czwartek, 26 września 2013

Rozdział 7

Dzień zapowiadał się obiecująco, wszyscy dostali wiadomości z kim i kiedy walczą. Nikt nie walczył z kimś znajomym, tylko Yoh walczył z Lysergiem. Wszyscy zeszli na duł na śniadanie, tylko Trey został chwilę dłużej, myślał ze Irina ciągle śpi i chciał ją obudzić. Bo Ona nie należała do rannych ptaszków. Lekko zapukał do jej drzwi. Uchyli je.
- Irino- wyszeptał- śpisss... i zobaczył puste łóżko. Wszedł do pokoju. Niby wszystko było na miejscu, łóżko było pościelone, jej różdżka była, ale jej samej nie było. Zaczął chodzić po pokoju i doszedł do okna. Na zewnątrz Anna i Irina ćwiczyły moce Iriny. W pewnym momencie Anna zauważyła go wpatrującego się w nie.
- Hej Irino- przerwała na chwile- czy to okno nie jest twoje. Powiedziała wskazując na jej okno.
- Faktycznie, ale cooo... i zauważyła w nim Teya. On zaś po chwili dopiero, zważył przeszywający go wzrok Anny, i zdziwiony  wzrok Iriny pytający : co ty robisz u mnie w pokoju?. On tylko głupkowato się uśmiechnął i powoli wycofał się. Szedł na dół gdzie już czekało śniadanie które przygotowała Dziun. Wszytko wyglądało pysznie, i takie też było. Dziun była zadowolona że wszyscy się zajadali, tylko jej brat jakoś nie miał apetytu. Myślał o Lili ,a Dziun dobrze o tym wiedziała. Zastanowiła się chwilę i przypomniała sobie rozmowę Iriny i Anny, na temat Lili.
- Wiecie co?- powiedziała z uśmiechem- Niedługo Lili do nas wróci. Wszyscy przestali jeść i czekali na to co ona jeszcze powie, a najbardziej Len.
- Ale co ty mówisz?- zapytał z pełnymi ustami Yoh.
- Tak no bo widzicie, dzisiaj podsłuchałam rozmowę Iriny z Anną  i mówiły że Irina jest już dość silna że może już nie długo będą w stanie przywrócić ją do nas. Lena ucieszyła ta wiadomość.Choć nie okazywał tego tylko lekko się uśmiechnął, i zaczął jeść. Dziun była szczęśliwa że mogła pomóc. W ty czasie Medium ćwiczyły kontrolę swojej mocy na koralach. Anna była szczęśliwa że czegoś ją nauczyła. Irina była bardzo skupiona, jej czarne korale zaczęły świecić i robić się białe. Zaczęły też unosić się do góry co oznaczało wysokie skupienie mocy.
- dobrze, świrnie ci odzie, nie przestawaj- chwaliła ją Anna która pokładała w niej wielkie nadzieje. Irina była na maksimum mocy i była maksymalnie skupiona, ale zawsze coś musi póść nie tak jak trzeba. W pewnym momencie w głowie Iriny zabrzmiał Zik.
- Już nie długo..., będziesz moja..., nie mogę.... się ....doczekać... Jej korale zaczęły drżeć i zrobiło się nie bezpiecznie. Zerwał się potężny wiatr, i zadciągały bużowe chmóry.
- IRINO!!!- krzyknęła Anna- Irino - ale Irina nie słuchała bo była zbyt przejęta głosem Zika w jej głowie. A wiatr robił się się coraz silniejszy, i nad ciągała burza.
- IRINO!!!!- z całej siły krzyknęła Anna i Irina dopiero się ocknęła. Burza ustała, a niebo znowu było bez chmurne.  Wszyscy domownicy wybiegli przed dom by zobaczyć co się stało. Iriona miała strach w oczas.
- Co ci się stało !?!?- krzyknęła zał  Anna- czy ty chciałaś nas zabić? takiej mocy nie można lekceważyć. O czym ty myślałaś?! Irina nie wiedziała co ma odpowiedzieć, stała przestraszona bez ruchu.  Spóściła głowę i powiedział.
-Przed oczami stanęło mi to, jak doszło do mojej blizny. I w tedy Anna ucichła. Zrobiło jej się przykro, bo wiedziała że ona jest bardzo delikatna na ten temat.
- No a jak właściwie została zrobiona ci ta blizna?- zapytał z zaciekawienie Joko. W tedy wszyscy spojżeli na niego morderczym wzrokiem.
- Ja..., eh... faktycznie nie mówiłam wam, jak do niej doszło. Jak chcecie mogę wam opowiedzieć. Wszyscy kiwnęli głową bo już od dawna byli ciekawi jak do niej doszło.
- Więc to stało się dwa lata temu.- Powiedziała dotykając blizny- pamiętam to jak by to było wczoraj. W tedy pierwszy raz spotkałam się z Zikiem( co jest nie prawdą, ale bała się powiedzieć całej prawdy). Zik namawiał mnie żebym do niego dołączyła, ale ja odmawiałam. Więc powiedział że jeśli nie dołączę do niego to będzie musiał mnie zabić. Wtedy nie miałam jakiegoś specjalnego wyjścia. Postanowiłam walczyć o własne życie. On widząc że mieniam swoją czarną różdżkę w miecz, też wziął miecz,  znikąd tak porostu się pojawił. Walka była zacięta. On najwidoczniej dobrze się bawił, a ja próbowałam nie zginąć. W pewnym momencie już słaba, została uderzona w brzuch. Padłam na ziemię a z ust plułam krwią.Leżałam u jego stup. Patrzył na mnie i oczekiwał że zacznę błagać o litość leż ja mu się nie dałam...


CIĄG DALSZY JURTO...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz