środa, 25 września 2013

Rozdział 6

 Nie da się określić w żaden sposób radości Lou oraz tego jak bardzo denerwował Lena po drodze do Lili.
 Lou ciągle gadał, skakał i mruczał z radości, wchodził Lenowi na głowę i plecy i plątał się pod nogami jak prawdziwy kot. Len tylko zgrzytał zębami ale wytrzymywał to, przynajmniej próbował. Byli już blisko Lili, zniecierpliwiony tygrysowaty ciągle gadał, bez końca. W końcu jak Lou wszedł mu w ramiona Leny go puścił a ,, kot" upadł na ziemię i miałknoł biednie. Len nie odzywał się tylko stał z założonymi rękami.
- No co ty robisz?- zapytał zdenerwowany Lou- Czemu nie idziemy?
- No bo już jesteśmy - powiedział patrząc na lekki skrawek zamrożonej Lili przed nimi.
- O jej!- powiedział Lou i w mgnieniu oka pojawił suię koło lodu. Patrzył na niego takim apetycznym wzrokiem, pewnie dlatego ze w skrawku słońca tak ładnie błyszczał. Lou go dotknął, otworzył buzię, wystawił język i ...
- Co ty wyprawiasz?!?!- powiedział Len z nie dowieżeniem- jeśli dotkniesz tego językiem to on ci zamarznie do tego.
- Nie zamarznie, pamiętasz ja jestem starszy więc ja wiem lepiej- powiedział i o miały włos a dotknął by tyle że otworzył oczy i zobaczył ciało. Natychmiast podskoczył do góry jak sprężyna i zniknął z widzenia Lenemu. On tylko się zaśmiał.
- Witaj Len- powiedziała Lili stojąca za nim- co cię tu sprowadza?
- Witaj Lili- powiedział podchodząc do niej- wyglądsz pięknie zresztą jak zawsze.
- co się stało jesteś cały podrapany ... i tu nagle z drzewa spadł Lou. Przez chwilę leżał na ziemi.
- Właśnie nie zgadniesz kogo dziś znalazłem- powiedział pokazując na Lou. Lili popatrzyła na niego ze zdziwieniem ale dopiero gdy wstał zobaczyła znajomą twarz. Jej zielone oczy błyszczały z niedowierzenia. Lou wstał i podszedł do niej.
- Witaj Lili- powiedział spokojnym głosem. Lili przez jakiś czas jeszcze stała bez ruchu, nie mogła uwierzyć że jej starszy zaginiony brat właśnie stoi przed nią.
- Lou! To ty? Jesteś Kotem!- powiedziała po chwili ze znużeniem w głosie. Lou przewrócił oczmi.
- Mówisz tak jak on- i wskazał na Len- pół tygrysem.
- Ale jak to się stało?, co się z tobą działo przez ten czas?, czemu zniknąłeś?
- No więc to by... i nagle zza krzaków wyszedł Yoh, Trey, Morty, Joko, Anna, Dziun, Faust i Irina.
- No hej towarzystwo- Powiedział radośnie Trey
- Pomyśleliśmy ze po walce Len na pewno tu przyjdzie- powiedziała Irina- ale nie myśleliśmy o koto podobnym czymś.- Powiedział Yoh patrząc na Lou.
- Lou, czy to ty?- zapytała z niedowieżeniem w głosie Irina.
- Zaraz to ty go znasz?- Zapytał ze zdziwieniem Morty.
- Tak to brat Iriny
- CO?!- krzyknęli wszyscy jednym chórem, tylko Anne jakoś to nie dziwiło.
-Ale jak to się stało- Zapytała zmartwiony Morty.
- Zapewne jakieś mutacje i zmiany genetyczne- zakładał Faust.
- Chodźcie to wam opowiem- powiedział z uśmiechem. Nikt się nie sprzeciwial więc wszyscy podeszli bliżej i usiedli by go wysłuchać.
- Więc jakoś pięć alt temu jak miałem dwanaście lat, zostałem porwany z własnego domu. Pewnej zimowej nocy obudziły mnie dziwne dźwięki dobiegające z dołu mojego domu. Poszedłem więc to sprawdzić. Gdy schodziłem na duł ktoś złapał mnie od tyłu za szyję i próbował udusić. Ja kopnąłem go w brzuch, a potem jak leżał w twarz. Ze strachem zacząłem biec na górę ale o coś się potknąłem i ktoś złapał mnie od tyłu, zszedł ze mną ze schodów a druga postać założyła mi worek na głowę.Zabrali mnie z domu i wsadzili do jakiejś chyba furgonetki. Było zimno a ja miałem na sobie tylko piżamę i buty. Po drodze słyszałem tylko jak o czymś rozmawiali i dźwięk silnika. Po jakimś czasie zdjął mi go z głowy. Byłem w bardzo oświetlonej białej sali, a ludzie tam mieli białe ubrania. Byłem przywiązany do jakiegoś stołu operacyjnego. Następnie zaczęli mnie nakłuwać igłami, w ręce, nogi, brzuch i głowę. To masakrycznie bolało.W pewnym momencie mieli dość moich krzyków i zawiązali mi usta. Jak wbijali mi ostatnią igłę w głowę  nie wytrzymałem z bólu i zemdlałam. Ocucili mnie a igły nadal tkwiły w moim ciele. Jedne sączyły ze mnie krew ,a inne wlewały coś do mnie, pamiętam ze te substancje miały kolor biały, żółty i zielony. Wtedy zacząłem się powoli zmieniać. Prez jakiś okres czasu byłem tak, ale tylko raz doświadczyłem takiego bólu. Potem byli dla mnie milsi. Co mnie zdziwiło. Następnie słyszałem coś o jakimś eksperymencie który nie wyszedł i muszą się go pozbyć, to chodziło o mnie. Ale ja w nicy ociekłem. Gdy spałem chcieli mnie uśpić, ale ja nie spałem. W tedy gdy człowiek zbliżył się do mnie z tym i wycelował w rękę, aj się zerwałem. Za czołem z nim walczyć i w tedy całkiem się zmieniłem. Urosłem, zmieniłem kolor, wyrosły mi pazury, ogon, zęby i wielka siła. Zamiast on mnie, ja go uśpiłem. Za te wszystkie rzeczy które mi wyrządził. Lecz przyszło więcej ludzi więc nie miałem wyjścia i skoczyłem przez okno. Za czołem biec i w tedy doznałem forioku i dostałem super szybkości.W tym laboratorium byłem jakieś dwa- trzy lata. Potem włóczyłem się po świecie by znaleźć Lili. Ale nie miałem jakoś nikogo do pomocy i błąkałem się tu i tam. Potem usłyszałem że powraca turniej szamanów więc miałem nadzieję ze Lili też weźmie udział by ją znaleźć. Ale zamiast jej spotkałem Lena. I tak znalazłem się tu. Tym zakończył swoją wypowiedz. Wszyscy zaczeli płakać ze wzruszenia ile cierpiał, i z tego ze mu współczuli.
- Oj ty biedaku- powiedział zapłakany Trey rzucając mu się na szyję- ile przeszedłeś, jesteś taki dzielny. Lou odrzucał go na ziemię. Ale zaciekawiła go Anna tylko ona nie płakała.
- Bardzo ci współczujemy z tego powodu
- oj bardzo- dodał Try
- ale musimy już iść, chcesz iść z nami? zapytała obojętnie Anna. Lou popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- Nie nie będę wam przeszkadzać, a w ogóle to ja też muszę już iść. I wskoczył na drzewo.
- A i Lili, dobrz było znów cię widzieć, Len dbaj o nią.
- O to się nie martw.
 - Mam nadzieję że nie muszę powiedział i skoczył na następne drzewo. Wszyscy zaczęli iść w stronę domu. Tylko Len odwrócił się i pomachał Lili na do widzenia.

KONIEC.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz