poniedziałek, 7 października 2013

Rozdział 11

Minęło już parę dni od odejścia Len i otrzymaniu Flippiego przez Lili. Mimo smutku i żalu wszyscy jakoś się trzymali a Flippy próbował rozweselać Lili. Czasem siedział i zastanawiał się czy Len miał rację...czy on naprawdę mógł kochać Lili nie tylko jako duch stróż? To pytanie nie dawało mu spokoju. Pewnego dnia gdy tak siedział podszedł do niego Ammidamaru. Usiadł koło niego.
- Co cię gryzie, przyjacielu?-zapytał łagodnie i ze spokojem- mamy taki piękny dzień a ty tak się czymś gryziesz. Flippy popatrzył na niego.
- Nic po prostu myślę jak by tu pomóc Lili.
- Ale w czym?
- We wszystkim, jest nie szczęśliwa przez Lena ale też że nie może brać udziału w turnieju. Ammidamaru zastanowił się chwilę.
- Może i masz rację ale jednak jest szczęśliwa- powiedział z uśmiechem- tylko popatrz na nią. Rzeczywiście była wiecznie roześmiana i chciała by wszyscy to odczuli. Flippy uśmiechnął się i uspokoił swoje myśli.
Lili śmiała się z Iriną i Dziun wspominając stare czasy. W pewnym momencie Lili przypomniała sobie coś ważnego. Wstała bez słowa, podeszła do drzewa i popatrzyła w górę.
- Co się stało Lili?- zapytała Dziun. Irina tak że była zdziwiona ale po chwili wiedziała o co chodzi.
- Zaczekaj, a zobaczysz. Powiedziała z uśmiechem. Lili podskoczyła i zaczęła bujać się na drzewie. Następnie zawiesiła się nogami i zniknęła w liściach drzewa. Wspinała się po gałęziach coraz wyżej i wyżej. Aż dotarła na samą górę. W górze popatrzyła na piękny kraj obraz lasu i piękne góry i urwiska.  Lecz po chwili na jednym z urwisk zobaczyła Zika. Patrzył w niebo i najwidoczniej jej nie zauważył. Ale Charuczi tak i z zamachem kosy pościła fioletową falę mocy. Wala trafiła Lili którą zrzuciła z drzewa i Lili zaczęła spadać w dół. Już  miała uderzyć w ziemię z ok. 20 metrów, gdy nagle złapał ją ktoś, to nie był Flippy który stał obok z kamieniały, ani Len. To był Zero Kaname, starszy brat Iriny. Zero Kaname miał szare włosy do ramion, chodził w czarnym garniturze, włosy miał związane różową wstążką z dzwoneczkiem na końcu. Oczy miał fioletowe. Wszyscy stali jak wryci bo nikt go nie znał oprócz Iriny o Lili. Lili z zamkniętymi oczami leżała w jego ramionach, lecz po chwili ocknęła się.
- Zero..Kaname?- zapytała z niepewnością. W ty czasie Zik wiedział o wszystkim.
- Charuczi - powiedział spokojnie- i po co się tak denerwować? Przecież on nie stanowi dla nas zagrożenia. Nie musiałaś.
- Przepraszam mistrzu- powiedziała kłaniając mu się.
- Ale to nawet lepiej-powiedział zadowolony kładąc się na ziemi.- mój człowiek miał lepsze wejście.
Między czasie Lili ciągle tkwiła w ramionach Zero Kaname. Odstawił ją.
- Zero Kaneme!- krzyknęła Irina biegnąc do brata- Co ty tu robisz?
- A wiesz tak przechodziłem i miałem wrażenie że słyszę Lili, więc jestem.
- Zero Kaname?-zapytała ze zdziwieniem Anna- masz dwa imiona?
- Tak- powiedział nieśmiale- tak jak Irina. Irina uderzyła go w brzuch.
- A więc miałem nie mówić.
- Maz dwa imiona?- zapytał Trey
- Tak- odpowiedziała z niechęcią- Irina Ruka.Ale używam tylko pierwszego.
- Ruka?- powtórzył Joko- jakie masz ładne imię. Irina wzdrygnęła się, bo nie myślała że usłyszy komplement od Joko który jej nie lubił za bardzo.
- Dziękuję- powiedziała uśmiechem. Trey patrzył na Joko wzrokiem mordercy.
-Ale zaraz, ty znasz Lili?- zapytał zdziwiony Yoh.
- Tak, ja znam ją lepiej niż ktokolwiek inny-Powiedział z zachwytem.
- Nawet lepiej niż Len? Zero Kaname popatrzył zdziwionym wzrokiem na Lili. A potem uśmiechnął się.
-Ha,- powiedział radośnie- więc jednak z nim jesteś?
- Byłam- przyznała cicho Lili.
-Bo wy pewnie nie wiecie ale...
- Nie warz się- ostrzegła go Lili.
-...ale ja byłem z Lili dość długo przed Lenem i zapewne ze mną byłaś szczęśliwsza.
Nikt nie mógł w to uwierzyć...


CIĄG DALSZY NASTĄPI...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz