Tą nie miłą niespodzianką był stojący przed nimi Zik. Lili jakoś to nie zaskoczyło, bo ona wiedziała o tym że on powstało. Len stał jak słup soli. Nie wierzył w to co sam widział. Przed jego oczami ukazał się Zik, cały i zdrowy, zabójca Lili i i do niedawna martwy brat Yoh. Lennemu narzuciły się wspomnienia z walki kiedy to Lili oddała za niego życie. Len wyciągnął miecz i żółcił się na Zika.
- Len nie...- usłyszał tylko w oddali a przed nim ukazała się dziewczyna, no może nie do końca dziewczyna. Znaczy wyglądała jak dziewczyna tyle że miała czarne oczy, całe bez białka, tęczówki niczego, całe czarne. Dziewczyna miała długie niebieskie włosy. Czarne oczy, niebiesko czerwono białą koszulę w kratkę i długie spodnie dżinsowe. Jej bronią była kosa, długa i ostra, zapewne jej duchem była sama śmierć. Dziewczyna stała spokojnie odpierając atak Lena, za to on ledwo się trzymał. W pewnym momencie dziewczyna go odepchnęła, i Len upadł na ziemię. Lili od razu podbiegła do Len i wzięła jego głowę na kolana.
- Co ... co się stało- powiedział Len bardzo osłabiony.- czemu nie mam... już prawie energii? Zik tylko się uśmiechnął.
- Bardzo dobrze Charuczi, dobrze się spisałaś. Dziewczyna odwróciła się uklękła na jednym kolanie, położyła jeną rękę na sercu.
- wykonuję tylko rozkazy mistrza.- powiedziała bardzo łagodnym głosem.
-Len to jest hapczi.
- Hapczi? co to takiego?
- Hapczi jest to osoba która poprzez dotknięcie potrafi odebrać swojemu przeciwnikowi jego energię, stając się silniejszą.
- Zgadza się Lili- powiedziało coś nieco zachrypniętym głosem, będące nad nimi. Nagle z drzewa wyskoczyła droga dziewczyna. Miała krótko ścięte włosy, po jednej stronie na chłopaka po drogiej tak do ramion. Włosy miała szare a końcówki czerwone. Tyle że miała białe oczy, całe białe. Bluzkę miała na krótkim rękawku czarną z białym orłem. Spodnie miała krótkie czarne. A z jej rąk wyrastały trzy długie pazury jak u Wolverina. Jej duchem zapewne był sam szatan.
- Derpman, a więc znowu się spotykamy, czyli jednak przeżyłaś- powiedziała podejrzliwie Lili.
- Tak tyle że teraz jestem silniejsza, dzięki mistrzowi Zikowi. Ja i moja siostra żyjemy.
- Zaraz więc to są siostry - zdziwił się Len odzyskując powoli siły. Zik ze zdziwieniem popatrzył na Lili.
- A gdzie twoja blizna którą ci zrobiłem? Lili popatrzyła na ramię. Nic nie odpowiedziała tylko patrzyła na niego wzrokiem mordercy.
- Jak śmiesz - krzyknęła biało oka i żółciła się z pazurami na Lili. Lili nic sobie z tego nie robiła tylko spokojnie siedziałan.
- stój, wracaj- powiedział nagle Zik.
- A...alee... mistrzu .- za jąkała się i posłusznie stanęła koło siostry.
- Nie przyszedłem tu by was zabijać- zaśmiał się- tylko coś sprawdzić. Chciałbym by Lili dołączyła do mnie.
- Co?!- krzynęły wszystkie dziewczyny.
- Nigdy- wyszeptał Len. Lili popatrzyła na Lena dając mu do zrozumienia że ni ma zamiaru do niego dołączać.
- czemu miała bym się zgodzić- zapytała Lili spokojnym głosem.
- Nie chodzi o to czy się zgodzisz najpierw muszę wiedzieć czy jesteś wystarczająco silna.
- Czyli co mam walczyć? z tobą?- zapytała kpiąco.
- nie zemną, Charuczi , Derpman. Nie trzeba było dwa razy powtarzać żeby było jasne ze to z nimi ma walczyć. Lili uśmiechnęła się podsunęła Lena pod drzewo, nadal był jeszcze słaby. Lili wstała otrzepała się. I podeszła do nich.
- Lili... zaczeka- wyjąkał Len- przecież nie masz ducha ani broni. Lili odwrócona w jego stronę uśmiechnęła się.
- nie posrebrzony mi duch, a miecz.... i z nogawki buta wyciągnęła mały mieczyk.
- Ha - zaśmiała się Charuczi- tym chcesz nas pokonać? Lili spuściła mieczyk w dół a z niego przeistoczył się w wielki miecz. Stanęła pomiędzy nimi. Charuczi z jednej, a Derpman z drugiej.
- Dwie na jedną? to trochę nie fer. Nie zważając na to zaatakowały. Najpierw Derpman, Lili skutecznie odparła jej atak, lecz z tyłu nadbiegła Charuczi, także odparła jej atak. Lili co chwila obracała się odpierając ataki prawie w ogóle nie atakując. Len bez czynnie siedział pod drzewem i patrzył jak jego dziewczyna zaczyna przegrywać z braku forioku i ducha była słabsza od nich. W pewnym momencie Derpman uderzyła tak mocno ze Lili poleciała 4 metry za siebie i uderzyła głową o kamień. Była przytomna ale poobijana. Zik ze zdziwieniem stanął nad nią.
- No, no- powiedział- muszę przyznać że jak na kogoś bez ducha i forioku jesteś całkiem dobra. Na razie nie dołączysz do mnie ale za jakiś czas. Powiedział i odszedł od nie.
- kiedy to do ciebie dotrze?!- o trudach wstała Lili - ja nigdy do ciebie nie dołączę. Zik nic nie powiedział tylko z niezadowoloną miną zniknął w płomieniach. Po chwili Hapczi również. Lili podbiegła do Len, pomogła mu wstać i razem poszli do domu. W domu wszyscy byli ciekawi co tak długo robią sami w tym lesie. Ale gdy wrócili to od razu Irina, Trey i Joko wiedzieli o co chodzi. Ale oni tłumaczyli się ze spotkali tylko dwie znajome Lili i trochę się poprztykały. KONIEC
poniedziałek, 30 września 2013
niedziela, 29 września 2013
Rozdział 8
Tamten dzień był wielkim przeżyciem dla wszystkich. Jednakże wszyscy nie poszli spać ze względu na Lili i opowiadane historie co się działo przed tym jak do nich dołączyła i po tym jak odeszła. Ale w końcu o godzinie 2-3 w nocy w końcu położyli się spać. Następnego dnia połowa obudziła się dopiero o 11-12. Tylko Dziun i Lili wstały wcześniej i robiły śniadanie. Gdy wszyscy zjedli już śniadanie zaczęli wychwalać dziewczyny jakie dobre zrobiły śniadanie.
- Jej Lili nie myślałem że umiesz tak gotować- powiedział Trey.
- To że nie jestem typową dziewczyną nie znaczy że nie umiem gotować. Bo przecież Irina też umie gotować. I chytrym spojrzeniem popatrzyła na Irinę. Irina jedną ręką oparta o stół i z nie dokończonym śniadaniem spałą przy stole. Lili jako jedyna wiedziała czemu była nie wyspana. Połowę nocy spędziła z Zikiem na wzgórzu, co oni tam robili tego nie wiedziała. Patrzyła na nią zmartwionym spojrzeniem. Len chyba jako jedyny to zauważył.
- no cóż jeżli Irina tego nie będzie jadła to ja to z chęcią zjem.- powiedział z uśmiechem Yoh.
- nic z tego mój panie - powiedziała Anna stojąc w drzwiach.
- oj Anno, daj że spokój...
- nie- powiedziała stanowczo- jutro masz walkę i to z Lysergiem, nie powinieneś go lekceważyć.Lili...
Lili odwróciła się słysząc swoje imie.
- możemy na chwilę porozmawiać?
- A... ależ oczywiście Anno. Odeszła od stołu i wyszły na zewnątrz. Leny zastanowił się chwilę, wstał i poszedł za nimi.
- no skoro nikt tego nie zje to....
- o nie ja to zjem- i Trey i Joko zaczęli wyrywać sobie z rąk tależ z jedzeniem.
- chłopcy, chłopcy spokojnie- uspokajała ich Dziun- zrobię drugą porcję. Chłopaki uspokoili się i cierpliwie czekali . W tym czasie Anna przechadzała się z Lili.
- nie wiesz co się dzieje z Iriną?
- nie, niestety nie wiem- Lili spuściła głowę bo oczywiście wiedziała o co chodziło.
- na pewno bo dziwi mnie jej zachowanie, wstała od nas najpóźniej i jeszcze teraz śpi.
- Eee.. wiesz może jest bardziej zmęczona po tym moim uwolnieniu- wymyśliła na poczekaniu.
Hmm....- zastanowiła się Anna. Stanęła, Lili stanęła nieco dalej odwróciła się .
- Mam nadzieję że mnie nie okłamujesz. Powiedziała Anna podejrzliwie patrząc na Lili. Natomiast Lili nie złamało to spojrzenie, do dziecka je znała. Jej twarz była kamienna.
- Co co ci chodzi? Nie ufasz mi? Nastała gromka cisz, dziewczyny tylko wymieniały się spojrzeniami.
- Eee... ja ci nie ufam? - zapytała Anna- to nie ja tylko twój chłopak nas śledzi.
- Co?- ze zdziwieniem zapytała Lili.
- Przed tobą nic się nie ukryje co Anno- i zza drzewa wyszedł Len.
- chyba powinniście porozmawiać.
- To nonsens przecież nie mamy o czym- zaprzeczył z obojętnością Len.
- jak to nie może o tym że jej nie ufasz?- Len wzdrygnął się.
- Jak to ja mam jej nie ufać, to ona nie ufa mi.
- że co...
- no widzicie już macie temat do rozmowy- powiedziała Anna znikając im z oczu. Len uśmiechnął się i odwrócił do Lili. Lili wcale nie była taka uśmiechnięta.
- Czemu nas śledziłeś- zapytała ze złym wyrazem tważy.
Len zdziwił się.
- no wiesz co? ja cię nie widziałem tyle czasu a ty masz tylko tyle do powiedzenia.- Powiedział Len z miną cwaniaka. Lili nie mieniła wyrazu twarzy.
- no dobrze- powiedział po chwili- chciałem się dowiedzieć czemu Irina się tak dziwnie zachowuje.
Lili otworzyły się szeroko oczy, dobrze wiedziała czemu ale jej obiecała że nie powie.
- Mówiłam już Annie że nie wiem. Len zbliżył się do Lili. Lili natomiast dosunęła się aż dotknęła ściany.
Len teraz był bardzo blisko. Podniósł rękę, Lili wyraz twarzy się nie zmienił. A on tylko delikatnie odgarnął włosy z jej twarzy. Jego twarz zmieniła się na zaniepokojenie.
- dobrze wiesz co się z nią dzieje.
- Ja... ja nie wiem.- wyjąkała Lili ze zdziwieniem w oczach.
- kłamiesz- krzyknął Len waląc ręką o ścienną skałę.- czemu mi nie ufasz?! dobrze wiem że ty wiesz. Lili uśmiechnęła się i zamknęła oczy. Po chwili je otworzyła.
- Racje wiem, ale nie mogę ci powiedzieć.
- czemu?
- bo jej obiecałam. Lili popatrzyła na niego spokojnym wyrazem twarzy. Len także się uspokoił. Lili położyła rękę na jego policzku. On drugą rękę położył na jej dłoni , a drugą na jej policzku. Przybliżyli się i pocałowali. Lecz Lili się odsunęła. Wyszła z jego ramion i odeszła kawałek. Len stał miejscu.
- Chodźmy już, pewnie na nas czekają. Len przytaknął i poszli do domu. W drodze do domu napotkali nie miłą niespodziankę....
CIĄG DALSZY JUTRO...
- Jej Lili nie myślałem że umiesz tak gotować- powiedział Trey.
- To że nie jestem typową dziewczyną nie znaczy że nie umiem gotować. Bo przecież Irina też umie gotować. I chytrym spojrzeniem popatrzyła na Irinę. Irina jedną ręką oparta o stół i z nie dokończonym śniadaniem spałą przy stole. Lili jako jedyna wiedziała czemu była nie wyspana. Połowę nocy spędziła z Zikiem na wzgórzu, co oni tam robili tego nie wiedziała. Patrzyła na nią zmartwionym spojrzeniem. Len chyba jako jedyny to zauważył.
- no cóż jeżli Irina tego nie będzie jadła to ja to z chęcią zjem.- powiedział z uśmiechem Yoh.
- nic z tego mój panie - powiedziała Anna stojąc w drzwiach.
- oj Anno, daj że spokój...
- nie- powiedziała stanowczo- jutro masz walkę i to z Lysergiem, nie powinieneś go lekceważyć.Lili...
Lili odwróciła się słysząc swoje imie.
- możemy na chwilę porozmawiać?
- A... ależ oczywiście Anno. Odeszła od stołu i wyszły na zewnątrz. Leny zastanowił się chwilę, wstał i poszedł za nimi.
- no skoro nikt tego nie zje to....
- o nie ja to zjem- i Trey i Joko zaczęli wyrywać sobie z rąk tależ z jedzeniem.
- chłopcy, chłopcy spokojnie- uspokajała ich Dziun- zrobię drugą porcję. Chłopaki uspokoili się i cierpliwie czekali . W tym czasie Anna przechadzała się z Lili.
- nie wiesz co się dzieje z Iriną?
- nie, niestety nie wiem- Lili spuściła głowę bo oczywiście wiedziała o co chodziło.
- na pewno bo dziwi mnie jej zachowanie, wstała od nas najpóźniej i jeszcze teraz śpi.
- Eee.. wiesz może jest bardziej zmęczona po tym moim uwolnieniu- wymyśliła na poczekaniu.
Hmm....- zastanowiła się Anna. Stanęła, Lili stanęła nieco dalej odwróciła się .
- Mam nadzieję że mnie nie okłamujesz. Powiedziała Anna podejrzliwie patrząc na Lili. Natomiast Lili nie złamało to spojrzenie, do dziecka je znała. Jej twarz była kamienna.
- Co co ci chodzi? Nie ufasz mi? Nastała gromka cisz, dziewczyny tylko wymieniały się spojrzeniami.
- Eee... ja ci nie ufam? - zapytała Anna- to nie ja tylko twój chłopak nas śledzi.
- Co?- ze zdziwieniem zapytała Lili.
- Przed tobą nic się nie ukryje co Anno- i zza drzewa wyszedł Len.
- chyba powinniście porozmawiać.
- To nonsens przecież nie mamy o czym- zaprzeczył z obojętnością Len.
- jak to nie może o tym że jej nie ufasz?- Len wzdrygnął się.
- Jak to ja mam jej nie ufać, to ona nie ufa mi.
- że co...
- no widzicie już macie temat do rozmowy- powiedziała Anna znikając im z oczu. Len uśmiechnął się i odwrócił do Lili. Lili wcale nie była taka uśmiechnięta.
- Czemu nas śledziłeś- zapytała ze złym wyrazem tważy.
Len zdziwił się.
- no wiesz co? ja cię nie widziałem tyle czasu a ty masz tylko tyle do powiedzenia.- Powiedział Len z miną cwaniaka. Lili nie mieniła wyrazu twarzy.
- no dobrze- powiedział po chwili- chciałem się dowiedzieć czemu Irina się tak dziwnie zachowuje.
Lili otworzyły się szeroko oczy, dobrze wiedziała czemu ale jej obiecała że nie powie.
- Mówiłam już Annie że nie wiem. Len zbliżył się do Lili. Lili natomiast dosunęła się aż dotknęła ściany.
Len teraz był bardzo blisko. Podniósł rękę, Lili wyraz twarzy się nie zmienił. A on tylko delikatnie odgarnął włosy z jej twarzy. Jego twarz zmieniła się na zaniepokojenie.
- dobrze wiesz co się z nią dzieje.
- Ja... ja nie wiem.- wyjąkała Lili ze zdziwieniem w oczach.
- kłamiesz- krzyknął Len waląc ręką o ścienną skałę.- czemu mi nie ufasz?! dobrze wiem że ty wiesz. Lili uśmiechnęła się i zamknęła oczy. Po chwili je otworzyła.
- Racje wiem, ale nie mogę ci powiedzieć.
- czemu?
- bo jej obiecałam. Lili popatrzyła na niego spokojnym wyrazem twarzy. Len także się uspokoił. Lili położyła rękę na jego policzku. On drugą rękę położył na jej dłoni , a drugą na jej policzku. Przybliżyli się i pocałowali. Lecz Lili się odsunęła. Wyszła z jego ramion i odeszła kawałek. Len stał miejscu.
- Chodźmy już, pewnie na nas czekają. Len przytaknął i poszli do domu. W drodze do domu napotkali nie miłą niespodziankę....
CIĄG DALSZY JUTRO...
piątek, 27 września 2013
Ciąg dalczy...
Patrzyła na mnie i oczekiwał że będę błagała o litość, ale ja się nie dałam.
-Ni...nigdy... nie doczekasz... się...Eh tych- zaczęłam się podnosić- tych słów. Wtedy zobaczyłam tę złość w jego oczach,z niewiadomych przyczyn zaczął krwawić z głowy. Dotkną tego ręką , pewnie to była spóźniona reakcja po moich uderzeniach. Ona wziął swój miecz i przejechał min po mojej twarzy. Powtórnie padłam na kolana. Z mojej twarzy lała się krew, i spływała mi do buzi. Starałam się ją wypluwać, ale jej było za dużo. Ręką dotknęłam rany, była głęboka i piekielnie bolała. Z trudem wstałam, popatrzyłam na niego, i zaczęłam iść. Mijając go zostawiłam mu ślad mojej krwi na szacie. - tymi słowami Irina zakończyła swoją historię. Wszyscy byli zdziwieni, nikt by nie przypuszczał że Zik oszczędzi komuś życie.
- No ale chwile,- przerwał ciszę Joko- czemu Zik darował ci życie. Irina doskonale wiedziała o planach Zika, ale wolała ich nie ujawniać. Zastanowiła się chwilę.
- Nie mam pojęcia, może było mu żal takiej ładnej dziewczyny- powiedziała ze śmiechem. Jednak wszyscy zaczęli się zastanawiać. Może ma co do niej plany.
- A tam- powiedział Trey- było minęło, a najważniejsze że jesteś tutaj z nami. Nikt już nie miał zastrzeżeń i wszyscy wrócili do swoich zajęć. Jedynie Joko i Irina stali przed domem, a wiatr zaczołga groźnie wiać. Stali na przeciwko i patrzyli na siebie złowrogo.
- co się stało?- zapytała spokojnym i zastanawiającym głosem Irina. Joko jeszcze chwilę patrzył na nią.
- To nie było twoje pierwsze z nim spotkanie, prawda?- zapytał podejrzliwie Joko. Irina uśmiechnęła się i spuściła głowę.
- Naturalnie że nie- wyznała- ale nie powiesz przecież tego reszczcie. Joko nie rozumiał o co jej chodzi.
- A czemu miał bym nie mówić?
- bo jako jedyny mi nie ufasz. Pomyśl wszyscy mi ufają, tylko ty nie. Nie mam żadnych kontaktów z Zikiem, chcę tylko przywrócić Lili do życia. Czemu mi nie ufasz. Joko uśmiechną się.
- Bo ja znam takie osoby jak ty, takim się nie ufa.
- Ranisz mnie tak mówiąc- powiedziała ze smutkiem Irina. Joko zauważył ze naprawdę jej przykro.
- Widzisz wiele osób mi nie ufa przez tą bliznę, ale ja nie jestem zła, wręcz przeciwnie. Nie wiesz jak to jest jak starasz się zapomnieć o przeszłości..., ale za każdym razem jak patrzysz w lustro to powraca. To trudne mi zaufać, ale możliwe. Więc proszę daj mi szansę. Joko zastanowił się chwilę.
- Ok.- powiedział dziarsko. Irina popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Zapomnijmy o tym ze go spotkałaś ok? Irina przytaknęła głową.
- A teraz chodźmy do środka, robi się zimno. I weszli do domu. Choć po takiej wielkiej przemowie Joko nie do końca Jeszce jej ufał. W środku czekała na nich gorąca herbata. W pewnym momencie Anna wstała, dziwnym wzrokiem popatrzyła na Irinę. Ona wiedziała o co chodzi i kiwnęła głową.
- Posłuchajcie- zaczęła Annana bardzo poważnym głosem- dzisiaj w nocy wraz z Iriną znowu spróbujemy przywrócić Lili do życia. Jakoś nie było wielkiego poruszenia tej sprawy.
- no halo słyszeliście?, Len - Len lekko uniósł głowę z nad swojej herbaty.- słyszałeś co powiedziałam?
- Tak doskonale cię słyszałem, tyle że ja o tym wiem. Powiedział i zajął się herbatą.
Ale...jak to wiesz?, czy wy wszyscy wiecie? Chłopaki posłusznie kiwnęli głową.
- Znaczy wiemy że niedługo ją uwolnicie- zaczął Trey- ale nikt nie myślał że to stanie się aż tak szybko.
Anna popatrzyła na Irinę ze zdziwieniem a ona tylko bezradnie wzruszyła ramionami.
- ale jak to? od kogo?
- od Dziun- powiedzieli chórem jak na zawołanie. Anna ze złością popatrzyła na Dziun.
- Oj Anno- zaczęła się tłumaczyć- no bo wiesz byli tacy przybici że jakoś musiałam ich pocieszyć.
- Oni czy tylko Len?
- Eh...-spuściła głowę- tylko Len. Anna westchnęła ciężko.
- no dobrze nic się nie stało, ale za raz musimy się zbierać. Powiedziała spoglądając na Irinę.
- Dobrze to ja pójdę się przygotować. Gdy szła Trey zaczął grzebać coś w kieszeni. Po kryjomu wyciągnął z kieszeni bransoletkę, była śliczna, czarno, niebiesko biała. Miała zygzakowaty czarny wzór a kąty miała niebieskie. Robiąc ją pomyślał o Irinie. Chciał iść do niej i jej ją dać. Ale nie chciał wstawać i iść do niej przy wszystkich. Ale w końcu zebrała się na odwagę.
- Przepraszam was na chwilę- powiedział i wstał od stołu. Poszedł szybkim tempem na górę. Podszedł do jej drzwi i chciał zapukać gdy nagle
- musisz w końcu zdecydować- usłyszał znajomy głos
- tak wiem, ale daj mi jeszcze czas
- dostałaś go dużo całe trzy lata, plus te dwa od naszego ostatniego spotkania. I w tedy był już pewien że to był głos Zika. Nie wiedział co ma zrobić, czy pobiec na duł i wszystko wydać, czy zachować to dla siebie a potem pogadać o tym z nią. Postanowił zostać.
- więc jak? kiedy?
- już niebawem, obiecuję. Zik westchnął ciężko.
-No dobrze zgoda, ale to dlatego ze mam do ciebie słabość, powiedział i pocałował ją w policzek.
- do zobaczenie wkrótce. I wyskoczył przez okno. Irina stała przez chwilę przed oknem, gdy nagle ktoś zapukał do jej drzwi. Wszedł Trey.
- Hej Irino- powiedział z zaniepokojonym głosem. Irina bała się że coś słyszał ale nie chciała straszyć więc udawała jak by niby nigdy nic.
- tak o co chodzi? Zauważyła że Trey trzyma ręce za sobą.
- bo ja... proszę- i wyciągnął bransoletkę. Irina patrzyła na nią ze zdziwieniem i zachwytem jednocześnie.
- Jaka ona śliczna. powiedziała zupełnie szczerze. Trey chwycił delikatnie jej rękę.
- Mogę? Irina kiwnęła głową. On delikatnie zawiązał jej brązoletk. Popatrzył się jej w oczy.
- To jest bransoletka przyjaźni, daję ci ja ponieważ jesteś moją pierwszą prawdziwą przyjaciółką. Irinie jeszcze nikt( oprócz Lili) tak do niej nie powiedział. Łzy jej naleciały do oczu, i przytuliła Treya. On tylko się zarumienił i też ją objoł.
- dziękuję- wyszeptała. Po chwili przypomniała sobie że musi już iść.- to ja już będę szła. powiedziała i zostawiła go samego w pokoju. Zbiegła po schodach i już stałą koło Anny w dziwach. Trey jeszcze chwilę stał w pokoju Iriny. Po chwili jednak ocknął się i zbiegł na duł. Niestety dziewczyn już nie było, Dziun też nie było.
- A gdzie Dziun?- zapytał zgromadzone towarzystwo.
- poszła z Iriną i Anną bo pomyślała że Lili będzie głodna i niesie jej ciastka odpowiedział ponuro Len.
- a ty co taki ponury- zapytał Yoh- nie cieszysz się że Lili wraca?
- zgłupiałeś oczywiście że się ciesze. Tylko jestem zły ze nie pozwolili mi iść.
- Oj mały Leny ma focha!- zaśmiał się Joko. Len zerwał się i uderzył go w twarz.
- więcej masz tak nie mówić, jasne?!?!
- no pewnie, ale po co zaraz te nerwy?. W tym czasie Dziewczyny szły do Lili. Rozmawiały po drodze o tym jak może zareagować Len.
- Ja myślę ze nie będzie okazywać swoich emocji jak zwykle- powiedziała sucho Anna
- a ja myślę ze ucieszy się i to okarze, a ty co myślisz Irino? Ale Irina nie słuchała, tylko oglądała swoją brązoletkę.
- Irino? co się stało?- zapytała Dziun. Irina podniosła głowę.
- Eh... nic nic tylko zamyśliłam się.
- od kogo masz tą bransoletkę?- zapytała podejrzliwie Anna.
- o to? a nic taki drobiask do Treya. Powiedziała z uśmiechem. Zbliżały się już do Lili. Po chwili były już na miejscu, rozstawiły rzeczy i przywitały się z Lili.
- Witaj Lili- przywitała się Irina- gotowa?
- Jak nigdy.
-Więc zaczynajmy, Dziun proszę cię byś się trochę odsunęła. Li pai long czy mógłbyś nam pomóc.
- ależ oczywiście-powiedział - z chęciom.
- Proszę przenieś ciało Lili do tego kręgu korali. Zgodnie z prośbą Anny tak zrobił. Lili weszła do swojej lodowej postaci. Anna i Irina zaczęły. Były bardzo skupione. Powoli korale zaczęły się podnosić i świecić. Po pewnym czasie korale zaczęły świecić na biało. Oplątały bryłę w której była Lili i w pewnej chwili.... zgniotły ją. Kawałki lodu unosiły się w powietrzu i spadały. Korale przestały świecić i opadły na ziemię. Przed nimi stała Lili. Przynajmniej jeszcze chwilę bo po chwili upadła na ziemię. Podeszły do niej. Anna przyłożyła korale do jej głowy, one zaczęły się świecić a Lili otworzyła oczy. Anna uśmiechnęła się.
- Witaj z powrotem . Lili uśmiechęła się.W stała, zachwiała się, popatrzyła na swoje ręce. Irina rzuciła się na nią z uściskiem. Lili także ją przytuliła, potem Dziun i Annę. Następnie przypomniała sobie o bliźnie. Dotknęła jej ale czuła tylko tą starą bliznę którą zrobił jej Len. Ze zdziwieniem popatrzyła na Annę.
- czemu nie mam tej blizny którą Zik zrobił?
- nie wiem tego- odparła Anna- skąd ja mam to wiedzieć. A teraz chodźmy musimy trochę przejść żeby dotrzeć do domu. Lili uśmiechnęła się i zaczęła iść. Po drodze Dziun dawała jej ciastka bo była pewna że jest głodna. Gdy już były koło domu Lili stanęła w miejscu. Anna odwróciła się.
- co się stało? - zapytała Dziun.
- a co jeśli, Len już mnie nie kocha.- zapytałą zmartwiona Lili.
- Martwi mnie że mogłaś tak pomyśleć, bo ja nawet bym nie umiał - i przed nimi ukazał się Len.- no pomyśl czy mógłbym przestać się kochać? Lili podbiegła do niego i przytuliła go. Była bardzo szczęśliwa. Że w końcu mogła z nim być.
- macie zamiar tak stać czy pójdziemy w końcu do środka- zapytała Anna. Oni nie odpowiedzieli tylko ruszyli przed siebie. Gdy wrócili do domu wszyscy powitali Lili. I całą no opowiadali jej co się działo przez czas jak jej nie było.
KONIEC.
-Ni...nigdy... nie doczekasz... się...Eh tych- zaczęłam się podnosić- tych słów. Wtedy zobaczyłam tę złość w jego oczach,z niewiadomych przyczyn zaczął krwawić z głowy. Dotkną tego ręką , pewnie to była spóźniona reakcja po moich uderzeniach. Ona wziął swój miecz i przejechał min po mojej twarzy. Powtórnie padłam na kolana. Z mojej twarzy lała się krew, i spływała mi do buzi. Starałam się ją wypluwać, ale jej było za dużo. Ręką dotknęłam rany, była głęboka i piekielnie bolała. Z trudem wstałam, popatrzyłam na niego, i zaczęłam iść. Mijając go zostawiłam mu ślad mojej krwi na szacie. - tymi słowami Irina zakończyła swoją historię. Wszyscy byli zdziwieni, nikt by nie przypuszczał że Zik oszczędzi komuś życie.
- No ale chwile,- przerwał ciszę Joko- czemu Zik darował ci życie. Irina doskonale wiedziała o planach Zika, ale wolała ich nie ujawniać. Zastanowiła się chwilę.
- Nie mam pojęcia, może było mu żal takiej ładnej dziewczyny- powiedziała ze śmiechem. Jednak wszyscy zaczęli się zastanawiać. Może ma co do niej plany.
- A tam- powiedział Trey- było minęło, a najważniejsze że jesteś tutaj z nami. Nikt już nie miał zastrzeżeń i wszyscy wrócili do swoich zajęć. Jedynie Joko i Irina stali przed domem, a wiatr zaczołga groźnie wiać. Stali na przeciwko i patrzyli na siebie złowrogo.
- co się stało?- zapytała spokojnym i zastanawiającym głosem Irina. Joko jeszcze chwilę patrzył na nią.
- To nie było twoje pierwsze z nim spotkanie, prawda?- zapytał podejrzliwie Joko. Irina uśmiechnęła się i spuściła głowę.
- Naturalnie że nie- wyznała- ale nie powiesz przecież tego reszczcie. Joko nie rozumiał o co jej chodzi.
- A czemu miał bym nie mówić?
- bo jako jedyny mi nie ufasz. Pomyśl wszyscy mi ufają, tylko ty nie. Nie mam żadnych kontaktów z Zikiem, chcę tylko przywrócić Lili do życia. Czemu mi nie ufasz. Joko uśmiechną się.
- Bo ja znam takie osoby jak ty, takim się nie ufa.
- Ranisz mnie tak mówiąc- powiedziała ze smutkiem Irina. Joko zauważył ze naprawdę jej przykro.
- Widzisz wiele osób mi nie ufa przez tą bliznę, ale ja nie jestem zła, wręcz przeciwnie. Nie wiesz jak to jest jak starasz się zapomnieć o przeszłości..., ale za każdym razem jak patrzysz w lustro to powraca. To trudne mi zaufać, ale możliwe. Więc proszę daj mi szansę. Joko zastanowił się chwilę.
- Ok.- powiedział dziarsko. Irina popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Zapomnijmy o tym ze go spotkałaś ok? Irina przytaknęła głową.
- A teraz chodźmy do środka, robi się zimno. I weszli do domu. Choć po takiej wielkiej przemowie Joko nie do końca Jeszce jej ufał. W środku czekała na nich gorąca herbata. W pewnym momencie Anna wstała, dziwnym wzrokiem popatrzyła na Irinę. Ona wiedziała o co chodzi i kiwnęła głową.
- Posłuchajcie- zaczęła Annana bardzo poważnym głosem- dzisiaj w nocy wraz z Iriną znowu spróbujemy przywrócić Lili do życia. Jakoś nie było wielkiego poruszenia tej sprawy.
- no halo słyszeliście?, Len - Len lekko uniósł głowę z nad swojej herbaty.- słyszałeś co powiedziałam?
- Tak doskonale cię słyszałem, tyle że ja o tym wiem. Powiedział i zajął się herbatą.
Ale...jak to wiesz?, czy wy wszyscy wiecie? Chłopaki posłusznie kiwnęli głową.
- Znaczy wiemy że niedługo ją uwolnicie- zaczął Trey- ale nikt nie myślał że to stanie się aż tak szybko.
Anna popatrzyła na Irinę ze zdziwieniem a ona tylko bezradnie wzruszyła ramionami.
- ale jak to? od kogo?
- od Dziun- powiedzieli chórem jak na zawołanie. Anna ze złością popatrzyła na Dziun.
- Oj Anno- zaczęła się tłumaczyć- no bo wiesz byli tacy przybici że jakoś musiałam ich pocieszyć.
- Oni czy tylko Len?
- Eh...-spuściła głowę- tylko Len. Anna westchnęła ciężko.
- no dobrze nic się nie stało, ale za raz musimy się zbierać. Powiedziała spoglądając na Irinę.
- Dobrze to ja pójdę się przygotować. Gdy szła Trey zaczął grzebać coś w kieszeni. Po kryjomu wyciągnął z kieszeni bransoletkę, była śliczna, czarno, niebiesko biała. Miała zygzakowaty czarny wzór a kąty miała niebieskie. Robiąc ją pomyślał o Irinie. Chciał iść do niej i jej ją dać. Ale nie chciał wstawać i iść do niej przy wszystkich. Ale w końcu zebrała się na odwagę.
- Przepraszam was na chwilę- powiedział i wstał od stołu. Poszedł szybkim tempem na górę. Podszedł do jej drzwi i chciał zapukać gdy nagle
- musisz w końcu zdecydować- usłyszał znajomy głos
- tak wiem, ale daj mi jeszcze czas
- dostałaś go dużo całe trzy lata, plus te dwa od naszego ostatniego spotkania. I w tedy był już pewien że to był głos Zika. Nie wiedział co ma zrobić, czy pobiec na duł i wszystko wydać, czy zachować to dla siebie a potem pogadać o tym z nią. Postanowił zostać.
- więc jak? kiedy?
- już niebawem, obiecuję. Zik westchnął ciężko.
-No dobrze zgoda, ale to dlatego ze mam do ciebie słabość, powiedział i pocałował ją w policzek.
- do zobaczenie wkrótce. I wyskoczył przez okno. Irina stała przez chwilę przed oknem, gdy nagle ktoś zapukał do jej drzwi. Wszedł Trey.
- Hej Irino- powiedział z zaniepokojonym głosem. Irina bała się że coś słyszał ale nie chciała straszyć więc udawała jak by niby nigdy nic.
- tak o co chodzi? Zauważyła że Trey trzyma ręce za sobą.
- bo ja... proszę- i wyciągnął bransoletkę. Irina patrzyła na nią ze zdziwieniem i zachwytem jednocześnie.
- Jaka ona śliczna. powiedziała zupełnie szczerze. Trey chwycił delikatnie jej rękę.
- Mogę? Irina kiwnęła głową. On delikatnie zawiązał jej brązoletk. Popatrzył się jej w oczy.
- To jest bransoletka przyjaźni, daję ci ja ponieważ jesteś moją pierwszą prawdziwą przyjaciółką. Irinie jeszcze nikt( oprócz Lili) tak do niej nie powiedział. Łzy jej naleciały do oczu, i przytuliła Treya. On tylko się zarumienił i też ją objoł.
- dziękuję- wyszeptała. Po chwili przypomniała sobie że musi już iść.- to ja już będę szła. powiedziała i zostawiła go samego w pokoju. Zbiegła po schodach i już stałą koło Anny w dziwach. Trey jeszcze chwilę stał w pokoju Iriny. Po chwili jednak ocknął się i zbiegł na duł. Niestety dziewczyn już nie było, Dziun też nie było.
- A gdzie Dziun?- zapytał zgromadzone towarzystwo.
- poszła z Iriną i Anną bo pomyślała że Lili będzie głodna i niesie jej ciastka odpowiedział ponuro Len.
- a ty co taki ponury- zapytał Yoh- nie cieszysz się że Lili wraca?
- zgłupiałeś oczywiście że się ciesze. Tylko jestem zły ze nie pozwolili mi iść.
- Oj mały Leny ma focha!- zaśmiał się Joko. Len zerwał się i uderzył go w twarz.
- więcej masz tak nie mówić, jasne?!?!
- no pewnie, ale po co zaraz te nerwy?. W tym czasie Dziewczyny szły do Lili. Rozmawiały po drodze o tym jak może zareagować Len.
- Ja myślę ze nie będzie okazywać swoich emocji jak zwykle- powiedziała sucho Anna
- a ja myślę ze ucieszy się i to okarze, a ty co myślisz Irino? Ale Irina nie słuchała, tylko oglądała swoją brązoletkę.
- Irino? co się stało?- zapytała Dziun. Irina podniosła głowę.
- Eh... nic nic tylko zamyśliłam się.
- od kogo masz tą bransoletkę?- zapytała podejrzliwie Anna.
- o to? a nic taki drobiask do Treya. Powiedziała z uśmiechem. Zbliżały się już do Lili. Po chwili były już na miejscu, rozstawiły rzeczy i przywitały się z Lili.
- Witaj Lili- przywitała się Irina- gotowa?
- Jak nigdy.
-Więc zaczynajmy, Dziun proszę cię byś się trochę odsunęła. Li pai long czy mógłbyś nam pomóc.
- ależ oczywiście-powiedział - z chęciom.
- Proszę przenieś ciało Lili do tego kręgu korali. Zgodnie z prośbą Anny tak zrobił. Lili weszła do swojej lodowej postaci. Anna i Irina zaczęły. Były bardzo skupione. Powoli korale zaczęły się podnosić i świecić. Po pewnym czasie korale zaczęły świecić na biało. Oplątały bryłę w której była Lili i w pewnej chwili.... zgniotły ją. Kawałki lodu unosiły się w powietrzu i spadały. Korale przestały świecić i opadły na ziemię. Przed nimi stała Lili. Przynajmniej jeszcze chwilę bo po chwili upadła na ziemię. Podeszły do niej. Anna przyłożyła korale do jej głowy, one zaczęły się świecić a Lili otworzyła oczy. Anna uśmiechnęła się.
- Witaj z powrotem . Lili uśmiechęła się.W stała, zachwiała się, popatrzyła na swoje ręce. Irina rzuciła się na nią z uściskiem. Lili także ją przytuliła, potem Dziun i Annę. Następnie przypomniała sobie o bliźnie. Dotknęła jej ale czuła tylko tą starą bliznę którą zrobił jej Len. Ze zdziwieniem popatrzyła na Annę.
- czemu nie mam tej blizny którą Zik zrobił?
- nie wiem tego- odparła Anna- skąd ja mam to wiedzieć. A teraz chodźmy musimy trochę przejść żeby dotrzeć do domu. Lili uśmiechnęła się i zaczęła iść. Po drodze Dziun dawała jej ciastka bo była pewna że jest głodna. Gdy już były koło domu Lili stanęła w miejscu. Anna odwróciła się.
- co się stało? - zapytała Dziun.
- a co jeśli, Len już mnie nie kocha.- zapytałą zmartwiona Lili.
- Martwi mnie że mogłaś tak pomyśleć, bo ja nawet bym nie umiał - i przed nimi ukazał się Len.- no pomyśl czy mógłbym przestać się kochać? Lili podbiegła do niego i przytuliła go. Była bardzo szczęśliwa. Że w końcu mogła z nim być.
- macie zamiar tak stać czy pójdziemy w końcu do środka- zapytała Anna. Oni nie odpowiedzieli tylko ruszyli przed siebie. Gdy wrócili do domu wszyscy powitali Lili. I całą no opowiadali jej co się działo przez czas jak jej nie było.
KONIEC.
czwartek, 26 września 2013
Rozdział 7
Dzień zapowiadał się obiecująco, wszyscy dostali wiadomości z kim i kiedy walczą. Nikt nie walczył z kimś znajomym, tylko Yoh walczył z Lysergiem. Wszyscy zeszli na duł na śniadanie, tylko Trey został chwilę dłużej, myślał ze Irina ciągle śpi i chciał ją obudzić. Bo Ona nie należała do rannych ptaszków. Lekko zapukał do jej drzwi. Uchyli je.
- Irino- wyszeptał- śpisss... i zobaczył puste łóżko. Wszedł do pokoju. Niby wszystko było na miejscu, łóżko było pościelone, jej różdżka była, ale jej samej nie było. Zaczął chodzić po pokoju i doszedł do okna. Na zewnątrz Anna i Irina ćwiczyły moce Iriny. W pewnym momencie Anna zauważyła go wpatrującego się w nie.
- Hej Irino- przerwała na chwile- czy to okno nie jest twoje. Powiedziała wskazując na jej okno.
- Faktycznie, ale cooo... i zauważyła w nim Teya. On zaś po chwili dopiero, zważył przeszywający go wzrok Anny, i zdziwiony wzrok Iriny pytający : co ty robisz u mnie w pokoju?. On tylko głupkowato się uśmiechnął i powoli wycofał się. Szedł na dół gdzie już czekało śniadanie które przygotowała Dziun. Wszytko wyglądało pysznie, i takie też było. Dziun była zadowolona że wszyscy się zajadali, tylko jej brat jakoś nie miał apetytu. Myślał o Lili ,a Dziun dobrze o tym wiedziała. Zastanowiła się chwilę i przypomniała sobie rozmowę Iriny i Anny, na temat Lili.
- Wiecie co?- powiedziała z uśmiechem- Niedługo Lili do nas wróci. Wszyscy przestali jeść i czekali na to co ona jeszcze powie, a najbardziej Len.
- Ale co ty mówisz?- zapytał z pełnymi ustami Yoh.
- Tak no bo widzicie, dzisiaj podsłuchałam rozmowę Iriny z Anną i mówiły że Irina jest już dość silna że może już nie długo będą w stanie przywrócić ją do nas. Lena ucieszyła ta wiadomość.Choć nie okazywał tego tylko lekko się uśmiechnął, i zaczął jeść. Dziun była szczęśliwa że mogła pomóc. W ty czasie Medium ćwiczyły kontrolę swojej mocy na koralach. Anna była szczęśliwa że czegoś ją nauczyła. Irina była bardzo skupiona, jej czarne korale zaczęły świecić i robić się białe. Zaczęły też unosić się do góry co oznaczało wysokie skupienie mocy.
- dobrze, świrnie ci odzie, nie przestawaj- chwaliła ją Anna która pokładała w niej wielkie nadzieje. Irina była na maksimum mocy i była maksymalnie skupiona, ale zawsze coś musi póść nie tak jak trzeba. W pewnym momencie w głowie Iriny zabrzmiał Zik.
- Już nie długo..., będziesz moja..., nie mogę.... się ....doczekać... Jej korale zaczęły drżeć i zrobiło się nie bezpiecznie. Zerwał się potężny wiatr, i zadciągały bużowe chmóry.
- IRINO!!!- krzyknęła Anna- Irino - ale Irina nie słuchała bo była zbyt przejęta głosem Zika w jej głowie. A wiatr robił się się coraz silniejszy, i nad ciągała burza.
- IRINO!!!!- z całej siły krzyknęła Anna i Irina dopiero się ocknęła. Burza ustała, a niebo znowu było bez chmurne. Wszyscy domownicy wybiegli przed dom by zobaczyć co się stało. Iriona miała strach w oczas.
- Co ci się stało !?!?- krzyknęła zał Anna- czy ty chciałaś nas zabić? takiej mocy nie można lekceważyć. O czym ty myślałaś?! Irina nie wiedziała co ma odpowiedzieć, stała przestraszona bez ruchu. Spóściła głowę i powiedział.
-Przed oczami stanęło mi to, jak doszło do mojej blizny. I w tedy Anna ucichła. Zrobiło jej się przykro, bo wiedziała że ona jest bardzo delikatna na ten temat.
- No a jak właściwie została zrobiona ci ta blizna?- zapytał z zaciekawienie Joko. W tedy wszyscy spojżeli na niego morderczym wzrokiem.
- Ja..., eh... faktycznie nie mówiłam wam, jak do niej doszło. Jak chcecie mogę wam opowiedzieć. Wszyscy kiwnęli głową bo już od dawna byli ciekawi jak do niej doszło.
- Więc to stało się dwa lata temu.- Powiedziała dotykając blizny- pamiętam to jak by to było wczoraj. W tedy pierwszy raz spotkałam się z Zikiem( co jest nie prawdą, ale bała się powiedzieć całej prawdy). Zik namawiał mnie żebym do niego dołączyła, ale ja odmawiałam. Więc powiedział że jeśli nie dołączę do niego to będzie musiał mnie zabić. Wtedy nie miałam jakiegoś specjalnego wyjścia. Postanowiłam walczyć o własne życie. On widząc że mieniam swoją czarną różdżkę w miecz, też wziął miecz, znikąd tak porostu się pojawił. Walka była zacięta. On najwidoczniej dobrze się bawił, a ja próbowałam nie zginąć. W pewnym momencie już słaba, została uderzona w brzuch. Padłam na ziemię a z ust plułam krwią.Leżałam u jego stup. Patrzył na mnie i oczekiwał że zacznę błagać o litość leż ja mu się nie dałam...
CIĄG DALSZY JURTO...
- Irino- wyszeptał- śpisss... i zobaczył puste łóżko. Wszedł do pokoju. Niby wszystko było na miejscu, łóżko było pościelone, jej różdżka była, ale jej samej nie było. Zaczął chodzić po pokoju i doszedł do okna. Na zewnątrz Anna i Irina ćwiczyły moce Iriny. W pewnym momencie Anna zauważyła go wpatrującego się w nie.
- Hej Irino- przerwała na chwile- czy to okno nie jest twoje. Powiedziała wskazując na jej okno.
- Faktycznie, ale cooo... i zauważyła w nim Teya. On zaś po chwili dopiero, zważył przeszywający go wzrok Anny, i zdziwiony wzrok Iriny pytający : co ty robisz u mnie w pokoju?. On tylko głupkowato się uśmiechnął i powoli wycofał się. Szedł na dół gdzie już czekało śniadanie które przygotowała Dziun. Wszytko wyglądało pysznie, i takie też było. Dziun była zadowolona że wszyscy się zajadali, tylko jej brat jakoś nie miał apetytu. Myślał o Lili ,a Dziun dobrze o tym wiedziała. Zastanowiła się chwilę i przypomniała sobie rozmowę Iriny i Anny, na temat Lili.
- Wiecie co?- powiedziała z uśmiechem- Niedługo Lili do nas wróci. Wszyscy przestali jeść i czekali na to co ona jeszcze powie, a najbardziej Len.
- Ale co ty mówisz?- zapytał z pełnymi ustami Yoh.
- Tak no bo widzicie, dzisiaj podsłuchałam rozmowę Iriny z Anną i mówiły że Irina jest już dość silna że może już nie długo będą w stanie przywrócić ją do nas. Lena ucieszyła ta wiadomość.Choć nie okazywał tego tylko lekko się uśmiechnął, i zaczął jeść. Dziun była szczęśliwa że mogła pomóc. W ty czasie Medium ćwiczyły kontrolę swojej mocy na koralach. Anna była szczęśliwa że czegoś ją nauczyła. Irina była bardzo skupiona, jej czarne korale zaczęły świecić i robić się białe. Zaczęły też unosić się do góry co oznaczało wysokie skupienie mocy.
- dobrze, świrnie ci odzie, nie przestawaj- chwaliła ją Anna która pokładała w niej wielkie nadzieje. Irina była na maksimum mocy i była maksymalnie skupiona, ale zawsze coś musi póść nie tak jak trzeba. W pewnym momencie w głowie Iriny zabrzmiał Zik.
- Już nie długo..., będziesz moja..., nie mogę.... się ....doczekać... Jej korale zaczęły drżeć i zrobiło się nie bezpiecznie. Zerwał się potężny wiatr, i zadciągały bużowe chmóry.
- IRINO!!!- krzyknęła Anna- Irino - ale Irina nie słuchała bo była zbyt przejęta głosem Zika w jej głowie. A wiatr robił się się coraz silniejszy, i nad ciągała burza.
- IRINO!!!!- z całej siły krzyknęła Anna i Irina dopiero się ocknęła. Burza ustała, a niebo znowu było bez chmurne. Wszyscy domownicy wybiegli przed dom by zobaczyć co się stało. Iriona miała strach w oczas.
- Co ci się stało !?!?- krzyknęła zał Anna- czy ty chciałaś nas zabić? takiej mocy nie można lekceważyć. O czym ty myślałaś?! Irina nie wiedziała co ma odpowiedzieć, stała przestraszona bez ruchu. Spóściła głowę i powiedział.
-Przed oczami stanęło mi to, jak doszło do mojej blizny. I w tedy Anna ucichła. Zrobiło jej się przykro, bo wiedziała że ona jest bardzo delikatna na ten temat.
- No a jak właściwie została zrobiona ci ta blizna?- zapytał z zaciekawienie Joko. W tedy wszyscy spojżeli na niego morderczym wzrokiem.
- Ja..., eh... faktycznie nie mówiłam wam, jak do niej doszło. Jak chcecie mogę wam opowiedzieć. Wszyscy kiwnęli głową bo już od dawna byli ciekawi jak do niej doszło.
- Więc to stało się dwa lata temu.- Powiedziała dotykając blizny- pamiętam to jak by to było wczoraj. W tedy pierwszy raz spotkałam się z Zikiem( co jest nie prawdą, ale bała się powiedzieć całej prawdy). Zik namawiał mnie żebym do niego dołączyła, ale ja odmawiałam. Więc powiedział że jeśli nie dołączę do niego to będzie musiał mnie zabić. Wtedy nie miałam jakiegoś specjalnego wyjścia. Postanowiłam walczyć o własne życie. On widząc że mieniam swoją czarną różdżkę w miecz, też wziął miecz, znikąd tak porostu się pojawił. Walka była zacięta. On najwidoczniej dobrze się bawił, a ja próbowałam nie zginąć. W pewnym momencie już słaba, została uderzona w brzuch. Padłam na ziemię a z ust plułam krwią.Leżałam u jego stup. Patrzył na mnie i oczekiwał że zacznę błagać o litość leż ja mu się nie dałam...
CIĄG DALSZY JURTO...
środa, 25 września 2013
Rozdział 6
Nie da się określić w żaden sposób radości Lou oraz tego jak bardzo denerwował Lena po drodze do Lili.
Lou ciągle gadał, skakał i mruczał z radości, wchodził Lenowi na głowę i plecy i plątał się pod nogami jak prawdziwy kot. Len tylko zgrzytał zębami ale wytrzymywał to, przynajmniej próbował. Byli już blisko Lili, zniecierpliwiony tygrysowaty ciągle gadał, bez końca. W końcu jak Lou wszedł mu w ramiona Leny go puścił a ,, kot" upadł na ziemię i miałknoł biednie. Len nie odzywał się tylko stał z założonymi rękami.
- No co ty robisz?- zapytał zdenerwowany Lou- Czemu nie idziemy?
- No bo już jesteśmy - powiedział patrząc na lekki skrawek zamrożonej Lili przed nimi.
- O jej!- powiedział Lou i w mgnieniu oka pojawił suię koło lodu. Patrzył na niego takim apetycznym wzrokiem, pewnie dlatego ze w skrawku słońca tak ładnie błyszczał. Lou go dotknął, otworzył buzię, wystawił język i ...
- Co ty wyprawiasz?!?!- powiedział Len z nie dowieżeniem- jeśli dotkniesz tego językiem to on ci zamarznie do tego.
- Nie zamarznie, pamiętasz ja jestem starszy więc ja wiem lepiej- powiedział i o miały włos a dotknął by tyle że otworzył oczy i zobaczył ciało. Natychmiast podskoczył do góry jak sprężyna i zniknął z widzenia Lenemu. On tylko się zaśmiał.
- Witaj Len- powiedziała Lili stojąca za nim- co cię tu sprowadza?
- Witaj Lili- powiedział podchodząc do niej- wyglądsz pięknie zresztą jak zawsze.
- co się stało jesteś cały podrapany ... i tu nagle z drzewa spadł Lou. Przez chwilę leżał na ziemi.
- Właśnie nie zgadniesz kogo dziś znalazłem- powiedział pokazując na Lou. Lili popatrzyła na niego ze zdziwieniem ale dopiero gdy wstał zobaczyła znajomą twarz. Jej zielone oczy błyszczały z niedowierzenia. Lou wstał i podszedł do niej.
- Witaj Lili- powiedział spokojnym głosem. Lili przez jakiś czas jeszcze stała bez ruchu, nie mogła uwierzyć że jej starszy zaginiony brat właśnie stoi przed nią.
- Lou! To ty? Jesteś Kotem!- powiedziała po chwili ze znużeniem w głosie. Lou przewrócił oczmi.
- Mówisz tak jak on- i wskazał na Len- pół tygrysem.
- Ale jak to się stało?, co się z tobą działo przez ten czas?, czemu zniknąłeś?
- No więc to by... i nagle zza krzaków wyszedł Yoh, Trey, Morty, Joko, Anna, Dziun, Faust i Irina.
- No hej towarzystwo- Powiedział radośnie Trey
- Pomyśleliśmy ze po walce Len na pewno tu przyjdzie- powiedziała Irina- ale nie myśleliśmy o koto podobnym czymś.- Powiedział Yoh patrząc na Lou.
- Lou, czy to ty?- zapytała z niedowieżeniem w głosie Irina.
- Zaraz to ty go znasz?- Zapytał ze zdziwieniem Morty.
- Tak to brat Iriny
- CO?!- krzyknęli wszyscy jednym chórem, tylko Anne jakoś to nie dziwiło.
-Ale jak to się stało- Zapytała zmartwiony Morty.
- Zapewne jakieś mutacje i zmiany genetyczne- zakładał Faust.
- Chodźcie to wam opowiem- powiedział z uśmiechem. Nikt się nie sprzeciwial więc wszyscy podeszli bliżej i usiedli by go wysłuchać.
- Więc jakoś pięć alt temu jak miałem dwanaście lat, zostałem porwany z własnego domu. Pewnej zimowej nocy obudziły mnie dziwne dźwięki dobiegające z dołu mojego domu. Poszedłem więc to sprawdzić. Gdy schodziłem na duł ktoś złapał mnie od tyłu za szyję i próbował udusić. Ja kopnąłem go w brzuch, a potem jak leżał w twarz. Ze strachem zacząłem biec na górę ale o coś się potknąłem i ktoś złapał mnie od tyłu, zszedł ze mną ze schodów a druga postać założyła mi worek na głowę.Zabrali mnie z domu i wsadzili do jakiejś chyba furgonetki. Było zimno a ja miałem na sobie tylko piżamę i buty. Po drodze słyszałem tylko jak o czymś rozmawiali i dźwięk silnika. Po jakimś czasie zdjął mi go z głowy. Byłem w bardzo oświetlonej białej sali, a ludzie tam mieli białe ubrania. Byłem przywiązany do jakiegoś stołu operacyjnego. Następnie zaczęli mnie nakłuwać igłami, w ręce, nogi, brzuch i głowę. To masakrycznie bolało.W pewnym momencie mieli dość moich krzyków i zawiązali mi usta. Jak wbijali mi ostatnią igłę w głowę nie wytrzymałem z bólu i zemdlałam. Ocucili mnie a igły nadal tkwiły w moim ciele. Jedne sączyły ze mnie krew ,a inne wlewały coś do mnie, pamiętam ze te substancje miały kolor biały, żółty i zielony. Wtedy zacząłem się powoli zmieniać. Prez jakiś okres czasu byłem tak, ale tylko raz doświadczyłem takiego bólu. Potem byli dla mnie milsi. Co mnie zdziwiło. Następnie słyszałem coś o jakimś eksperymencie który nie wyszedł i muszą się go pozbyć, to chodziło o mnie. Ale ja w nicy ociekłem. Gdy spałem chcieli mnie uśpić, ale ja nie spałem. W tedy gdy człowiek zbliżył się do mnie z tym i wycelował w rękę, aj się zerwałem. Za czołem z nim walczyć i w tedy całkiem się zmieniłem. Urosłem, zmieniłem kolor, wyrosły mi pazury, ogon, zęby i wielka siła. Zamiast on mnie, ja go uśpiłem. Za te wszystkie rzeczy które mi wyrządził. Lecz przyszło więcej ludzi więc nie miałem wyjścia i skoczyłem przez okno. Za czołem biec i w tedy doznałem forioku i dostałem super szybkości.W tym laboratorium byłem jakieś dwa- trzy lata. Potem włóczyłem się po świecie by znaleźć Lili. Ale nie miałem jakoś nikogo do pomocy i błąkałem się tu i tam. Potem usłyszałem że powraca turniej szamanów więc miałem nadzieję ze Lili też weźmie udział by ją znaleźć. Ale zamiast jej spotkałem Lena. I tak znalazłem się tu. Tym zakończył swoją wypowiedz. Wszyscy zaczeli płakać ze wzruszenia ile cierpiał, i z tego ze mu współczuli.
- Oj ty biedaku- powiedział zapłakany Trey rzucając mu się na szyję- ile przeszedłeś, jesteś taki dzielny. Lou odrzucał go na ziemię. Ale zaciekawiła go Anna tylko ona nie płakała.
- Bardzo ci współczujemy z tego powodu
- oj bardzo- dodał Try
- ale musimy już iść, chcesz iść z nami? zapytała obojętnie Anna. Lou popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- Nie nie będę wam przeszkadzać, a w ogóle to ja też muszę już iść. I wskoczył na drzewo.
- A i Lili, dobrz było znów cię widzieć, Len dbaj o nią.
- O to się nie martw.
- Mam nadzieję że nie muszę powiedział i skoczył na następne drzewo. Wszyscy zaczęli iść w stronę domu. Tylko Len odwrócił się i pomachał Lili na do widzenia.
KONIEC.
Lou ciągle gadał, skakał i mruczał z radości, wchodził Lenowi na głowę i plecy i plątał się pod nogami jak prawdziwy kot. Len tylko zgrzytał zębami ale wytrzymywał to, przynajmniej próbował. Byli już blisko Lili, zniecierpliwiony tygrysowaty ciągle gadał, bez końca. W końcu jak Lou wszedł mu w ramiona Leny go puścił a ,, kot" upadł na ziemię i miałknoł biednie. Len nie odzywał się tylko stał z założonymi rękami.
- No co ty robisz?- zapytał zdenerwowany Lou- Czemu nie idziemy?
- No bo już jesteśmy - powiedział patrząc na lekki skrawek zamrożonej Lili przed nimi.
- O jej!- powiedział Lou i w mgnieniu oka pojawił suię koło lodu. Patrzył na niego takim apetycznym wzrokiem, pewnie dlatego ze w skrawku słońca tak ładnie błyszczał. Lou go dotknął, otworzył buzię, wystawił język i ...
- Co ty wyprawiasz?!?!- powiedział Len z nie dowieżeniem- jeśli dotkniesz tego językiem to on ci zamarznie do tego.
- Nie zamarznie, pamiętasz ja jestem starszy więc ja wiem lepiej- powiedział i o miały włos a dotknął by tyle że otworzył oczy i zobaczył ciało. Natychmiast podskoczył do góry jak sprężyna i zniknął z widzenia Lenemu. On tylko się zaśmiał.
- Witaj Len- powiedziała Lili stojąca za nim- co cię tu sprowadza?
- Witaj Lili- powiedział podchodząc do niej- wyglądsz pięknie zresztą jak zawsze.
- co się stało jesteś cały podrapany ... i tu nagle z drzewa spadł Lou. Przez chwilę leżał na ziemi.
- Właśnie nie zgadniesz kogo dziś znalazłem- powiedział pokazując na Lou. Lili popatrzyła na niego ze zdziwieniem ale dopiero gdy wstał zobaczyła znajomą twarz. Jej zielone oczy błyszczały z niedowierzenia. Lou wstał i podszedł do niej.
- Witaj Lili- powiedział spokojnym głosem. Lili przez jakiś czas jeszcze stała bez ruchu, nie mogła uwierzyć że jej starszy zaginiony brat właśnie stoi przed nią.
- Lou! To ty? Jesteś Kotem!- powiedziała po chwili ze znużeniem w głosie. Lou przewrócił oczmi.
- Mówisz tak jak on- i wskazał na Len- pół tygrysem.
- Ale jak to się stało?, co się z tobą działo przez ten czas?, czemu zniknąłeś?
- No więc to by... i nagle zza krzaków wyszedł Yoh, Trey, Morty, Joko, Anna, Dziun, Faust i Irina.
- No hej towarzystwo- Powiedział radośnie Trey
- Pomyśleliśmy ze po walce Len na pewno tu przyjdzie- powiedziała Irina- ale nie myśleliśmy o koto podobnym czymś.- Powiedział Yoh patrząc na Lou.
- Lou, czy to ty?- zapytała z niedowieżeniem w głosie Irina.
- Zaraz to ty go znasz?- Zapytał ze zdziwieniem Morty.
- Tak to brat Iriny
- CO?!- krzyknęli wszyscy jednym chórem, tylko Anne jakoś to nie dziwiło.
-Ale jak to się stało- Zapytała zmartwiony Morty.
- Zapewne jakieś mutacje i zmiany genetyczne- zakładał Faust.
- Chodźcie to wam opowiem- powiedział z uśmiechem. Nikt się nie sprzeciwial więc wszyscy podeszli bliżej i usiedli by go wysłuchać.
- Więc jakoś pięć alt temu jak miałem dwanaście lat, zostałem porwany z własnego domu. Pewnej zimowej nocy obudziły mnie dziwne dźwięki dobiegające z dołu mojego domu. Poszedłem więc to sprawdzić. Gdy schodziłem na duł ktoś złapał mnie od tyłu za szyję i próbował udusić. Ja kopnąłem go w brzuch, a potem jak leżał w twarz. Ze strachem zacząłem biec na górę ale o coś się potknąłem i ktoś złapał mnie od tyłu, zszedł ze mną ze schodów a druga postać założyła mi worek na głowę.Zabrali mnie z domu i wsadzili do jakiejś chyba furgonetki. Było zimno a ja miałem na sobie tylko piżamę i buty. Po drodze słyszałem tylko jak o czymś rozmawiali i dźwięk silnika. Po jakimś czasie zdjął mi go z głowy. Byłem w bardzo oświetlonej białej sali, a ludzie tam mieli białe ubrania. Byłem przywiązany do jakiegoś stołu operacyjnego. Następnie zaczęli mnie nakłuwać igłami, w ręce, nogi, brzuch i głowę. To masakrycznie bolało.W pewnym momencie mieli dość moich krzyków i zawiązali mi usta. Jak wbijali mi ostatnią igłę w głowę nie wytrzymałem z bólu i zemdlałam. Ocucili mnie a igły nadal tkwiły w moim ciele. Jedne sączyły ze mnie krew ,a inne wlewały coś do mnie, pamiętam ze te substancje miały kolor biały, żółty i zielony. Wtedy zacząłem się powoli zmieniać. Prez jakiś okres czasu byłem tak, ale tylko raz doświadczyłem takiego bólu. Potem byli dla mnie milsi. Co mnie zdziwiło. Następnie słyszałem coś o jakimś eksperymencie który nie wyszedł i muszą się go pozbyć, to chodziło o mnie. Ale ja w nicy ociekłem. Gdy spałem chcieli mnie uśpić, ale ja nie spałem. W tedy gdy człowiek zbliżył się do mnie z tym i wycelował w rękę, aj się zerwałem. Za czołem z nim walczyć i w tedy całkiem się zmieniłem. Urosłem, zmieniłem kolor, wyrosły mi pazury, ogon, zęby i wielka siła. Zamiast on mnie, ja go uśpiłem. Za te wszystkie rzeczy które mi wyrządził. Lecz przyszło więcej ludzi więc nie miałem wyjścia i skoczyłem przez okno. Za czołem biec i w tedy doznałem forioku i dostałem super szybkości.W tym laboratorium byłem jakieś dwa- trzy lata. Potem włóczyłem się po świecie by znaleźć Lili. Ale nie miałem jakoś nikogo do pomocy i błąkałem się tu i tam. Potem usłyszałem że powraca turniej szamanów więc miałem nadzieję ze Lili też weźmie udział by ją znaleźć. Ale zamiast jej spotkałem Lena. I tak znalazłem się tu. Tym zakończył swoją wypowiedz. Wszyscy zaczeli płakać ze wzruszenia ile cierpiał, i z tego ze mu współczuli.
- Oj ty biedaku- powiedział zapłakany Trey rzucając mu się na szyję- ile przeszedłeś, jesteś taki dzielny. Lou odrzucał go na ziemię. Ale zaciekawiła go Anna tylko ona nie płakała.
- Bardzo ci współczujemy z tego powodu
- oj bardzo- dodał Try
- ale musimy już iść, chcesz iść z nami? zapytała obojętnie Anna. Lou popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- Nie nie będę wam przeszkadzać, a w ogóle to ja też muszę już iść. I wskoczył na drzewo.
- A i Lili, dobrz było znów cię widzieć, Len dbaj o nią.
- O to się nie martw.
- Mam nadzieję że nie muszę powiedział i skoczył na następne drzewo. Wszyscy zaczęli iść w stronę domu. Tylko Len odwrócił się i pomachał Lili na do widzenia.
KONIEC.
wtorek, 24 września 2013
Ostatnia walka
4 Walka. Lenny i Lou.
Lenny szedł sam, a jego walka zaczynała się wtedy kiedy kończyła się walka Yoh i Fausta. Nie mógł uwierzyć że spotka swojego dawnego przyjaciela, i brata jego ukochanej. Wspominał jak to w dzieciństwie się bawili i jak Lili przeżywała to ze zniknoł zagle z domu, tak po prostu beż żadnego listu. Wyparował. Zastanawiał się co mogło się z nim stać. Czemu uciekł z domu tak nagle, bez ostrzeżenia. Dotarł na miejsce gdzie miała się odbyć walka. Był to mały ciemny kawałek lasu przez który prześwitywały promienie słońca. Rozejrzał się dookoła i zobaczył ze coś się poruszyło w krzakach. Wyjoł miecz i wycelował w krzaki.
- Pokaż się mim kolwiek jesteś, albo posmakujesz mojego ostrza.- powiedział zachęcająco.
- dobra już dobra, wychodzę. Ale po co te nerwy? Usłyszał znajomy głos to był Lou. Stał teraz w ciemnym, zakamarku.Podszedł bliżej by skrawek światła mógł oświecić jego twarz.
- Witaj Len.- powiedział Lou. Len wyglądał jak by zobaczył ducha, jego odwieczny przyjaciel był był... klotem.
- Lou ty ty... jesteś Kotem !!!
- Nie , tak właściwie to pół człowiekiem pół tygrysem powiedział jak by to było mało istotne. Lou miał ciało człowieka, tyle że maiła uszy kota z dwoma paskami na prawym uchu i trzema na lewym. Miał długie włosy jakoś tak jak Lili tyle że jego grzywka prawie całkowicie zakrywała mu oczy.Jego włosy miały kolor sino brązowy. Oczy miał duże, żółte z zielonymi paskami. Na twarzy miał po trzy czarne paski na obu policzkach. Jego buzia była ozdobiona ostrymi zębami, tylko że cztery były wydłużone i naostrzone, dwa na górze i dwa na dole. Na tważy miał jeszcze zadrapania jedno koło oka, koło nosa i koło ust. Na szyji też miał paski, i na ramionach też.Miał na sobie poszarpaną bluzkę żółto, brązowo, szarą z dziurami, i jednym rękawem dłuższym a drogim krótszym. Na lewym ramieniu miał zawinięty bandaż. Na klatce piersiowej też miał duże zadrapanie. Ręce miał normalne choć miał na nich pazury. Miał też krótkie poszarpane spodnie.Na nogach także miał paski i wesoło machał swoim ogonem także w paski. Leny nie mógł uwierzyć że Lou stał się kotem.
- Co się z tobą w ogóle stało? czemu jesteś w połowie zwierzęciem.- zapytał bez przejęcia w głosie.
- Nagle znikasz i pojawiasz się po 4 latach jako kot?
- Nie zniknąłem, tylko... i nie mógł dokończyć gdyż na miejscu właśnie wylądował Silva. Tak wylądował bo jeden z jego duchów to sokół. Zobaczył tylko Lena i Koto podobne coś.
- A ty - zapytał lekceważąco- jakiego masz ducha stróża? kocie. Lou spojrzał na niego ze złością.
- może po mnie nie widać ale ja sam w sobie jestem duchem stróżem. Silva już widział takie przypadki że człowiek jest jednocześnie swoim duchem stróżem.
- Dobrze więc walczcie. Powiedział i zabrzmiał dzwięk dzwonka wyroczni.
- Bason.... Krzyknoł Len ,a jego przeciwnik nic nie powiedział tylko stał i obserwował.
- Co ty ? nie masz zamiaru zrobić kontroli ducha? Więc jesteś aż taki słaby?
- Musisz się wiele nauczyć Len- mówiąc to zaczoł świecć od forioku. Widocznie maił on w swoim organizmie zasoby energii.
- Ty dalej nie rozumiesz prawda?- zapytał ze wzruszeniem- to ja jestem forioku, mam je w sobie.
Len pomyślał chwilę, ale nie pokazał że się go trochę zląkł.
- To będzie krótka walka.
- Zgadzam się. I obydwoje rzucili się sobie do gardeł. Len zaczął atakiem szybkiego tępa, a Lou robił uniki. Lou wszedł na drzewo. Zeskoczył z niego i machną Lenowi pazurami przed twarzą. Len chciał powtórzyć atak lecz patrząc na Lou zobaczył Lili i nie umiał go krzywdzić. Był zbytnio do nie podobny. Za to Lou jeszcze parę razy wykonał ten atak trafiając Lena prosto w twarz swoimi ostrzymi jak brzytwa pazurami. W pewnym momencie Len dostał tak mocno ze udeżył się o drzewo i stracił kontrolę ducha.
- Mistrzu Len- powiedział zmartwiony Bason- Nic ci nie jest?
- Nie- odpowiedział- Tylko jak mam skrzywdzić kogoś kot mi tak bardzo ją przypomina przecież ja jej nie krzywdę. A w nim widzę ją ...I wtedy Lena oświeciło. Wykonał atak bez pośredni naparzał Lou swoim mieczem. Lou nic z tego nie rozumiał. Przecie miał więcej forioku od Lena. Koto podobny odskoczył
- Jak... jak to jest możliwe? zapytał z niedowieżeniem.
- Wiesz uświadomiłem sobie ważną żecz, że skrzywdziłeś Lili!!! powiedział i zaatakował ztakiem szybkiego tępa.
- o czym ty mówisz, ja? A jak już to ty ją w dzieciństwie skrzywdziłeś. Tak naprawdę Lou nie lubił zabardzo Lena, uważał ze Lili zasługuje na kogoś lepszego.
- Ty nie rozumiesz, ona bardzo cierpiała po twojej ucieczce, bardzo cierpiała i miała tylko mnie do uporania się z tym. Byłem jej potrzebny bo ty ją zostawiłeś. Lili jest wspaniała i bolało mnie to ze ona cierpiała. Powiedział to i powtórnie zaatakował go. I wtedy Lou zrozumiał ze Lenemu naprawdę zależy na Lili.
- Dobra już dobra- powiedział po chwili.Wygrałeś.
- CO?!?!- zdziwił się Len- jak to przecież to jeszcze nie koniec.
- A właśnie ze koniec, rezygnuję poddaję się, Hej panie sędzio- zwrócił się do Silvy- słyszał pan poddaję się.
- Dorze, zatem wygrywa Leny walkowerem. Powiedział i odleciał.
- Wiesz Len- powiedział po chwili namysłu- szkoda że Lili nie ma, była by dumna. I zaczoł isc w stronę lasu.
-zaczekaj- krzyknął Len- może chcesz ją zobaczyć. Lou odwrócił się.
- Jak? przecież ona...
- chodz zaprowadzę cię powiedział i zaczeliu iśc w stronę Lili...
KONIEC
4 Walka. Lenny i Lou.
Lenny szedł sam, a jego walka zaczynała się wtedy kiedy kończyła się walka Yoh i Fausta. Nie mógł uwierzyć że spotka swojego dawnego przyjaciela, i brata jego ukochanej. Wspominał jak to w dzieciństwie się bawili i jak Lili przeżywała to ze zniknoł zagle z domu, tak po prostu beż żadnego listu. Wyparował. Zastanawiał się co mogło się z nim stać. Czemu uciekł z domu tak nagle, bez ostrzeżenia. Dotarł na miejsce gdzie miała się odbyć walka. Był to mały ciemny kawałek lasu przez który prześwitywały promienie słońca. Rozejrzał się dookoła i zobaczył ze coś się poruszyło w krzakach. Wyjoł miecz i wycelował w krzaki.
- Pokaż się mim kolwiek jesteś, albo posmakujesz mojego ostrza.- powiedział zachęcająco.
- dobra już dobra, wychodzę. Ale po co te nerwy? Usłyszał znajomy głos to był Lou. Stał teraz w ciemnym, zakamarku.Podszedł bliżej by skrawek światła mógł oświecić jego twarz.
- Witaj Len.- powiedział Lou. Len wyglądał jak by zobaczył ducha, jego odwieczny przyjaciel był był... klotem.
- Lou ty ty... jesteś Kotem !!!
- Nie , tak właściwie to pół człowiekiem pół tygrysem powiedział jak by to było mało istotne. Lou miał ciało człowieka, tyle że maiła uszy kota z dwoma paskami na prawym uchu i trzema na lewym. Miał długie włosy jakoś tak jak Lili tyle że jego grzywka prawie całkowicie zakrywała mu oczy.Jego włosy miały kolor sino brązowy. Oczy miał duże, żółte z zielonymi paskami. Na twarzy miał po trzy czarne paski na obu policzkach. Jego buzia była ozdobiona ostrymi zębami, tylko że cztery były wydłużone i naostrzone, dwa na górze i dwa na dole. Na tważy miał jeszcze zadrapania jedno koło oka, koło nosa i koło ust. Na szyji też miał paski, i na ramionach też.Miał na sobie poszarpaną bluzkę żółto, brązowo, szarą z dziurami, i jednym rękawem dłuższym a drogim krótszym. Na lewym ramieniu miał zawinięty bandaż. Na klatce piersiowej też miał duże zadrapanie. Ręce miał normalne choć miał na nich pazury. Miał też krótkie poszarpane spodnie.Na nogach także miał paski i wesoło machał swoim ogonem także w paski. Leny nie mógł uwierzyć że Lou stał się kotem.
- Co się z tobą w ogóle stało? czemu jesteś w połowie zwierzęciem.- zapytał bez przejęcia w głosie.
- Nagle znikasz i pojawiasz się po 4 latach jako kot?
- Nie zniknąłem, tylko... i nie mógł dokończyć gdyż na miejscu właśnie wylądował Silva. Tak wylądował bo jeden z jego duchów to sokół. Zobaczył tylko Lena i Koto podobne coś.
- A ty - zapytał lekceważąco- jakiego masz ducha stróża? kocie. Lou spojrzał na niego ze złością.
- może po mnie nie widać ale ja sam w sobie jestem duchem stróżem. Silva już widział takie przypadki że człowiek jest jednocześnie swoim duchem stróżem.
- Dobrze więc walczcie. Powiedział i zabrzmiał dzwięk dzwonka wyroczni.
- Bason.... Krzyknoł Len ,a jego przeciwnik nic nie powiedział tylko stał i obserwował.
- Co ty ? nie masz zamiaru zrobić kontroli ducha? Więc jesteś aż taki słaby?
- Musisz się wiele nauczyć Len- mówiąc to zaczoł świecć od forioku. Widocznie maił on w swoim organizmie zasoby energii.
- Ty dalej nie rozumiesz prawda?- zapytał ze wzruszeniem- to ja jestem forioku, mam je w sobie.
Len pomyślał chwilę, ale nie pokazał że się go trochę zląkł.
- To będzie krótka walka.
- Zgadzam się. I obydwoje rzucili się sobie do gardeł. Len zaczął atakiem szybkiego tępa, a Lou robił uniki. Lou wszedł na drzewo. Zeskoczył z niego i machną Lenowi pazurami przed twarzą. Len chciał powtórzyć atak lecz patrząc na Lou zobaczył Lili i nie umiał go krzywdzić. Był zbytnio do nie podobny. Za to Lou jeszcze parę razy wykonał ten atak trafiając Lena prosto w twarz swoimi ostrzymi jak brzytwa pazurami. W pewnym momencie Len dostał tak mocno ze udeżył się o drzewo i stracił kontrolę ducha.
- Mistrzu Len- powiedział zmartwiony Bason- Nic ci nie jest?
- Nie- odpowiedział- Tylko jak mam skrzywdzić kogoś kot mi tak bardzo ją przypomina przecież ja jej nie krzywdę. A w nim widzę ją ...I wtedy Lena oświeciło. Wykonał atak bez pośredni naparzał Lou swoim mieczem. Lou nic z tego nie rozumiał. Przecie miał więcej forioku od Lena. Koto podobny odskoczył
- Jak... jak to jest możliwe? zapytał z niedowieżeniem.
- Wiesz uświadomiłem sobie ważną żecz, że skrzywdziłeś Lili!!! powiedział i zaatakował ztakiem szybkiego tępa.
- o czym ty mówisz, ja? A jak już to ty ją w dzieciństwie skrzywdziłeś. Tak naprawdę Lou nie lubił zabardzo Lena, uważał ze Lili zasługuje na kogoś lepszego.
- Ty nie rozumiesz, ona bardzo cierpiała po twojej ucieczce, bardzo cierpiała i miała tylko mnie do uporania się z tym. Byłem jej potrzebny bo ty ją zostawiłeś. Lili jest wspaniała i bolało mnie to ze ona cierpiała. Powiedział to i powtórnie zaatakował go. I wtedy Lou zrozumiał ze Lenemu naprawdę zależy na Lili.
- Dobra już dobra- powiedział po chwili.Wygrałeś.
- CO?!?!- zdziwił się Len- jak to przecież to jeszcze nie koniec.
- A właśnie ze koniec, rezygnuję poddaję się, Hej panie sędzio- zwrócił się do Silvy- słyszał pan poddaję się.
- Dorze, zatem wygrywa Leny walkowerem. Powiedział i odleciał.
- Wiesz Len- powiedział po chwili namysłu- szkoda że Lili nie ma, była by dumna. I zaczoł isc w stronę lasu.
-zaczekaj- krzyknął Len- może chcesz ją zobaczyć. Lou odwrócił się.
- Jak? przecież ona...
- chodz zaprowadzę cię powiedział i zaczeliu iśc w stronę Lili...
KONIEC
poniedziałek, 23 września 2013
3 Walka. Trey i Irina.
Wszyscy już się rozeszli i szli albo sami albo po dwie osoby, najczęściej milczeli, a atmosfera była napięta.
Akurat oni nie czuli wielkiego stresu przed walką swobodnie rozmawiali i żartowali jak to jeden zniszczy drogiego. Śmiali się, a najbardziej Irina, Trey był w niej zakochany i uwielbiał patrzeć jak się śmieje.
- Ona śmieje się tak pięknie, tak lekko i czysto...- myślał.
- Ale wiesz że albo ja wygram albo ty, ale jeszcze jest opcja że będzie remis.- uprzedziła go Irina
- cooo ty myślisz że ja nie wiem, już nie raz walczyłem więc wiem, ja na koncie miałem dwie wygrane i jedną przegraną z Yoh.
- A więc z nim przegrałeś???- zapytała z chytrym błyskiem w oczach, ponieważ Trey nigdy nie chciał powiedzieć z kim przegrał.
- Eee... no tak, ale to dlatego że byłem w kiepskiej formie, a teraz jesteśmy silni, prawda Korri- i obok niego pojawiła się mała drobiaszczka Korri.
- Nie bądź taki pewien, ja i Voldemort też mamy parę asów w rękawie, powiedziała z uśmiechem i obok niej pokazał się czarny pan. Niebiesko włosy chłopak odskoczył, bo zapomniał o jej duchu stróżo.
- No tak, ale chyba nie użyjesz na mnie avade ke dabra???zapytał z zakłopotaniem.
- Mam nadzieję ze nie będę musiała. uśmiechnęła się słodko i przyśpieszyła. Treyowi zrzedła mina ale zaczął przyśpieszać do niej.
- Mimo blizny, ma w sobie tyle ciepła i uśmiechu ... jest cudowna...- zamyślał się spoglądając na nią.
- Ej, to tak właściwie gdzie mamy walczyć? bo zostało na jakieś 10 min.
- Tak właściwie to tutaj. Powiedziała rozglądając się na około. Byli na małej polanie na skraju lasu gdzie było jeziorko. Chłopak ucieszył się widząc wodę
- Ha, teraz ja mam przewagę- powiedział pokazując na wodę. Irina jak by nie zwracała na niego uwagi pomimo że ona ciągle gadał ona nie słyszała niczego prócz szelestu liści a jej wzrok odwróciła uwaga liści niesionych przez wiatr. Jak popatrzyła za nim to zobaczyła... ze w oddali na przewie siedzi Zik i najwyraźniej dobrze się bawi strasząc ją w pierwszej walce
- nie ... ro nie możliwe- myślała- poco miał by tu być?, może chce mi pomóc?, ale ja chcę wygrać sama, bądź z godnością przegrać i z tą myślą zamknęła oczy. Trey zauważył że z nią coś nie tak. Gdy otworzyła oczy ona zasłonił Zika.
- Hej, Irino- powiedział zmartwionym głosem- wszystko okej?
Hę...- Irina przebudziła się i odzyskała świadomość- o..oczywiście, co miało by być nie tak a teraz przygotuj się na walkę- powiedziała wyciągając czarną różdżkę z kieszeni. On tylko uśmiechną się i przygotował deskę. O dziwo na ich walkę przybyła Goldwa, przewodnicząca rady szamanów. Trey i Irina popatrzyli na nią ze zdziwieniem
- Goldwa co ty tu robisz?- zapytała dziewczyna.
- Ja, będę sędziować waszą walkę-odpowiedziała- przyda mi się trochę rozrywki, a teraz WALCZCIE!.
Powiedziała i zabrzmiał dźwięk dzwonka wyroczni. Obydwoje odskoczyli .
- Voldemort do różdżki....
- Korri do deski... I walka się zaczęła, Irina ze swoją małą czarną różdżka i Trey ze swoją deską. Ze zdziwieniem popatrzyła na małą różdżkę Iriny .
- Ha, a więc masz zamiar walczyć taką małą różdżką?- zapytał kpiącym głosem.
- Może i małą, ale o wielkiej mocy. Powiedziała i z zamachem krzyknęła : Uderzenie węża!!! i wielki poskręcany strumień światła z wielką siłą uniósł ją do góry i trafił tarczę Treya. On ledwo się podniósł.
- Odeazu zaczeła ostro- pomyślał w oddali Zik, i za to mi się podoba, atakuje odrazu mocnym atakiem.
Trey zauważył zę z nią nie ma żartów. Podniusł się i też wykonał silny atak
- Korri Lawina!!!, i Irinę przykryła wielka lawina śniegu wychodząca z rzeki. Był zadowolony ale zauważył ze śnieg zaczął się topić a ona stała na nogach osłonięta tarczą z różdżki.
- No co ty tylko na tyle cię stać?- zapytał szydząc. Trey się zdenerwował. A Irinę to cieszyło. Podskoczyła do góry
- Naskok Ridla i Trey odskoczył a w ziemi została duża dziura.
- Hmm... Pomyślał Zika obserwując to wszystko- Ona ma wielką moc której nie umie wykorzystać, mam nadzieje że Anna ją czegoś uczy. Jeszcze parę razy użyła tego ataku a Trey cały czas robił uniki. Parę razy trafiła go a ona tracił onatrolę ducha, Zoatało mu mało forioku, jeśli jeszcze raz straci kontrolę ducha to straci je całe. Zauważył ze Iraina jest zmęczona .
- Hej Irino, nie złość się tak, chyba trzeba cię trochę ochłodzić- Mówiąc to puściła na nią kilka razy Lawinę i jeszcze perę innych ataków. Irina z małą ilością forioku ledwo odpierała ataki.
Był pewien że wygra i chciał użyć bielkiej lawiny. Już ją szykował podniósł się do góry na wielkiej lawinie
- mam tylko ndzieję że nie będziesz miała mi tego zazłe, mówiąc to był radosny, ale po chwili zobaczył minę Iriny która mówiła zasłużyłam sobie, będę gotowa na wszystko.
- co ona robi- pomyślał- pzreciez to ją zabije. Nagle lawina opadła a Trey leżał na ziemi bez forioku, Irina nic nie rozumiała. Trey podniusł się ,a Goldwa stwierdział że Irina wygrała i odeszła.
- Trey co się stało?- zapytała ze strachem że to Zik
- Wiesz miałaem za mało forioku na ten atak, Powiedział ze śmiechem a tak naprawdę to specialnie stracił kontrolę ducha by ona mogła wygrać.
- Choć pujdziemy na lody- powiedział z uśmiechem i oni takrze poszli na lody.
JUTRO OSTATNIA WALKA.
Wszyscy już się rozeszli i szli albo sami albo po dwie osoby, najczęściej milczeli, a atmosfera była napięta.
Akurat oni nie czuli wielkiego stresu przed walką swobodnie rozmawiali i żartowali jak to jeden zniszczy drogiego. Śmiali się, a najbardziej Irina, Trey był w niej zakochany i uwielbiał patrzeć jak się śmieje.
- Ona śmieje się tak pięknie, tak lekko i czysto...- myślał.
- Ale wiesz że albo ja wygram albo ty, ale jeszcze jest opcja że będzie remis.- uprzedziła go Irina
- cooo ty myślisz że ja nie wiem, już nie raz walczyłem więc wiem, ja na koncie miałem dwie wygrane i jedną przegraną z Yoh.
- A więc z nim przegrałeś???- zapytała z chytrym błyskiem w oczach, ponieważ Trey nigdy nie chciał powiedzieć z kim przegrał.
- Eee... no tak, ale to dlatego że byłem w kiepskiej formie, a teraz jesteśmy silni, prawda Korri- i obok niego pojawiła się mała drobiaszczka Korri.
- Nie bądź taki pewien, ja i Voldemort też mamy parę asów w rękawie, powiedziała z uśmiechem i obok niej pokazał się czarny pan. Niebiesko włosy chłopak odskoczył, bo zapomniał o jej duchu stróżo.
- No tak, ale chyba nie użyjesz na mnie avade ke dabra???zapytał z zakłopotaniem.
- Mam nadzieję ze nie będę musiała. uśmiechnęła się słodko i przyśpieszyła. Treyowi zrzedła mina ale zaczął przyśpieszać do niej.
- Mimo blizny, ma w sobie tyle ciepła i uśmiechu ... jest cudowna...- zamyślał się spoglądając na nią.
- Ej, to tak właściwie gdzie mamy walczyć? bo zostało na jakieś 10 min.
- Tak właściwie to tutaj. Powiedziała rozglądając się na około. Byli na małej polanie na skraju lasu gdzie było jeziorko. Chłopak ucieszył się widząc wodę
- Ha, teraz ja mam przewagę- powiedział pokazując na wodę. Irina jak by nie zwracała na niego uwagi pomimo że ona ciągle gadał ona nie słyszała niczego prócz szelestu liści a jej wzrok odwróciła uwaga liści niesionych przez wiatr. Jak popatrzyła za nim to zobaczyła... ze w oddali na przewie siedzi Zik i najwyraźniej dobrze się bawi strasząc ją w pierwszej walce
- nie ... ro nie możliwe- myślała- poco miał by tu być?, może chce mi pomóc?, ale ja chcę wygrać sama, bądź z godnością przegrać i z tą myślą zamknęła oczy. Trey zauważył że z nią coś nie tak. Gdy otworzyła oczy ona zasłonił Zika.
Hę...- Irina przebudziła się i odzyskała świadomość- o..oczywiście, co miało by być nie tak a teraz przygotuj się na walkę- powiedziała wyciągając czarną różdżkę z kieszeni. On tylko uśmiechną się i przygotował deskę. O dziwo na ich walkę przybyła Goldwa, przewodnicząca rady szamanów. Trey i Irina popatrzyli na nią ze zdziwieniem
- Goldwa co ty tu robisz?- zapytała dziewczyna.
- Ja, będę sędziować waszą walkę-odpowiedziała- przyda mi się trochę rozrywki, a teraz WALCZCIE!.
Powiedziała i zabrzmiał dźwięk dzwonka wyroczni. Obydwoje odskoczyli .
- Voldemort do różdżki....
- Korri do deski... I walka się zaczęła, Irina ze swoją małą czarną różdżka i Trey ze swoją deską. Ze zdziwieniem popatrzyła na małą różdżkę Iriny .
- Ha, a więc masz zamiar walczyć taką małą różdżką?- zapytał kpiącym głosem.
- Może i małą, ale o wielkiej mocy. Powiedziała i z zamachem krzyknęła : Uderzenie węża!!! i wielki poskręcany strumień światła z wielką siłą uniósł ją do góry i trafił tarczę Treya. On ledwo się podniósł.
- Odeazu zaczeła ostro- pomyślał w oddali Zik, i za to mi się podoba, atakuje odrazu mocnym atakiem.
Trey zauważył zę z nią nie ma żartów. Podniusł się i też wykonał silny atak
- Korri Lawina!!!, i Irinę przykryła wielka lawina śniegu wychodząca z rzeki. Był zadowolony ale zauważył ze śnieg zaczął się topić a ona stała na nogach osłonięta tarczą z różdżki.
- No co ty tylko na tyle cię stać?- zapytał szydząc. Trey się zdenerwował. A Irinę to cieszyło. Podskoczyła do góry
- Naskok Ridla i Trey odskoczył a w ziemi została duża dziura.
- Hmm... Pomyślał Zika obserwując to wszystko- Ona ma wielką moc której nie umie wykorzystać, mam nadzieje że Anna ją czegoś uczy. Jeszcze parę razy użyła tego ataku a Trey cały czas robił uniki. Parę razy trafiła go a ona tracił onatrolę ducha, Zoatało mu mało forioku, jeśli jeszcze raz straci kontrolę ducha to straci je całe. Zauważył ze Iraina jest zmęczona .
- Hej Irino, nie złość się tak, chyba trzeba cię trochę ochłodzić- Mówiąc to puściła na nią kilka razy Lawinę i jeszcze perę innych ataków. Irina z małą ilością forioku ledwo odpierała ataki.
Był pewien że wygra i chciał użyć bielkiej lawiny. Już ją szykował podniósł się do góry na wielkiej lawinie
- mam tylko ndzieję że nie będziesz miała mi tego zazłe, mówiąc to był radosny, ale po chwili zobaczył minę Iriny która mówiła zasłużyłam sobie, będę gotowa na wszystko.
- co ona robi- pomyślał- pzreciez to ją zabije. Nagle lawina opadła a Trey leżał na ziemi bez forioku, Irina nic nie rozumiała. Trey podniusł się ,a Goldwa stwierdział że Irina wygrała i odeszła.
- Trey co się stało?- zapytała ze strachem że to Zik
- Wiesz miałaem za mało forioku na ten atak, Powiedział ze śmiechem a tak naprawdę to specialnie stracił kontrolę ducha by ona mogła wygrać.
- Choć pujdziemy na lody- powiedział z uśmiechem i oni takrze poszli na lody.
JUTRO OSTATNIA WALKA.
niedziela, 22 września 2013
2 Walka. Yoko i Rio.
Yoko szedł na spotkanie z Rio i co jakiś czas odwracał głowę czy już całkowicie stracił swoich przyjaciół z oczu. Jego walka z Rio miała rozpocząć się o dziwo na ulicy w środku miasta. Ale dzięki magii szamanów nikt ich nie będzie widział ani słyszał, a im będzie się wydawać że są sami. Do walki pozostało mu jakieś 20 min. Był ciekawy co tam u niego i czy wreszcie spotkał swoją ,, królową" jak to mówił. Chciał go zapytać o tyle rzeczy ale jakoś nie miał okazji bo on, ciągle jedzie tym swoim motorem przez świat i już chyba o przyjaciołach kompletnie zapomniał. Joko już był na miejscu.
- dziwne, czemu tu jest tak pusto?- zastanawiał się, a w prawdzie był tam wielki tłum. Po chwili przyjechał Rio na swoim motorze Joko lekko obrócił się i pokazał się Mik, ale za jego motorem jechał drugi motor czerwony, a motor Rio był czarny.
- Witaj mały przyjacielu z ciepłych krajów- dziarsko przywitał go Rio. - Jak się masz?
- Dobrze ale kim jest... i z motora zeszła śliczna dziewczyna w różowym stroju na motor i w różowym kasku. Włosy miała blond i opadały jej na ramiona, oczy miała szklano niebieskie a usta jakieś blade. Joko otworzył szeroko usta ze zdziwienia.Rio zauważył to i uśmiechną się zerkając na blond piękność koło motora.
- Widzę że zauważyłeś już moją piękną dziewczynę, Mike? Spotkałem ją w barze do którego akurat zajrzałem. I uratowałem jej motor bo jakieś debile próbowały go zwędzić, ona w zamiar postawiła mi kawę i zaczęliśmy gadać i podróżować razem. Mika podeszła do niego z usmiechem. mówiąc bardzo spokojnym i delikatnym głosem.
- Masz rację Rio, gdyby nie ty to na czym bym jeździła? mówiąc to dotknęła jego twarzy i pocałowała w policzek. Gdy nagle zabrzmiał dzwon wyroczni i na miejsce przybył Kalim przyjaciel Silvy.
- Nie chce wam przerywać- powiedział- ale powinniście już zacząć walkę. Mika odeszła do motorów.
Dzwonek wyroczni wydał dźwięk startu i walka się zaczęła.
- Mik....
- Tokagero... i wielki strumień światła oślwpił wszystkich. Oby dwoje użyli maksymalnej ilości mocy i stali się gigantyczni.
- widzę że twój sposób alki się nie zmienił co Joko
- Może i tak ale moim nowym ruchem jest... taniec mika... i znowu żart mu nie wyszedł. Walk była zacięta Rio często używał ataku Jamatado-oroczi, Joko używał atak pazura. Częste były uniki i dziury w ziemi..Widać było że Rio popisywał się przed swoją ,, Królową" bo ciągle atakował i za wszelką cenę próbował wygrać siłą, a Joko zauważył to i robił wiele uników. Motocyklista co jakiś czas zerkał na Mike i uśmiechał się do niej, lub puszczał oko. Przez to że użyli maksymalnych form ducha, w szybkim tempie tracili duże ilości Forioku. Przez to tak że szybko się męczyli i tracili siły.
- Co... co się dzieje... czy.. czyżbyś... się zm... zmęczył?- wybełkotał zdyszmy Rio.
- No... no coś ty... ja się ... Eh.... dopiero rozgewam i jak by pod wpływem jakiegoś czaru odzyskał pełnej siły. A jego ilość forioku był większa od Rio. A on tylko mugł stać i patrzeć jak Joko rośnie w siłach.
- Co ... co ty robisz? jak to jest ... wogóle możliwe?
- Widzisz przyjacielu, ja tylko unikałem i bardzo żatko używałem silnych ataków, natomiast ty mało uników a dużo ataków.Więc jeśli ... AAAA..... i w tym momencie Rio zaatakował , ale w oststniej chwili Joko obronił się , ale oby dwoje stracili kontrolę ducha i nie mogli jej przywrucić.
- O nie, to znaczy że jest remis?
- bo oboje straciliśmy swoje forioku w tym samym czasie? chyba tak- powiedział ze smutkiem Rio. Wstali, otrzepali się i podeszli do Kalima.
- Co mnie bardzo dziwi, jest remi. Powiedział i odszedł .
- Chej Rio idziesz z nami na lody?
- Nie, nie mogę musimy jechać na dalszą drogę. I on razem z Miką pojechali prostą drogą przed siebie. Joko uśmiechnął się i poszedł na lody.
CIĄG DALSZY JUTRO.
Yoko szedł na spotkanie z Rio i co jakiś czas odwracał głowę czy już całkowicie stracił swoich przyjaciół z oczu. Jego walka z Rio miała rozpocząć się o dziwo na ulicy w środku miasta. Ale dzięki magii szamanów nikt ich nie będzie widział ani słyszał, a im będzie się wydawać że są sami. Do walki pozostało mu jakieś 20 min. Był ciekawy co tam u niego i czy wreszcie spotkał swoją ,, królową" jak to mówił. Chciał go zapytać o tyle rzeczy ale jakoś nie miał okazji bo on, ciągle jedzie tym swoim motorem przez świat i już chyba o przyjaciołach kompletnie zapomniał. Joko już był na miejscu.
- dziwne, czemu tu jest tak pusto?- zastanawiał się, a w prawdzie był tam wielki tłum. Po chwili przyjechał Rio na swoim motorze Joko lekko obrócił się i pokazał się Mik, ale za jego motorem jechał drugi motor czerwony, a motor Rio był czarny.
- Witaj mały przyjacielu z ciepłych krajów- dziarsko przywitał go Rio. - Jak się masz?
- Dobrze ale kim jest... i z motora zeszła śliczna dziewczyna w różowym stroju na motor i w różowym kasku. Włosy miała blond i opadały jej na ramiona, oczy miała szklano niebieskie a usta jakieś blade. Joko otworzył szeroko usta ze zdziwienia.Rio zauważył to i uśmiechną się zerkając na blond piękność koło motora.
- Widzę że zauważyłeś już moją piękną dziewczynę, Mike? Spotkałem ją w barze do którego akurat zajrzałem. I uratowałem jej motor bo jakieś debile próbowały go zwędzić, ona w zamiar postawiła mi kawę i zaczęliśmy gadać i podróżować razem. Mika podeszła do niego z usmiechem. mówiąc bardzo spokojnym i delikatnym głosem.
- Masz rację Rio, gdyby nie ty to na czym bym jeździła? mówiąc to dotknęła jego twarzy i pocałowała w policzek. Gdy nagle zabrzmiał dzwon wyroczni i na miejsce przybył Kalim przyjaciel Silvy.
- Nie chce wam przerywać- powiedział- ale powinniście już zacząć walkę. Mika odeszła do motorów.
Dzwonek wyroczni wydał dźwięk startu i walka się zaczęła.
- Mik....
- Tokagero... i wielki strumień światła oślwpił wszystkich. Oby dwoje użyli maksymalnej ilości mocy i stali się gigantyczni.
- widzę że twój sposób alki się nie zmienił co Joko
- Może i tak ale moim nowym ruchem jest... taniec mika... i znowu żart mu nie wyszedł. Walk była zacięta Rio często używał ataku Jamatado-oroczi, Joko używał atak pazura. Częste były uniki i dziury w ziemi..Widać było że Rio popisywał się przed swoją ,, Królową" bo ciągle atakował i za wszelką cenę próbował wygrać siłą, a Joko zauważył to i robił wiele uników. Motocyklista co jakiś czas zerkał na Mike i uśmiechał się do niej, lub puszczał oko. Przez to że użyli maksymalnych form ducha, w szybkim tempie tracili duże ilości Forioku. Przez to tak że szybko się męczyli i tracili siły.
- Co... co się dzieje... czy.. czyżbyś... się zm... zmęczył?- wybełkotał zdyszmy Rio.
- No... no coś ty... ja się ... Eh.... dopiero rozgewam i jak by pod wpływem jakiegoś czaru odzyskał pełnej siły. A jego ilość forioku był większa od Rio. A on tylko mugł stać i patrzeć jak Joko rośnie w siłach.
- Co ... co ty robisz? jak to jest ... wogóle możliwe?
- Widzisz przyjacielu, ja tylko unikałem i bardzo żatko używałem silnych ataków, natomiast ty mało uników a dużo ataków.Więc jeśli ... AAAA..... i w tym momencie Rio zaatakował , ale w oststniej chwili Joko obronił się , ale oby dwoje stracili kontrolę ducha i nie mogli jej przywrucić.
- O nie, to znaczy że jest remis?
- bo oboje straciliśmy swoje forioku w tym samym czasie? chyba tak- powiedział ze smutkiem Rio. Wstali, otrzepali się i podeszli do Kalima.
- Co mnie bardzo dziwi, jest remi. Powiedział i odszedł .
- Chej Rio idziesz z nami na lody?
- Nie, nie mogę musimy jechać na dalszą drogę. I on razem z Miką pojechali prostą drogą przed siebie. Joko uśmiechnął się i poszedł na lody.
CIĄG DALSZY JUTRO.
sobota, 21 września 2013
ciąg dalszy...
Hej! sorry ze wczoraj nie dodałam. Ale pomyślałam że te walki każdą opiszę osobno, ale będą się działy w tym samym czsie, tyle że będę je opisywać po kolei.
Dzień zapowiadał się obiecująco, choć w powietrzu czuć było stres i napięcie. Śniadanie było dość ciche, bo prawie nikt się nie odzywał. Po śniadaniu wszyscy rozeszli się do swoich pokoi, by przygotować się do walki. Przyjaciele musieli staczać ze sobą walki i za wszelką cenę ich pokonać. Choć mogą przegrać tylko raz ze 3 walk by być dopuszczonym dalej. Wszyscy wyszli już przed dom by iść na wyznaczone miejsce...
1 Walka. Faust VIII i Yoh.
Faust i Yoh szli w to samo miejsce nie dożywali się do siebie i szli jakiś odstęp od siebie. Yoh nie podobała się taka sytuacja. Pod dłuższej chwili namysłu powiedział:
- Hej Faust- powiedział z uśmiechem. Faust odwróciło się w jego stronę i bacznie słuchał- tylko.. wiesz nie próbuj mnie znowu zabić, ok ? Faust uśmiechną się.
- Niczego nie obiecuję... żartowałem. Od naszego ostatniego spotkania w walce dużo się zmieniło, już nie jestem tym samym cmentarnym czarnoksiężnikiem co kiedyś. Teraz postrzegam świat zupełnie inaczej i możesz mi zaufać, że nie będę próbował zrobić ci krzywdy.- powiedział uśmiechając się. Szli jeszcze kawałek dalej bo ich walka miała rozpocząć się tak jak ostatnio.. na cmentarzu. I Faust znowu ma łatwiej bo ma przy sobie swoją moc. Popatrzyli na zegarek i do walki pozostało jeszcze 10 min. Na miejscu już czekał na nich Silva by kontrolować i sędziować ich walkę, bo jak na razie może się wtrącać w nie nieodpowiednie szaman zachowanie, jak np.ostatnie Fausta.
- Ej Faust, później pójdziemy po walce na lody co ?, świętować czyjąś wygraną.
- To świetny pomysł ale nam się nie roztopią przy tym deszczu ?
- przy jakim...- i w tym momencie zaczął padać deszcz choć jeszcze chwilę temu świeciło słońce.- o... już rozumiem zamówiłeś sobie pogodę u matki natury !- powiedział ze śmiechem Asakura. Dzwon wyroczni już pokazywał czas do startu.
- Jesteś gotowy Faust?- powiedział Yoh przyjmując pozycję bojową i wyciągając swój miecz.
- Jak jeszcze nigdy. I po tych słowach walka się zaczęła.
-Amidamaru do miecza!
- Elaizo do kosy!- po przez uderzenie pioruna było słychać tylko przyjmowaną kontrolę ducha. Yoh wykonała podwójne medium i zmniejszył go do rozmiaru miecza, a Faust tylko wprowadził Elaizę do walki by za niego walczyła. I w tym momencie walka się zaczęła. Yoh zaatakował jako pierwszy cięciem aureoli. Elaiza odskoczyła i uderzyła go w plecy, a nie czekaj on zablokował atak mieczem. Yoh podskoczył w górę i uderzy niebiańskim cięciem ale Elaiza zrobiła unik. Ten cios prawie trafił by fausta, przeleciał mu sentralnie koło twarzy.
- Ej Faust nic ci nie jest ? Faust nie odpowiedział tyko zaczął się śmiać najpierw tak jak zazwyczaj lekko i opanowanie, a po chwili bez kontroli i z diabelskim uśmiechem. To musiało jakoś wpłynąć na jego pzychikę. Przywołał do siebie Elajzę.
- Pewnie jeszcze nie wiesz ale, nauczyłem się nowej sztuczki- powiedział głosem taki jak przy ich pierwszym spotkaniu. Podszedł do Elaizy i ... WSZEDŁ W NIĄ!!! połączył się z nią wyli jednością. Yoh był przerażony
- Yoh - powiedział Amindamaru- spokojnie, musimy tylko go pokonać, to nic trudnego
- Eee wiesz łatwo mówić, trudniej zrobić.- przyznał ze strachem . W chwili nie uwagi Faust wykonał gilotynę, i trafił nią rozproszonego Asakurę. Przez to uderzenie stracił kontrolę ducha, a nie chwila już ja odzyskał. Yoh był ciężko ranny , krwawił z prawego ramienia.
- nic ci nie jest
- nie spokojnie, to ... tylko draśnięcie, Co się z tobą dzieje Faust !?!? Ale Faust nie odpowiedział tylko powtórzył gilotynę. Którą powtórnie trafił Yoh. Tym razem nie stracił kontroli duch, a nie, choć nie jednak nie stracił.
- Musimy się wsiąść w garść. Podniósł się i powiększył swój miecz do maksimum. Faust przestraszył się ale nim się zorientował już było po walce. Stracił całe forioku i został trafiony. Po walce Faust wrócił do normalności i poszli na obiecane Lody bo Yoh wygrał.
Dzień zapowiadał się obiecująco, choć w powietrzu czuć było stres i napięcie. Śniadanie było dość ciche, bo prawie nikt się nie odzywał. Po śniadaniu wszyscy rozeszli się do swoich pokoi, by przygotować się do walki. Przyjaciele musieli staczać ze sobą walki i za wszelką cenę ich pokonać. Choć mogą przegrać tylko raz ze 3 walk by być dopuszczonym dalej. Wszyscy wyszli już przed dom by iść na wyznaczone miejsce...
1 Walka. Faust VIII i Yoh.
Faust i Yoh szli w to samo miejsce nie dożywali się do siebie i szli jakiś odstęp od siebie. Yoh nie podobała się taka sytuacja. Pod dłuższej chwili namysłu powiedział:
- Hej Faust- powiedział z uśmiechem. Faust odwróciło się w jego stronę i bacznie słuchał- tylko.. wiesz nie próbuj mnie znowu zabić, ok ? Faust uśmiechną się.
- Niczego nie obiecuję... żartowałem. Od naszego ostatniego spotkania w walce dużo się zmieniło, już nie jestem tym samym cmentarnym czarnoksiężnikiem co kiedyś. Teraz postrzegam świat zupełnie inaczej i możesz mi zaufać, że nie będę próbował zrobić ci krzywdy.- powiedział uśmiechając się. Szli jeszcze kawałek dalej bo ich walka miała rozpocząć się tak jak ostatnio.. na cmentarzu. I Faust znowu ma łatwiej bo ma przy sobie swoją moc. Popatrzyli na zegarek i do walki pozostało jeszcze 10 min. Na miejscu już czekał na nich Silva by kontrolować i sędziować ich walkę, bo jak na razie może się wtrącać w nie nieodpowiednie szaman zachowanie, jak np.ostatnie Fausta.
- Ej Faust, później pójdziemy po walce na lody co ?, świętować czyjąś wygraną.
- To świetny pomysł ale nam się nie roztopią przy tym deszczu ?
- przy jakim...- i w tym momencie zaczął padać deszcz choć jeszcze chwilę temu świeciło słońce.- o... już rozumiem zamówiłeś sobie pogodę u matki natury !- powiedział ze śmiechem Asakura. Dzwon wyroczni już pokazywał czas do startu.
- Jesteś gotowy Faust?- powiedział Yoh przyjmując pozycję bojową i wyciągając swój miecz.
- Jak jeszcze nigdy. I po tych słowach walka się zaczęła.
-Amidamaru do miecza!
- Elaizo do kosy!- po przez uderzenie pioruna było słychać tylko przyjmowaną kontrolę ducha. Yoh wykonała podwójne medium i zmniejszył go do rozmiaru miecza, a Faust tylko wprowadził Elaizę do walki by za niego walczyła. I w tym momencie walka się zaczęła. Yoh zaatakował jako pierwszy cięciem aureoli. Elaiza odskoczyła i uderzyła go w plecy, a nie czekaj on zablokował atak mieczem. Yoh podskoczył w górę i uderzy niebiańskim cięciem ale Elaiza zrobiła unik. Ten cios prawie trafił by fausta, przeleciał mu sentralnie koło twarzy.
- Ej Faust nic ci nie jest ? Faust nie odpowiedział tyko zaczął się śmiać najpierw tak jak zazwyczaj lekko i opanowanie, a po chwili bez kontroli i z diabelskim uśmiechem. To musiało jakoś wpłynąć na jego pzychikę. Przywołał do siebie Elajzę.
- Pewnie jeszcze nie wiesz ale, nauczyłem się nowej sztuczki- powiedział głosem taki jak przy ich pierwszym spotkaniu. Podszedł do Elaizy i ... WSZEDŁ W NIĄ!!! połączył się z nią wyli jednością. Yoh był przerażony
- Yoh - powiedział Amindamaru- spokojnie, musimy tylko go pokonać, to nic trudnego
- Eee wiesz łatwo mówić, trudniej zrobić.- przyznał ze strachem . W chwili nie uwagi Faust wykonał gilotynę, i trafił nią rozproszonego Asakurę. Przez to uderzenie stracił kontrolę ducha, a nie chwila już ja odzyskał. Yoh był ciężko ranny , krwawił z prawego ramienia.
- nic ci nie jest
- nie spokojnie, to ... tylko draśnięcie, Co się z tobą dzieje Faust !?!? Ale Faust nie odpowiedział tylko powtórzył gilotynę. Którą powtórnie trafił Yoh. Tym razem nie stracił kontroli duch, a nie, choć nie jednak nie stracił.
- Musimy się wsiąść w garść. Podniósł się i powiększył swój miecz do maksimum. Faust przestraszył się ale nim się zorientował już było po walce. Stracił całe forioku i został trafiony. Po walce Faust wrócił do normalności i poszli na obiecane Lody bo Yoh wygrał.
czwartek, 19 września 2013
Rozdział 5
Po tym incydencie w lesie Zik nie pokazywał się przez jakiś czas. Ale mimo to Irina była bardzo ostrona, a Joko cały czas miał ją ma oku. W nocy często nie mogła zasnąć bo przypominała sobie jak Zik zrobił jej bliznę. Była twarda ale w głębi duszy, tak bardzo głęboko bała się. Całymi nocami stała w oknie i jak już słońce powoli wstawało to dopiero szła spać. Następnego dnia odwiedził ich Silva. Bardzo zdziwiła wszystkich jego wizyta.
- No więc, co cię tu sprowadza ?- zapytał z ciekawością Yoh
- Chciałem wam ogłosić że rozpoczoł się turniej szamanów.
- ŻE CO ?- krzykneli wszyscy na raz
- Myślałem że ta wiadomość was ucieszy a nie dziwi- zaśmiał się silwa
- zaraz chwila- wtrącił Len- a to nie jo został krulem po tym jak zabił Zika
- Na początku tak myśleliśmy ale Goldwa ( wystąpiła w shaman kingu w radzie) dowiedziała się od króla duchów że turniej się nie rozstrzygnął. Musicie aktywować swoje dzwonki wyroczni i zacząc od jutra. Wiem ze to krótki czas na przygotowania ale jest to konieczne. Wszyscy popatrzyli się po sobie bo mało z tego zrozumieli.
- czekaj chwilę czyli nie jestem królem szamanów ?
- Właśnie Yoh
- Czyli ja mogę jeszcze zostać królową szamanów- Stwierdziła Anna
- Nie jest powiedziane czy nią zostaniesz- powiedział Morty. Wtedy wzrok Anny nie był tak ostry ale przeszył go wzrokiem.
- Eee... to znaczy, a jeśli naprzykład Trey alebo Leny zostaną królami. Albo Irina królową. Irina słysząc swoje imie wyrwała się z namysłu. To było dla niej miłe że ktoś powiedział ze może zostać królową.
- Hmm...- Po namyśle Anna stwierdziła że Morty ma racje, ale przeciez nie przyzna tego przy wszystkich.
- Czekaj ale teraz dalej mamy walczyć w grupach czy sami ?
- To dobre pytanie Joko- stwierdził Silva
- Czyli jesteś w radzie, mówisz nam o powrocie turnieju i nie wiesz jak mamy zacząć !!!???- Zapytał ze złością Trey. Silva zastanowił się chwilę bo o niczym nie wiedział. Gdy nagle zadzwonił jego dzwonek wyroczni. Sięgnoł do niego.
- No i wszystko jasne- uśmiehcnoł się- na początku macie walczyć sami. A potem się zobaczy. Pożegnał się i wyszedł. I nagle wszyscy poszli do swoich pokoi zobaczyć czy już się uaktywniły dzwonki i czy mają już przeciwnika. Irina bez pośpiechu za chłopakami poszła do swojej sypialni. Jej dzwonek był włączony. Bała się sprawdzić z kim walczy bo bała się że to będzie Zik. Z niechęcią podniosła swój dzwonek. Patrzyła na niego.
- Hej Irino- nagle przyszedł Trey- wychodzi na to ze walczę z tobą. Irina popatrzyła na swój dzwonek, żeczywiście walczyła z Treyem.
- Tylko nie myśl że dam ci fory bo cię znam i że jesteś jesteś dziewczyną.
- Ha, a ja chciałam ci powiedzieć to samo. Oprócz tej części o dziewczynie.
- hahaha... że co?- zdziwił się Trey, a Irina tylko się uśmiechneła.
- Ej wiecie ja walczę z Faustem... znowu będzie brubował mnie zabić hihi...- powiedział z radością Yoh.
- Dobrze że się cieszycie,ale z kim walczy Len?- Zapytała Anna stojąc za nimi.
- Wiecie walczę z Rio.
- Joko a z kim walczy Len? -zapytał zniecierpliwiony Yoh
- Niewiem tego ale nie był zadowolony jak zobaczył z kim. Wszyscy poszli do pokoju Lena, Irina jeszcze nigdy tu nie była wyglądał tak jak każdy pokój tylko z inną bronią i wspólnym zdjęciem Lena i Lili.
- Leny ...- nagle zapytała Irina- Z kim ty walczysz? Len chwilę milczał a po chwili powiedział.
CIĄG DALSZY JUTRO.
środa, 18 września 2013
Ciąg dalszy ...
Irina zaniepokoiła się tym że Zik je obserwóje. Już od pewnego czasu to czuła, ale myślała że to tylko się jej tak zdaje. Irina się go nie bała, miała wobec niego dług którego nie miała zamiaru spłacić. Po chwili zamysłu znowó wróciła do rozmowy z Lili.
- Powiec jak Len zniósł to ze nziknełam znowu ? Zapytała zaciekawiona. Irina zastanowiła się chwilę.
- Więc dobrze po za tym ze nzależli go jak.... Lili automatycznie przestała słuchać, gdy zobaczyła na skraju urwiska Zika. Przypomniała sobie to jak zrobił jej bliznę i ją zabił.. Zik chciał zabić Lena , gdy Len leżał pół przytomny na ziemi, a Lili leżała nie co dalej nie przytomna. Po chwili ocknęła się i zobaczyła że Zik tworzy kulę ognia by rzucić nią w Lena. Wtedy Lili stanęło życie przed oczami i wszystkie chwile spędzone z Lenem od dzieciństwa. Bez zawahania zerwała się i zasłoniła sobą Lena. Mimo że kula trafił ją w bliznę którą Len jej zrobił ( całkiem przypadkiem w dzieciństwie), to ten cios był śmiertelny. Dla wszystkich to był szok. Len zerwał się na równe nogi i podbiegł do Lili która leżała martwa jakieś 7-8 metrów od niego. Wszyscy się zbiegli o dziwo pełni sił, widocznie to przejęcie i adrenalina. Len wpadł w szał i razem z resztą... a resztę już znacie.Lili stała jak wryta. Nagle nie zważając na Irinę krzykneła
- TO ZIK !!!
- co ? - Wtedy Irina zaczeła się martwić Lili podczas złości była bardzo niebiespieczna. Musiała jakoś ją przekonać że to jej się wydaje.
- co? co ty mówisz, ja tam nic nie widzę, a pozatym Zika nie ma on nie żyje
- Nie ładnie tak okłamywać przyjaciółkę- wtrącił Zik nie wiadimo jak w taki szybki sposób znalazł się za Iriną. W tym momencie Lili wyglądała jak by jej nie byobrażalna złość połączyła się ze strachem.
- ty... ty ZABIŁEŚ MNIE- nie wytrzymójąc krzykneła i żóciłą się z maczetą na niego. Zik tylko się uśmiechnoł nawet na nią nie patrząc. Lili zatrzymałą się , puściła miecz i padła na kolana. Wtedy Zik złapał ją za rękę i podniosły lekko do góry.
- Głupia Lili, przecież ja cię... kontroluję
- nie ... to ... to nie możliwe niby ... jak ?
- to Irina ci nie powiedziała?
- Nie musi wiedzieć- krzyknęła budząc w sobie swoją złość która dorównuje złości Lili.
- Ale czego? Lili lekko odwróciła się a jej białe oczy dawały zapytanie.
- Irina uwalniając ciebie... przypadkiem uwolniła mnie ... I w tym momencie Lili swoimi białymi oczami popatrzyła na Irinę mówiącym spojrzeniem ...,,zabiję cię".
Irina nie iwedział co ma zrobić jednocześnie chciała zabić Zika, zrobić mu niewyobrażalną przywdę jaką on wyrządził jej. Zacisneła pięści i asz krew z nich poleciała, tak jak ostatnio Lenemu. Bo obietnica jej zabraniała. I wiedząc że nic nie może zrobić rozlużniła pięści. Zik zauważył że kolor trawy z zieleni robi się czerwony a ty tylko koło lili, w niektórych fragmentach. Popatrzył an jej ręce były całe we krwi. Zik pościł Lili podszedł do Iriny i chwycił ją za nadgarstek. Podniósł jej rękę do góry tak jak by chciał wszystkim pokazać że krwawi. Bliznowata popatrzyła na niego mając ochotę wyrwać się i go uderzyć ale była bez silna. Lili nie rozumiała o co chodzi, normalni eto by już ja zabił, albo próbował by ją namówić na przejście do niego jak kiedyś namawiał Lena. Chciała się podnieść ale coś ją przycisnęło do ziemi.
- No i co ty najlepszego robisz?- zapytał ze złością Zik- nie powinnaś się samo okaleczać, moja królowa powinna być idealna. Irina nie wytrzymała i uderzyła go drugą ręką w twarz. Zikowi zrobiły się białe oczy. Wiedział ze obowiązuje ją obietnica i ją złamała. Wiedział ze Irina jest twarda i nie da sobą manipulować.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić- powiedziała ze złością. Patrzą na niego jak by chciała udeżyć go drugi raz.
- widzę że się mni nie boisz i umiesz nawet MNIE się postawić. Ale wiedz że teraz bardziej mi sie podobasz. Bo takie dziewczyny lubię. Mówiąc to popatrzył na Lili która wiedziała o co chodzi i spóściła głowę.
- Do zobaczenia, będę częściej wpadął. I gdy momentalnie zniknoł Lili znowu mogła sie podnieść. Była bardzo zła na Irinę.
- Co to miało znaczyć?! o co mu chodziło z tą królową?! i jaka znowu obietnica !? nie no cieszę się że mu się postawiłaś, ale co to miało być !? Irina nie wiedział jak odpowiedzieć ale przypomniała coś sobie
- Ty też nie jesteś święta, bez tajemnic !!!!
- A co to miało znaczyć ?!- krzykneła zadziwiona Lili
- Jak to c gdy powiedział ,, bo takie dziewczyny lubię" automatycznie popatrzył na ciebie! co To miało znaczyć
- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć !
- Tk? i ja też nie. I obie dziewczyny odwróciły się do siebie plecami i przez jakiś czas się nie odzywały. Były złe i czekały asz któraś odpuści. W pewnym momencie zrozumiały że nie ma się o co denerwować mogą to sobie wytłumaczyć na spokojnie.
- No dobrze powiemci - zaczeła Lili będą dalej odwrócone plecami- Kiedyś Zik chciła żebym do niego dołączyła, jak jeszce byłam w mojej wiosce. Byłam bardzo drażliwai chętna do bujek. Nie brakowało mi siły nawet do pokonania niedzwiezia ,stąd ten naszyjnik, ale ja się nie zgodziłam i wtedy powiedział mi ze jestem uparta i zadziorna a on takie lubi wtedy poraz pierwszy żałowałam czegoś co zrobiłam. - Irina przekręciła głowę z zaciekawienie- Udeżyłam go w brzych z pięści, ale nie tak lekko tak... no wiesz bardzo mocno. Wiedziałam ze mu się podobam ale mi wtedy podobał sie Len, a już się wtedy z nim przyjażniłam. Udeżyłam go tak mocno że złamał drzewo które było za nim. Moja złość wtedy się uspokoiła. On wstał otrzepał się, uśmiechną i powiedział kiedyś , jeszcze nie wiem kiedy ,ale zapłacisz mi zapłacisz mi za to.. Wiesz jak to było nie bałam się go. I nic sobie z tego nie robiłam. Ale jak ratowałam Lena to przy uderzeniu usłyszałam właśnie te słowa.- przyznała się. Irina zrozumiała przekaz gdybo ona nie zachowała zdrowego rozsądku, inaczej niż Lili, to ona też by miała przed soba taki los.
- A co z tobą?- dodała po chwili
- dobrze więc... i nie dokończyła bo za krzeków szyli Yoh, Trey, Yoko i Leny.
- Tu jesteś, a my się zastanawiamy gdzie możesz być- powiedział Yoh.
- Ta Anna już na ciebie czeka bo chiała cię podszkolić- dodał tery
- A ja i tak nie miałaem nic do roboty- oznajmił Joko
Len zobaczył Lili i odrazu spóścił głowę.
- dobra chośmy do domu- Yoh tylko do w głowie
- nie nie trzeba ja sama wrócę
- Nie Iriono- zaprzeczyła blądynka.- Powinnaś wracać zbliża się wieczur.
- dobra nie gadajmy tylko choćmy - Treyowi widocznie też śpieszno do domu. Ale Joko zauważył ze coś jest nie tak, zauważył że Irina jest jakś zestresowana i że ma krew na rękach. On nie chiał wracać chciał zostać i dowiedzieć się o co chodzi. Ale nic nie powiedział i zaczoł iść z resztą w stronę domu.
- czekajcie- powiedziała Lili- czy Leny może zostać? Len popatrzył na Yoh który kiwnął głową że może. I nie zważając na nich poszli dalej. W domu Anna długo rozmawiała z Iriną. W pewnym momencie Anna wstał i pochyliła się nad Iriną.
- Ty coś ukrywasz.- stwierdziła
- co ? a co ja miałambym ukrywać. nie ufasz mi ?- teraz zapytała trochę bezczelnym tonem- jeśli mi nie ufasz to czemu mnie uczysz?!?- zapytała ze złością- jaki to ma w ogóle sens ?!?! zapytała z krzykiem stając i opierając się o stół. Anna stała spokojnie wogóle jej to nie ruszało chciaż była trochę zła
- Denerwujesz się jak cię coś gryzie, mi możesz zaufać i to powiedzieć nie gryź się z tym bo będziesz coraz bardziej zła. Irina uspokoiła się usiadła
- dobrze więc , dałąm komuś obietnicę bo ta osoba uratowała mi życie, a że byłam mała to nie iwdziałam co mówię. A teraz spotkałam tą osobę i się o to upomnina a aja nie wiem już co mam zrobić. Anna pomyślałą chwilę
- No cóż, chba więcj mi nie powiesz. Więc powinnaś spełnić tą obietnicę. Bo obietnica to obietnica. nieważne ile się miało lat trzeba jej dotrzymać, a ajeśli się ją złamało trzeba przeprosić. Irina nie wyobrażała sobie że mogła by przeprosić Zika.
- No dobrze wystarczy na dziś idz już na górę- powiedziała Anna wychodząc z pokju. W tym momencie wrócił Len. Był szczęśliwy, ale nie chciał powiedzieć czmu. W nocy Irina myślała o tym co jej powiedziała Anna i miała wrażenie że tej nocy jakośnie zaśnie.
KONIEC
wtorek, 17 września 2013
Rozdział 4
Tej nocy Irła operację którą przeprowadził Faust z Elaizą. Na szczęście nie była to poważna operacja, i z Iriną wszystko w porządku. Następnego dnia obudziła się po południu. Nie dziwię się miała za sobą ciężką noc.Miała zabandażowaną od ramienia z tatuażem do brzucha, podejrzewała że miała operację ale nic nie pamiętała od momentu kiedy zeszłej nocy weszła do kręgu z korali. Wstała ubrała się i zeszła na śniadanie, a raczej obiad. W kuchni zastała tylko Annę i Dziun. Po chłopakach nie było śladu.
- dzień dobry, gdzie wywiało chłopaków? zapytała ze zdziwieniem.
- Nie pamiętasz już? Len w nocy uciekł. Yoh i Trey całą noc go szukali. A po twojej operacji Faust i Joko też poszli bo oni nie wrócili. Wytłumaczyła Dziun.
-Aha, ale co mi się właściwie stało ?
- Posłuchaj- zaczeła Anna- masz w sobie wielką moc której jeszcze nie umiesz poanować, wczoraj ta moc weszła w ciebie, na początku dobrze ci szło a potem straciłaś kątrolę. Nie mogłaś wyjść z transu, asz skończyła się operacja. Musisz jeszcze ćwiczyć , a ja będę ci w tym pomagać. Irina uśmiechneła się.
W tej chwili wpadli chłopacy i Len. Len odrazu poszedł na górę do siebie do pokoju.
- Znaleźliśmy go nad wodospadem jakieś 5 km z tond. Nie wiem jak szybko musiał biec żeby asz tam dobiec przed nami. Wyjaśnił Trey. Jocko dziwnie patrzył na Irinę jak by wiedział że tamtej nocy był tam Zik i wszystko obserwował. Ale po chwili mu przeszło i zaczął jeść. Irina usiadła i zjadła trochę obiadu. Gdy wszyscy poszli na dwór ona wzięła resztki i poszła do pokoju Lena. Czuła ze to jej wina i powinna go przeprosić.Powoli szła na górę. Zapukała i weszła. Len siedział na środku pokoju, odwrócił się lekko ale jakoś nie miał ochoty rozmawiać.
- Przyniosłam ci obiad- powiedziała kładąc tależ na ziemi.- Len czy jesteś na mnie zły?
- Hmm... oczywiście trochę tak a trochę nie
- Jak to ? nie rozumiem.
- Widzisz, tak bo dałąś mi tylko na chwilę Lili i moja nadzieja wzrosła i natychmiast spadła, nie bo mogłem ją zobaczyć, przytulić... i za to ci też dziękuje
- Ale nie długo ona na prawdę do ciebie wróci
- Mam taką nadzieję, że tym razem mówisz prawdę. Irina spuściła głowę i wyszła. Nie postrzeżenie wyszła z domu tylnym wyjściem i pobiegła do lasu. Dobiegła do Lili. Podeszła powoli bo Lili nigdzie nie widziała. Zkieszeni wyjeła korale i zaczeła nimi delikatnie potrząsać. Wniektórych częściach były jaśniejsz, a w niektórych ciemniejsze. Wiedziała że tam gdzie jaśniejsze tam Lili. Podeszła do jej zamrożonej postaci/
- Lili proszę wyjdz, nie chowaj się prze demną. Lili wyszła zza lodu. Uśmiechneła się.
- Miło znowu cię widzieć Irino.
- Och Lili mam ci tyle do opowiedzenia... I zaczeła jej opowiadać, o jej spotkaniu z Zikiem, o rozmowie z Lenym i Anną. Lili najbardziej zaciekawiło to że Zik powrócił.
- Ale jak to powrócił? i czego on od ciebie chciął. Irina wstydziła się przyznać ze kiedyś Zik uratował jej życie i złorzyła mu obietnicę.
- nie wiem,- skłamała- ale mam nadzieję że więcej go nie zobaczę. Powiedziała uśmiechając się. Gdy Irina była u Lili wszyscy siedzieli na dwoże przy domku. Chłopaki próbowali pocieszyć Lena.
- Chej Len napewno pocieszy cię mój nowy żart...
- NIE PRÓBUJ NAWET !!!. Krzykneli jednocześnie Trey i Leny bijąc Joko po twarzy.
- A... ale... po co ... do razu... te ... te nerwy... jakoś wyksztusił z siebie pobity. Kiedy już odzyskał zdolność mówienia rozglądął się i nigdzie nie mógł znaleśc Iriny. Zastanowiło go to bo on chyba jako jedyny jej nie ufał.Nie zważając na to dalej bawił się z chłopakami.
- Anno- zapytała Dziun- jak w ogóle to się stało ze Irina nie mogła powrócić do normalnego stanu?
- Podejżewam ze to przez jej bliznę. Oznajmiła Anna. Joko słysząc temat Iriny nie postrzeżenie przemknoł do dziewczyn i nasłuchiwał.
- Co ale jak to przez bliznę? to przeciez nie dożeczne.
- właśnie ze nie. Widzisz to tego by przywrócić kogoś go ludzkie postaci potrzeba dużo magii i dobra, no wiesz dobrej mocy. W trakcie przemiany zauważyłam ze jej blizna świeci na czarno. co oznacza duży zasięg zła. Czyli tą bliznę zrobił ktoś nie wyobrażalnie ały.
- Czy mógł to byś Zik?
- Możliwe, ale to by znaczyło że miała z nim bliskie spotakani...
Po tych słowach Joko oddalił się. przemyślał wszystko co usłyszał i teraz był pwein ze Irina ma coś współnego z Zikiem. Między czsie Lili i Irina rozmawiały w lesie, śmiały się i żartowąły. Nagle śmiechy ustały gdy zza Iriny wynórzył się Voldemort.
-Co się stało?
- Uważajcie, ktoś was obserwóje, ktoś zły, asz tu czuję jego obecnośc. Irina popatrzyła w górę i na skale oddalonej od nich siedział zadowolony Zik...
CIĄG DALSZY JUTRO.
poniedziałek, 16 września 2013
Przepraszam was za wczoraj bo z pośpiechu napisałam koniec zamiast ciąg dalszy. Więc to jest ciąg dalszy 3 rozdziału.
Po całym dniu opowiadania o Lili i o swoim życiu Irina była bardzo zmęczona. Dostała pokoik koło Anny. Położyła się lecz długo nie mogła zasnąć, wstała podeszła do okna i usiadła na nim ( przez to ze miała taki duży i szeroki parapet mogła na nim usiąść). Patrzyła w gwiazdy jak by na coś czekała. W końcu po paru godzinach położyła się spowrotem do łyżka i zasnęła. Co dziwne jej też ,tak jak ostatnio Lenemu, śnił się Zik ale ona miała z nim bliższe spotkanie. Obudziła się przestraszona rozejżała się po pokoju i odetchneła z ulgą i położyła głowę na poduszce.
- Jak ty możesz tak spokojnie spać ...- nagle usłyszała głos dobrze jej znany podniosła się na równe nogi i zobaczył Zika zwisającego do góry nogami. W jej oczach staną teraz strach. Zik odskoczył i staną prosto. A co było dziwne że jego szat była na nim jak był do góry nogami nie wisiała tylko jak by była przyczepiona. tylko gdy spadał to jakoś normalnie.Za Iriny pojawił się Voldemort. Podszedł do niej powoli, Irina odruchowo chciała cofnąć się do tyłu, lecz stała w miejscu i zrobiła poważny wyraz tważy. Opierając się ręką o ścianę zapytał.
- Co się stało? nie cieszysz się na mój widok?- zapytał z szyderczym uśmiechem.
- Po naszym ostatnim spotkaniu nie mam co się cieszyć więc z tego tak że nie będę. powiedział z opuszczoną głową. zik widocznie był zły ale jakoś tego nie pokazywał. Podszedł do niej złapał ją jedną ręką za pod ramię a drugą dotknoł jej brody i podniusł lekko do gury z poku pod patrując jej bliznę którą sam jej zrobił.
- No ale o co si chodzi? przecież blizna się goi- powiedział z uśmiechem.
- Jak to jest możliwe przecież... ciebie nie ma- powiedział tym samaym prubując się uwolnić ale nie mogła, bo za mocno ją trzymał.
- Ach więc tego nie wiesz? - powiedział zdziwiony- to ty, przez przypadek gdy wskrzeszałaś Lili. Pomyliłaś zaklęcia i mnie też wskrzesiłaś. Tyle że ja jestem najpotężniejszym szamanem więc ja się sam odrodziłem, a nie tak jak Lili że tylko duch.
- WIĘC CZEMU DO MNIE PRZYCHODZISZ?!?!, CZEGO CHCESZ?!?!- zapytała z płaczem bo już nie mogła wytżymać ze strachu.-czego chcę to dobre pytanie... alesz nie płacz jeszcze będzie okazja, a na razie powiedział w końcu ją pouszczając, chcę byś przemyślałą sprawę dołączenia do mnie.
- Nigdy tego nie zrobię !!!
- Uparta jesteś ale takie lubię, a ostatnio też tak mówiłąś i na dobre ci to nie wyszło. powiedział patrząc na jej bliznę. - Przemyśl to na razie a ja w krótce wruce powiedział atając na oknie.
-Aha i jeszcze jedno, nie mów nikomu że wróciłem to ma być... niespodzianka. powiedział wyskakując z okna. Irina usiadła i zaczęła płakać. Ale nie trwało to długo bo od razu zasnęła. Następnego dnia posła z Anną i resztą do Lili by spróbować ją wskrzesić. Irina całą drogę tylko parę razy rozmawiała z Anną na temat poziomu jej mocy. Jocko do razu zauważył że coś jest nie tak. A reszta chłopaków wspierała Lena bo jego dziewczyna ma powrócić. Bliznowata ciągle myślała o słowach Zika że nie raz będzie miała powód do płaczu czy to miało oznaczać że znowu zrobi jej krzywdę a może jej nowym przyjaciołom albo gorzej. Gdy dotarli na miejsce zastali Lili przy swoim ciele wszyscy byli pod wrażeniem tego jak wygląda. A wyglądała dokładnie tak samo jak ostatnio i jak w lodzie.
- Witaj Lili miło znów cię widzieć- powiedziała chłodno Anna.
- Hej Lili nic się nie zmieniłaś- Powiedział ze śmiechem król szamanów.
- Miło was znowu widzieć- odpowiedziała i uśmiechnęła się do nich.- Irina? co ty tu robisz zapytała zdziwiona blond włosa Lili.
- Chcemy cię przywrucic do życia, to znaczy twoje ciało.
-Mogłybyście? to by było wspaniałe. mówiąc to popatrzyła na chłopca o fioletowych włosach. on tylko uśmiechnął się do niej. Dziewczyny medium wueożyły krąg ze swoich korali do którego weszła Lili. Oby dwie skupiły się na nich. Korale zaczeły świeciś i podnosiły się. W pewnym momencie zaczeły coś szeptać... otwożyły oczy które były białe iświeciły się a dookoła ich powstał potężny podmuch wiatru że prawie zwiał chłopaków. Włosy im się podnosiły i zaczeły latqac. Asz w pewnym momencie Lili też zaczeła się świeciś i podniosła się do góry. Był tylko bielki blask i chuk i ... gdy wszyscy mogli otwożyć oczy zaobaczyli Lili. która już była przystulona do Lena. Wszyscy zaczeli wiwatować. Anna nie raz to robiła i powróciła do normalnego stanu. Irina też ale, w pewnym omencie upadła a jaj oczy nie przestawały świecić. Wszyscy zbiegli się do niej a Lili.... Z nowu stała się duchem. Len znowu uciekł w głąb lasu.
- Anno co się stało ? - zapytał z przejęciem Faust- czy trzeba będzie ją operować ?
- Obawiam się ze tak, Irina ma wielką koc ale jest jeszcze za słaba żeby mogła do końca kogoś przywrócić. Yoh ty i Trey poszukajcie Lena. Faust i Joko pomużcie mi zanieść ją do domu tam ją zoperujemy. Gdy wszyscy się rozeszli nikt nie zauważył że na jednym z drzew iedzi Zik zadowolony z tego wszystkiego.
I to jest koniec tego rozdziału.
niedziela, 15 września 2013
CIĄG DALSZY ...
Przez parę godzin bez sensu błądzili po lesie. Len wysyłał Basona na zwiady ale on nie widział nigdzieani ścieżki, ani ich domku. W pewnym momencie zatrzymali się Irina spuściła głowę i stała bez ruchu w milczeniu
- co jest ? - zapytał lekko dziwiony Len- czemu się zatrzymałaś, nie możemy tracić czasu musimy iść dalej.
Nie zważając na słowa stała ciągle bez ruchu. Len podszedł do nie gdy nagle...
- Nie, zaczekaj...- powiedział bardzo spokojny głos i zza jej pleców pokazał się jej duch struż. Był to biały człowiek no w sumie to trochę nie bieskawy. Z czerwonymi oczami, bez nosa i z widniejącymi żwłami na głowie. Odziany był w czarną szatę, Len odskoczył i upadł na ziemię chyba nie trzeba tłumaczyć dlaczego. Przed nim stał Lord Voldemort. Len widocznie był przerażony znał go ale tylko z książek nie iwedizł że go kiedy kolwiek spotka.
- Ale jak to ? przecież ty nie istniejesz- upierał się Leny.
- Tak wiem, a na mój widok reagujesz jak karzdy, to ona mnie wskrzesiła, i wybrała na ducha stróża. Ona zdjeła ze mnie maskę śmierciożercy i pokazała dobro. Oczywiśćie jeśli się mnie bardzo zdenerwóje ... cóż nie zawacham się użyć awada ke ... i chyba wiesz co jest dalej- powiedział uśmiechając się do niego.Przestraszony Len pokiwał głową , a Irina ciągle stała bez ruchu.
- Co się z nią dzieje ?
- Och nic, ona widzi naszą drogę
- że co ? o czym ty mówisz
- bo widzisz inni widzą przyszłość ale przeszłość, a ona w trudnych sytuacjach widzi rozwiązanie i wyjście z opresji.
I nagle Irina ocknęła się i zaczęła biec przez las.
- za mną- krzykneła i biegła przed siebie . Len próbował na dążyć, co chwila coś go uderzało, gałąż albo jakiś krzak o który się zachaczał. W pewnym momencie wiedział że nie będzie mógł dalej biec więc żucił się na nią
- stój !!!- wykrzyknoł i wywrócili się na wzajem, zaczeli się turlać po lesie asz wypadli przed domkiem. Odziwo wszyscy byli przed domem. Chłopaki wygłupiali się, a dziewczyny piły herbatę. Wszyscy szeroko otworzyli buzie gdy zobaczyli że Len zupełnie przez przypadek leży na innej dziewczynie, tyko Anna spojżała i zajeła się herbatą. Len szybko staną na równe nogi i otrzepał się z piachu i liści. Irina także wstała ale była jak by lekko za nim schowana.
- No proszę Len tak szybko znalazłeś sonie nową dziewczynę? A wszyscy myśleli ze ci zupełnie już odbiło na temat Lili. Dobrze że przynajmnie nie mówisz że widziłeś ją.
- Co? nie. To nie jest moja dziewczyna to przyjaciółka Lili i ....
- Jasne, jasne może dorazu powiedz że ona wskrzesiła Lili- zażartował sobie Trey.
- No właśnie do tego dąże ona przywróciła ducha Lili. Wszycsy zaczeli się śmiać z Lena
- Oj le ty to masz pomysły- powiedział Trey
- Hej Len to był lepszt żart niż jaki kiedy kolwiek powiedział Jocko może powinien go uczyć...- powiedział ze śmiechem Yoh
- Tak właśnie.. że co !?!?- Oburzył się Joko- Moje żarty są tak śmieszne że można je wystawiać na aukci śmiechu łapiecie? I znowu zapadła głucha cisz.
- Len co ty opowiadasz? przecież to nie możliwe- Dodała Dziun.
- Mylisz się Dziun- dodała Anna- Możliwe tak samo jak to że ja wskrzesiłam Elaizę. Ale to oznacza że ona
też jest duchowym medium. Powiedział podejżliwie patrząć na dziewczynę z blizną na twarzy.
- Ale w takim razie dzie sa twoje koraliki. Dodała chwytając swoje niebieskie korale. Dziewczyna o czerwonych oczach wyjecła zza pleców taki sam pęk czarnych korali. Joko odrazu nie podobała się Irina, jak tylko zobaczył jej bliznę i tatuaże. A teraz wyjeła jakie czarne korale zakończone pentagramem. Postanowił ze będzie na nią uważął . Czrno koralowa wyszła na środek a za nią pojawił się Voldemort. Tak a i ch reakcja był podobna do tej Lena.
- Nazywam się Irina- zaczęła opowiadać.- Mam 15 lat i jestem przyjaciółką Lili. Dzięki swoim koralom wskrzesiłam, inaczej stworzyłam Voildemorta. Po śmierci Lili myślałam że tak nie umiem, ale którejś nocy myślałam o niej i naszła mnie myśl czy nie dało by się jej ,,ożywić" tak jak mojego ducha. Moje korale zaświeciły się mocniej jak nigdy do tą. I wtedy naszła mnie dzika myśl że przywrócę ją do życia, a przynajmniej spróbuję. I w pewnym momencie to się stało ale ona musiał być tam gdzie jej ciało. Jak się okazało zamrożone w lodzie w środku lasu. I akurat dziwnym trafem tam w tym czasie był len, a ja poszłam z Lili,ale w pewnym czasie zniknęła mi z zasięgu wzroku... i tak opowiadała o sobie całą noc bo co chwila padały pytania doczycące Lili a ona na nie odpowiadała. KONIEC.
Subskrybuj:
Posty (Atom)