chyba nie jest istotne.
-Jest, jest-powiedział Trey- no a teraz jakie masz moce?
-Więc umiem podnosić, zatrzymywać itp. rzeczy siłą woli.
-Czyli masz tylko jedna moc? -zapytał Harry.
-Eee...chyba tak, nie wiem może jeszcze jakieś się pojawią. Ze złością popatrzyła na Harrego.
-Zaraz a gdzie Len?-zapytał Joko. Faktycznie nie było go w kuchni, to aż śmieszne że przez ten czas nikt nie zauważył że nie zszedł na śniadanie.
-Um....eee...ja pójdę do niego.-Powiedziała Lili szybko podnosząc się z krzesła. Joko ,tym razem miał złe podejrzenie że podejrzenia co do Lili, chciał iść za nią na górę
- Ale w sumie po co?-pomyślał i został na dole. Lili bała się że mogła mu coś zrobić ale nie mogła bo przecież nie wypiła za dużo krwi ani nie podała mu jadu ( bo jeszcze nie umie). Zwolniła gdy stanęła przy jego drzwiach. Wyciągnęła rękę by zapukać ale się wahała.
-Czego ty się boisz- zastanowiła się. I bez wahania zapukała lekko.
-Proszę. Lili uchyliła drzwi, w jego pokoju było jasno a on spokojnie siedział na łóżku. Lekko odwrócił głowę zobaczył Lili i z powrotem się odwrócił.
-Len...czy coś się stało? Gdy tylko ją usłyszał wyskoczył przez okno.Lili wyskoczyła za nim i złapał go za rękę. Ale po chwili ją puściła.
-Czy coś się stało?-powtórzyła.
-Nie..., nie wiem.
-Czemu cie to martwi?
-Zapomniałem że czytasz w myślach.-powiedział kładąc rękę na czoło. Ale oderwał ją i popatrzył na nią z uśmiechem.
-Przecież nic ci nie jest, nie wypiłam za dużo krwi ani... Czemu się uśmiechasz?
-Tak po prostu. Ale tu nie o to chodzi.
-Jak to ale...
-Zmyliłem cię myśląc o czymś innym. Przez chwilę nastała cisz, Lili czytała w myślach Lena próbując zrozumieć o co chodzi.
-Co?!, co nie jest prawda!
- Ależ jest-powiedział odwracając się do niej.- Nie zaprzeczaj, niby mnie kochasz tak samo jak Harrego. Ale jego bardziej kochasz, a ja ci tylko jestem za pożywienie.
- Jesteś Idiotą!- krzyknęła a od jej oczu napłynęły łzy- przecież to ty mi dałeś swojej krwi, i tylko raz. Ciebie znam dłużej niż niego i ciebie bardzo kocham.
-Jasne-powiedział odchylając głowę w druga stronę.
- Ty masz jakąś paranoję na tym punkcie!
-Ty to powiedziałaś.
-Dobrze jeśli jesteś tego taki pewien i czujesz się zagrożony Harrym- teraz Lili mówiła przez łzy- To ja usunę się z twojego życia i nie będziesz się już martwił. Powiedziała i wybiegła jak na szybciej z domu. Wszyscy poczuli tylko świst powietrza, a Harry od razu wiedział o co chodzi. Nie zwlekając ani chwili dłużej pobiegł na górę.
-Harry...-powiedział Yoh. I wszyscy ruszyli za nim. Harry wpadł do pokoju Lena.
-Gdzie jest Lili!?- powiedział a jego kły się wydłużyły.
-Nie wiem, pobiegła gdzieś. Harremu zaczerwieniły się oczy i przybił Lena do ściany.
-Jak mogłeś!
-Len-w drzwiach stała Dziun i reszta- Len czemu?
-Nie zatrzymywałem jej. Harry puścił go i sam pobiegł szukać Lili. W między czasie Lili biegła w ciąż przed siebie, a pęd powietrza suszył łzy napływające z jej oczu. W końcu zaczęła zwalniać, zatrzymała się jakieś 60 km od domu na jakiejś wielkiej polanie. Ze złością zaczęła kopać. Uspokoiło ją to trochę. Usiadła i zaczęła płakać, ale wiedziała że musi być twarda i przestałą płakać.
- Nie myślałem że zobaczę cię płaczącą....
- To takie przykre...
-CO?!-zapytała Lili z niedowierzaniem. Te głosy były bardzo znane. To była Irina i Zero Kaname.
-Gdybyś była po złej stronie... nigdy byś czegoś takiego nie przeżyła-westchnęła Irina.
-To przez Lena, prawda Lili- tym razem nie był taki miły.
-Jak mnie znaleźliście?!
-To było proste- zaczęła tłumaczyć Irina- zapach desperacji niósł za tobą wiatr. Źle że przebiegałaś koło naszego domu.
-Czego ode mnie chcecie?! -zapytała.Jej kły wydłużyły się a oczy zaczęły świecić.
-My tylko chcemy porozmawiać!-powiedział Zero Kaname. Oni zrobili to samo z kłami i oczami.
-Chyba że wolisz inny sposób...I dookoła nich pojawiły się płomienie.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
Subskrybuj:
Posty (Atom)