Tą nie miłą niespodzianką był stojący przed nimi Zik. Lili jakoś to nie zaskoczyło, bo ona wiedziała o tym że on powstało. Len stał jak słup soli. Nie wierzył w to co sam widział. Przed jego oczami ukazał się Zik, cały i zdrowy, zabójca Lili i i do niedawna martwy brat Yoh. Lennemu narzuciły się wspomnienia z walki kiedy to Lili oddała za niego życie. Len wyciągnął miecz i żółcił się na Zika.
- Len nie...- usłyszał tylko w oddali a przed nim ukazała się dziewczyna, no może nie do końca dziewczyna. Znaczy wyglądała jak dziewczyna tyle że miała czarne oczy, całe bez białka, tęczówki niczego, całe czarne. Dziewczyna miała długie niebieskie włosy. Czarne oczy, niebiesko czerwono białą koszulę w kratkę i długie spodnie dżinsowe. Jej bronią była kosa, długa i ostra, zapewne jej duchem była sama śmierć. Dziewczyna stała spokojnie odpierając atak Lena, za to on ledwo się trzymał. W pewnym momencie dziewczyna go odepchnęła, i Len upadł na ziemię. Lili od razu podbiegła do Len i wzięła jego głowę na kolana.
- Co ... co się stało- powiedział Len bardzo osłabiony.- czemu nie mam... już prawie energii? Zik tylko się uśmiechnął.
- Bardzo dobrze Charuczi, dobrze się spisałaś. Dziewczyna odwróciła się uklękła na jednym kolanie, położyła jeną rękę na sercu.
- wykonuję tylko rozkazy mistrza.- powiedziała bardzo łagodnym głosem.
-Len to jest hapczi.
- Hapczi? co to takiego?
- Hapczi jest to osoba która poprzez dotknięcie potrafi odebrać swojemu przeciwnikowi jego energię, stając się silniejszą.
- Zgadza się Lili- powiedziało coś nieco zachrypniętym głosem, będące nad nimi. Nagle z drzewa wyskoczyła droga dziewczyna. Miała krótko ścięte włosy, po jednej stronie na chłopaka po drogiej tak do ramion. Włosy miała szare a końcówki czerwone. Tyle że miała białe oczy, całe białe. Bluzkę miała na krótkim rękawku czarną z białym orłem. Spodnie miała krótkie czarne. A z jej rąk wyrastały trzy długie pazury jak u Wolverina. Jej duchem zapewne był sam szatan.
- Derpman, a więc znowu się spotykamy, czyli jednak przeżyłaś- powiedziała podejrzliwie Lili.
- Tak tyle że teraz jestem silniejsza, dzięki mistrzowi Zikowi. Ja i moja siostra żyjemy.
- Zaraz więc to są siostry - zdziwił się Len odzyskując powoli siły. Zik ze zdziwieniem popatrzył na Lili.
- A gdzie twoja blizna którą ci zrobiłem? Lili popatrzyła na ramię. Nic nie odpowiedziała tylko patrzyła na niego wzrokiem mordercy.
- Jak śmiesz - krzyknęła biało oka i żółciła się z pazurami na Lili. Lili nic sobie z tego nie robiła tylko spokojnie siedziałan.
- stój, wracaj- powiedział nagle Zik.
- A...alee... mistrzu .- za jąkała się i posłusznie stanęła koło siostry.
- Nie przyszedłem tu by was zabijać- zaśmiał się- tylko coś sprawdzić. Chciałbym by Lili dołączyła do mnie.
- Co?!- krzynęły wszystkie dziewczyny.
- Nigdy- wyszeptał Len. Lili popatrzyła na Lena dając mu do zrozumienia że ni ma zamiaru do niego dołączać.
- czemu miała bym się zgodzić- zapytała Lili spokojnym głosem.
- Nie chodzi o to czy się zgodzisz najpierw muszę wiedzieć czy jesteś wystarczająco silna.
- Czyli co mam walczyć? z tobą?- zapytała kpiąco.
- nie zemną, Charuczi , Derpman. Nie trzeba było dwa razy powtarzać żeby było jasne ze to z nimi ma walczyć. Lili uśmiechnęła się podsunęła Lena pod drzewo, nadal był jeszcze słaby. Lili wstała otrzepała się. I podeszła do nich.
- Lili... zaczeka- wyjąkał Len- przecież nie masz ducha ani broni. Lili odwrócona w jego stronę uśmiechnęła się.
- nie posrebrzony mi duch, a miecz.... i z nogawki buta wyciągnęła mały mieczyk.
- Ha - zaśmiała się Charuczi- tym chcesz nas pokonać? Lili spuściła mieczyk w dół a z niego przeistoczył się w wielki miecz. Stanęła pomiędzy nimi. Charuczi z jednej, a Derpman z drugiej.
- Dwie na jedną? to trochę nie fer. Nie zważając na to zaatakowały. Najpierw Derpman, Lili skutecznie odparła jej atak, lecz z tyłu nadbiegła Charuczi, także odparła jej atak. Lili co chwila obracała się odpierając ataki prawie w ogóle nie atakując. Len bez czynnie siedział pod drzewem i patrzył jak jego dziewczyna zaczyna przegrywać z braku forioku i ducha była słabsza od nich. W pewnym momencie Derpman uderzyła tak mocno ze Lili poleciała 4 metry za siebie i uderzyła głową o kamień. Była przytomna ale poobijana. Zik ze zdziwieniem stanął nad nią.
- No, no- powiedział- muszę przyznać że jak na kogoś bez ducha i forioku jesteś całkiem dobra. Na razie nie dołączysz do mnie ale za jakiś czas. Powiedział i odszedł od nie.
- kiedy to do ciebie dotrze?!- o trudach wstała Lili - ja nigdy do ciebie nie dołączę. Zik nic nie powiedział tylko z niezadowoloną miną zniknął w płomieniach. Po chwili Hapczi również. Lili podbiegła do Len, pomogła mu wstać i razem poszli do domu. W domu wszyscy byli ciekawi co tak długo robią sami w tym lesie. Ale gdy wrócili to od razu Irina, Trey i Joko wiedzieli o co chodzi. Ale oni tłumaczyli się ze spotkali tylko dwie znajome Lili i trochę się poprztykały. KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz