poniedziałek, 14 października 2013

Ciąg dalszy...

PS. Przepraszam was za moją pomyłkę bo Shu tak naprawdę ma na imię Harry. Przy okazji dużą uwagę będę zwracać na obecną sytuację Lili.



Następnego dnia Lili obudziła się. Patrzyła na duże lustro które stało przed nią.
- A więc to prawda- powiedziała sama do siebie jej cząstka dobra- Jestem wampirem, i jestem zła. Hahahaha....-zaczęła się diabolicznie śmiać- to bardzo dobrze. W końcu mogę robić co ze chcę.
- Ale czy to dobrze?- zapytał Harry siedząc na krześle. Nie wiadomo kiedy tam się pojawił.
- O czym ty mówisz? Teraz nie mam ograniczeń- powiedziała z radością. Harry przysunął krzesło do jej łóżka i chwycił jej rękę.
- Skoro tak mówisz- powiedział spokojnie.
- A właściwie to po co tu przybyłeś?- zapytała zabierając rękę.
- Jestem wcieleniem dobra, w sumie można powiedzieć że aniołem.
- Ale jesteś też wampirem.
- Tak ale jestem chyba jedynym dobrym wampirem i dlatego jak już umarłem, to dostałem nowe ciało i zadanie by pomagać złym wampirom w byciu dobrymi. A jak mi się uda przenieść choć jednego na dobrą stronę, to dostanę drugie życie, w moim starym ciele. Lili patrzyła na niego z zachwytem, ale po chwili przypomniała sobie coś.
- Zaraz jesteś jedynym dobrym wampirem?
- Tak.
- I poszedłeś do góry a nie na dół?
- Właśnie tak.
- A czy wampiry nie były potępione i skazane na piekło?
- Może ale nie w moim wypadku.
- Czemu?- Harry wzruszył ramionami.
- Dobrze muszę znikać.
- Zaczekaj- powiedziała chwytając go za rękę. On ze zdziwieniem wzdrygnął się i popatrzył na nią.Czuł że w niej jest coś innego niż we wszystkich.
- Odwiedzisz mnie jeszcze? Harry uśmiechnął się.
- Pewnie że tak- Lili puściła jego rękę a on wyskoczył przez okno.  W tym czasie nasi ,, leśni przyjaciele" dostali wiadomość że turniej jest zawieszony z powodu powrotu Zika.
- Co ale jak to?!- zaczął krzyczeć Trey do Silvy.
- Tak zdecydowała Gold wa- Powiedział nie wzruszony krzykiem Treya.
- Ale my możemy go pokonać jak ostatnio.- zauważył Yoh.
- Nie zezwalam, ostatnio ledwo uszedłeś z życiem i to się nie powtórzy. Wszyscy mogliście w tedy zginąć a teraz rada się tym zajmie.
- A nie możemy MY go jednak pokonamy- wtrącił Len.
- Nie słyszałeś co mówiłem?
- Dobrze słyszałem ale nie zgadzam się z tym, ostatnio go pokonaliśmy teraz też damy radę.
- Nie i koniec- powiedział wychodząc z domu.
- Ale kicha- powiedział Joko- czyli całe treningi na nic.
- A tak chciałem znowu móc pokonać innych w walce- powiedział ze smutkiem Faust,a Elaiza próbowała go pocieszyć.
- No co wy?- zapytał Len- chyba go nie posłuchacie?
- A co innego mamy zrobić?- zapytał Faust.
- Na przykład wsiąść się w garść i iść pokonać Zika- zaproponowała Anna. Wszyscy się zgodzili by za plecami rady zrobić co trzeba. Gdy nagle, zerwał się straszny wiatr który rozwalił drzwi na kawałki to był Zika i jego banda.
- Ładny cios Charuczi.
- Dzięki Derman. Oczywiści wszyscy wybiegli na zewnątrz. Ale ich uwagi nie przykuł sam Zik czy wilki duch ognia, tylko Lili.Ubrana byłą w spódniczkę i białą bluzkę z bufkami na ramionach, kołnierzykiem i czarną wstążką. Miała tak że czarne rękawiczki. A jej białe włosy były w dwóch kucykach z czarnymi kokardkami. Jej oczy były teraz krwisto czerwone. Wszystkich to zamurowało,  nikt by nie pomyślał że zobaczą kiedykolwiek Lili tak ubraną.
- Chyba chcieliście mnie widzieć- powiedział Zika- ale najpierw musicie porozmawiać z nimi.
- Ty chyba sobie żartujesz?- zapytał kpiąco Len- ich jest czterech, a nas ośmioro. Nie macie z nami szans.
- Hmm...-zastanowił się Zik- więc zróbmy tak- powiedział z uśmiechem- od was po dwie osoby na jednego z moich. Pasuje wam?
- To może być podstęp- ostrzegła Irina Yoh.
- Może ale zaryzykujemy- powiedział Len i żółcił się z atakiem na Zero Kaname.
- Idę z tobą- krzyknął Trey. Zero Kaname stał spokojnie, bo po chwili Lili odepchnęła ich.
- Lili co ty wyprawiasz?- zapytał Trey.
- Ochraniam ukochanego. Len staną ze zdziwieniem, ale szybko się opamiętał i zaczęli atakować Lili.
Faust i Joko zaatakowali Charuczi. Irina i Dziun zaatakowały Zero Kaname, a Yoh z Anną zaatakowali Derman. A Zik patrzył i czekał na wynik. Lili jako wampir mimo że miała małą maczetę była bardzo silne i wygrywała z Lenem i Treyem.
- Chyba nie damy jej rady- zauważył poobijany Trey.
-Nie możemy się poddać, a tak w ogóle zauważyłem że prawie jej nie atakujesz.
- No bo wiesz to w końcu Lili.
- Nie, mylisz się - powiedział poważnym tonem Len- to już nie jest Lili. Lili ze złością zaatakowała swoją maczetą.
- Walczycie czy gadacie?
- Masz rację to już nie jest Lili. W między czasie toczyła się walka między rodzeństwem. Dziun atakowała Li Pai longiem, a Irina czarną różdżką i koralami jednocześnie.
- No co ty siostrzyczko?- zapytał kpiąco- nie mów że tylko na tyle cię stać.
- Nie gadaj tyle bo ci w końcu wbiję różdżkę w serce jak kołek.- groziła mu ze złością.
- Zabawna jesteś. Lili nigdy by na to nie pozwoliła, wież czemu bo ona teraz mnie kocha. Len usłyszał to i nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Był tak tym przejęty że nie usłyszał wołania Treya i uderzenia Lili. Len na chwilę stracił przytomność. A Lili nie zwracała na to uwagi i skupiła się na wyeliminowaniu Treya...


CIĄG DALSZY NASTĄPI....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz