-Zacznę od początku. Byliśmy z Lenem wtedy dziećmi, mogliśmy mieć 9-10 lat. Trzy razy w tygodniu czekałam na niego na dużej polanie która rozdzielała dom mój i Lena. Pewnego dnia przyszedł trochę później niż zwykle. Uprzedził mnie o ty na poprzednim spotkaniu, mówił ze ma coś dostać od wuja chyba jakąś nową broń którą będzie walczyć z Basonem. Czekałam na niego ale byłam odwrócona tyłem.i to był błąd. W domu len trenował już batem, ale nie ognistym. Chciał się popisać i trafić w kwiatka rosnącego koło mnie. Ale źle wziął zamach i... trafił w moje ramię. -Wszyscy zamarli gdy to usłyszeli ,Harry wstał i nie zauważalnie poszedł w stronę lasu.- Oczywiście nie zrobił tego celowo. Ale bat owinął mi się o ramię i zaczął płonąć. Len od razu zareagował. W końcu gdy bat puścił on upadł na kolana i zaczął przepraszać. Byłam zapłakana ale wybaczyłam mu, zdarłam kawałek mojej jedwabnej sukienki (za co moja matka nie była zadowolona...) i owinęłam ranę. Gdy tylko się uspokoił poszliśmy nad rzekę i wrzuciliśmy bat do rzeki, a Len obiecał że nigdy już nie będzie posługiwać się batem. Od tamtej pory coś się we mnie zmieniło, nie wiem dokładnie co ale przestałam się przejmować moimi długimi i pięknymi włosa oraz jedwabnymi sukniami. Parę dni po tym jak mój ojciec zobaczył tą bliznę, po raz pierwszy zabronił mi się kontaktować z Lenem. Byłam zła, sama sobie ucięłam włosy, przerobiłam niektóre ubrania mojego brata( którego już nie było), spakowałam się i uciekłam. Tak po prostu...podobnie jak mój brat.
- A nie jesteś ciekawa co z twoimi rodzicami?- zapytał Morty. Lili popatrzyła na powoli widoczne gwiazdy.
- Nie, jak na razie nie. Lili wstała rozciągnęła się.
- Pójdę poszukać Lena.- powiedziała uśmiechając się- zaraz, zaraz a gdzie jest Harry? Wszyscy popatrzyli na jego miejsce faktycznie go nie było. Widocznie wszyscy byli tak pochłonięci opowieścią Lili że nawet nie zauważyli jak Harry poszedł.
- Siadaj Lili- powiedziała Anna- pewnie poszedł szukać Lena.
- Pewnie masz rację...- powiedziała Lili siadając i popijając herbatą.- ŻE CO!!!!- krzyknęła plując herbatą.
- Ale o co chodzi?- zapytał Yoh wycierając herbatę z twarzy.
- O nic tylko...- powiedziała wstając i biec w stronę lasu.
-,, Mama nadzieję że zdążę"-myślała Lili- ,,matko jaka ja byłam głupia, po co mówiłam tą historię." W pewnym momencie było słychać strzał, Lili przystanęła i zaczęła biec szybciej. Chwilę przed strzałem Harry znalazł Lena.
- Len- zawołał wcale nie przyjaznym głosem. Len stanął odwrócił się z nie chęcią. Za bardzo nie przepadał za nim.
- Czego chcesz, nie widzisz że wybrałem się na spacer- zapytał such Len. Harry wyciągnął pistolet. Len wyciągnął swój miecz.
- O co ci chodzi?- zapytał zdziwiony Len.
-Skrzywdziłeś Lili. Len stał i wiedział teraz o co mu chodzi. Zauważył że Haremu też zależy na niej więc pomyślał by go trochę podrażnić.
- Już rozumiem, ty ją kochasz.- powiedział z uśmiechem.
-Zamknij się!-krzynął ze złością- Skrzywdziłeś ją dwukrotnie, nie wiem jak w ogóle możesz z nią normalnie rozmawiać.
-Tylko się tak nie denerwuj to ci to wytłumaczę.
- Jak byś umiał.
- Oczywiście że tak. Bo ona mnie kocha.
- Kłamiesz. Nikt by cię nie kochał.
- A jak to zniesiesz że była ze mną po tym incydencie. Te słowa zaczęły prowokować Harrego.
- Przez jaki okres czasu? A tak przez 2 lata. Harry nie wytrzymał i strzelił. W tedy Lili usłyszała strzał. Len na szczęście schylił się i nie trafił.
-ŁAŁ!- Powiedział patrząc za siebie- ktoś tu ma problemy ze złością.
- Możesz się zamknąć!
- Posłuchaj mnie Harry myślisz że dobrze się czuję z tym co jej zrobiłem? Myślisz że czemu w tedy zniknąłem? Bo po nocach śni mi się ten jej krzyk, i tak jej krew ściekająca po moich rękach jak opatrzyłem jej rany. To dlatego zniknąłem, bo nie mogłem tego zrozumieć jak ona może mnie dalej kochać. Myślałem że usuwając się z jej życia zrobię coś dobrego, ale to tylko jej zaszkodziło. Harry zaczął mu współczuć, ale po chwili przestał i wycelował drugi raz.
- Nie obawiaj się- powiedział ze złością w głosie- jak tak ci z tym źle to skrócę twoje cierpienie. I w tej chwili wpadła Lili.
- NIE!- krzyknęła równocześnie ze strzałem i w tedy... kula się zatrzymała. Centralnie przed twarzą Lena. po chwili kula opadła na ziemię. Chłopaki stali jak wryci. Lili podbiegła do Lena i przytuliła go.
- Nic ci nie jest?- zapytała z przejęciem.
- Nie,- odpowiedział uśmiechając się i obejmując ją.
- Czy wyście oszaleli!? - zapytała patrząc na Harrego i Lena - mogliście zrobić sobie krzywdę.
-Ale...jak...ty...- zaniemówił Harry.
- To jedna z mich mocy wampirzych mogę poruszać przedmioty siłą woli.Ale teraz nie o tym, jak mogłeś w niego strzelić?- Lili podeszła do niego a jaj oczy zaczęły błyszczeć ze złości.
-Ja...ja....- Harry nie wiedział co ma powiedzieć.
- Leny, proszę wracaj do domu-poprosiła Lili- muszę pogadać z Harrym. Leny posłusznie zaczął wracać do domu. Lili odeszła parę od Harrego i położyła rękę na głowie.
-Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co mogłeś zrobić?
- Tak wiem ale...
- Harry, ja już nie wiem co mam z tobą zrobić- powiedziała kładąc obie ręce na twarz. Harry podszedł do nie i objął ją. Zaczął głaskać ja po głowie.
- Przepraszam cię, ja nie chciałem. Lili podniosła głowę i patrzyła w jego zielone oczy. Westchnęła z powrotem tuląc głowę do jego klatki.W tym momencie Harry przypomniał sobie że jeszcze będąc z Lili u Zika którejś nocy Lili zasnęła w jego ramionach, do teraz wspominał to jako najlepszą chwilę w jego formie anioła.
- Wiem, ale nie możesz tak robić. Dobrze wiesz że moja miłość jest podzielona na ciebie i Lena ale na razie nie chcę być z żadnym z was. Powiedziała całując do. W między czasie Zik wezwał do siebie Subaru. Zdziwiony różowo włosy wszedł do Zika.
-Czy coś się stało mistrzu?- zapytał klękając. Zik jak zwykle siedział na balkonie patrząc na gwizdy.
-Tak, mam do ciebie sprawę. Widzisz dlatego ze to ty zmieniłeś Irinę w wampira on powinna być ci posłuszna czyż nie prawda? Subaru pokiwał głową.
- Tak też myślałem. Ostatnio spędzasz z nią dużo czasu, może zauważyłeś że zachowuje się inaczej.
-Pod jakim względem?
-Bo widzisz ona doszła do nas dobrowolnie, i jest w niej jeszcze dobro. Chciałbym byś zniszczył w niej wszelkie dobro. Subaru posłusznie kiwnął głową.
- Ale jak to mam zrobić?
- Nie wnikam w szczegóły tylko to zrób. Chłopak wyszedł i zmierzał w kierunku pokoju Iriny, nie ważne jak miał zniszczeć w niej wszelkie dobro. Zapukał do pokoju miał plan co do Iriny.
- Wejdź.
- Witaj Irino.-powiedział ale za nie mówił bo był zdziwiony jej wyglądem.
-Przecież się dzisiaj widzieliśmy, i zrobiłeś mi dziurę w ścinie. Pokazała palcem na ścianę.
-Faktycznie ale ja nie w tej sprawie, a tak w ogóle gdzie się tak stroisz?
- Idę na miasto.
- Aha - powiedział siadając na krześle i zamyślił się ale po chwili ogarnął co Irina powiedział i popatrzył na nią ze zdziwieniem. Irina odwróciła się z powrotem do lustra.
- Na miasto?-zapytał.
-Tak. Chcę uwieść jakiegoś chłopaka i wypić jego krew.Dlatego się tak stroję. Subaru wstał.
- To zbyt nie bezpieczne, tak sama nie możesz.
-To idź ze mną.Będzie fajnie sam też coś zjesz.Irina nie zważając na niego podeszłą do okna. Subaru podszedł do nie. Chwycił ja za ramiona i odwrócił.
- Czy coś się stało?- zapytała ze strachem i zdziwieniem.
-Za dużo gadasz. Powiedział i ją pocałował. Irina nie mogła w to uwierzyć i stała ze zdziwieniem a gwiazdy robiły nastrój. Irina czuła że coś się dzieje ale myślała że tak ma być, ale nie wiedziała że Subaru jest przeklęty i tego kogo pocałuje staje się zły i jest mu posłuszny albo umiera...
KONIEC.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz